W ostatnich odcinkach przede wszystkim skupiałem się na tzw. Ramowej Dyrektywie Wodnej, chcąc przybliżyć Czytelnikom ten – jakże ważny – dokument. Co prawda, rozważań na ten temat nie zakończyłem, ale dzisiaj chciałbym je na moment zarzucić, aby omówić problem zagrożenia dla wód azotanami, głównie pochodzenia rolniczego. Skąd ta nagła zmiana? Otóż właśnie teraz dyrektorzy regionalnych zarządów gospodarki wodnej (RZGW) wydali zarządzenia ustanawiające tzw. obszary szczególnie narażone na spływ związków azotu do wód (OSN-y). Ich wyznaczenie niesie za sobą konsekwencje, w tym finansowe, dla rolników, co – oczywiście – powoduje wielkie protesty. A ponieważ ten sprzeciw jest wynikiem niezrozumienia dla obowiązujących nas procedur, stąd pomysł, aby nieco przybliżyć kwestie z nimi związane.
Proste, ale kosztowne
Podpisując Traktat Akcesyjny z Unią Europejską, zgodziliśmy się na wdrożenie do naszego prawa wszystkich dyrektyw unijnych, w tym także nr 91/676/EWG z 12 grudnia 1991 r. w sprawie ochrony wód przed zanieczyszczeniami spowodowanymi przez azotany pochodzenia rolniczego. Zobowiązuje ona państwa członkowskie m.in. do wyznaczenia wód wrażliwych na zanieczyszczenie azotanami. Pod tym sformułowaniem kryją się wody już nimi skażone, wody, które mogą ulec zanieczyszczeniu azotanami (o ile nie zostaną podjęte działania zapobiegawcze), a także wody naturalne (jeziora i inne zbiorniki, estuaria oraz wody przybrzeżne i morskie) eutroficzne lub podatne na eutrofizację – jeśli nie będą prowadzone działania mogące zapobiec takiemu skażeniu.
Ponadto dyrektywa nakłada na państwa członkowskie obowiązek wyznaczenia obszarów szczególnie narażonych na skażenie azotanami pochodzenia rolniczego, spływającymi do wód wrażliwych. Wreszcie Unia Europejska obliguje swoich członków do opracowania i wdrożenia planów działań, które mają zapewnić ochronę wód powierzchniowych i podziemnych przed zanieczyszczeniem azotanami.
Obowiązki te wydają się bardzo proste – wyznaczamy wody już zanieczyszczone lub zagrożone skażeniem, określamy powierzchnie, z których azotany spływają do wyznaczonych wód (OSN-y), a na koniec sporządzamy plany działań i wprowadzamy je w życie, aby ochronić wody wrażliwe. Niby proste, ale za tymi procedurami kryją się, niestety, ogromne środki finansowe, które trzeba przeznaczyć na przedsięwzięcia prowadzone w OSN-ach. Mogą one polegać m.in. na ograniczeniu stosowania nawozów naturalnych, organicznych i płynnych (w odniesieniu do terminów, dawek i rodzaju upraw), wprowadzaniu konkretnych zaleceń co do sposobu przechowywania wszelkich nawozów i postępowania z odciekami, a także na limitowaniu stosowania nawozów w pobliżu cieków, jezior, na glebach podmokłych oraz w okresie, gdy gleba jest zmarznięta.
Powyższe działania generują koszty, trzeba bowiem zainwestować m.in. w budowę specjalnych magazynów oraz płyt na nawozy, zakup zbiorników do przechowywania nawozów płynnych czy montaż urządzeń do ujmowania odcieków oraz zabezpieczeń obór i chlewni przed wyciekami do gruntu.
Gwałtowna reakcja
I właśnie w tym miejscu rodzi się „kość niezgody”, gdyż obowiązujące w Polsce przepisy nie pozwalają na jakiekolwiek dopłaty czy pomoc inwestycyjną dla rolników, których tereny znajdą się w OSN-ie. I choć Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi utrzymuje, że jest to zgodne z zasadą „zanieczyszczający płaci”, to – niestety – godzi to w interes rolnika. Ma on bowiem kłopoty nie tylko z powodu związków azotu, ale również jest pozbawiony pomocy finansowej. W tej sytuacji należałoby go raczej wspomagać, co mogłoby się przełożyć na ograniczenie lub likwidację zagrożenia azotanami.
Nie ma się zatem co dziwić gwałtownej reakcji rolników, którzy protestują przeciwko rozszerzaniu powierzchni OSN-ów, winą obarczając RZGW. A jaka jest prawda?
Po wejściu Polski do Unii Europejskiej, w 2004 r., wyznaczono 21 OSN-ów, obejmujących 2% powierzchni kraju. Cztery lata później, w związku z ciągłymi protestami rolników, że jest tych obszarów za dużo, dokonano nieznacznej weryfikacji. Nowa mapa zawierała już 19 OSN-ów (1,49% terytorium państwa). Lista tych obszarów obowiązywała od maja 2008 r. do kwietnia 2012 r.
Niestety, Komisja Europejska nie była usatysfakcjonowana działaniami Polski, w związku z czym zleciła Uniwersytetowi i Ośrodkowi Badawczemu Wageningen – Nauki Przyrodnicze przegląd – na podstawie dostępnych danych – wyznaczonych w naszym kraju obszarów. Wnioski i zalecenia wynikające z pracy ekspertów wskazywały m.in., że określone w Polsce OSN-y są niepełne i wymagają ponownej analizy, gdyż powinny obejmować wszystkie obszary, z których następuje odpływ związku azotu do wód. Poza tym wiele argumentów przemawia za uznaniem całego terytorium naszego państwa za strefę OSN , ponieważ stwierdzono nadmierną eutrofizację wielu wód oraz duże ładunki biogenów odprowadzanych do Bałtyku.
Niczym miecz Damoklesa
Znając zatem wyniki raportu, Komisja Europejska zaczęła spokojnie, ale systematycznie, wywierać nacisk, aby Polska uznała cały obszar kraju za OSN. Wypada dodać, że wiele państw już tak uczyniło, np. Niemcy. Jednak polskie władze w dalszym ciągu nie uwzględniały sugestii Komisji, czego konsekwencją było wystosowanie przez nią tzw. naruszenia nr 2010/2063 (w październiku 2010 r.), a następnie uzasadnionej opinii w tej sprawie (w listopadzie 2011 r.), opartych na podstawowym zarzucie: „Polska w niewystarczający sposób określiła wody zanieczyszczone oraz wody, które mogą być zanieczyszczone, a w konsekwencji nie wyznaczyła dostatecznej powierzchni obszarów, obejmującej wszystkie wody, wykazane przez GIOŚ jako zanieczyszczone azotanami albo eutroficzne”.
Dodać należy, że za niewykonanie zobowiązań wynikających z tej opinii Polsce grozi skierowanie sprawy do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej i kara pieniężna w wysokości co najmniej 2,3 mln euro (ale może ona sięgnąć nawet 144,5 mln euro!).
Ministerstwo Środowiska i MRiRW podjęły wspólne działania dla udokumentowania Komisji Europejskiej, że powierzchnia OSN-ów w Polsce jest znacznie mniejsza od terytorium kraju. W tym celu minister rolnictwa zobowiązał Instytut Uprawy, Nawożenia i Gleboznawstwa w Płocku do wyznaczenia OSN-ów z wykorzystaniem specjalnego modelu matematycznego. Wyniki tych opóźnionych prac (zakończono je pod koniec grudnia 2011 r.) dyrektorzy RZGW przenieśli do swoich zarządzeń, ustanawiających OSN-y. Ich powierzchnia – wg badań IUNG – wzrosła z 1,49% do ponad 18% obszaru kraju.
No i zaczęły się protesty, skierowane pod adresem dyrektorów RZGW, że nadmiernie i bezpodstawnie zwiększyli powierzchnie OSN-ów. Fala tych protestów trwa. W najbliższych dniach spotkają się ministrowie, aby zadecydować, w jaki sposób wywiązać się z zobowiązań wobec UE, a jednocześnie wspomóc rolników. Rozpatrzone zostaną dwie kwestie. Pierwsza dotyczy możliwości finansowego i organizacyjnego wspierania gospodarstw podejmujących działania w celu ograniczenia dopływu azotanów do wód powierzchniowych i podziemnych na OSN-ach. Druga natomiast wiąże się z perspektywą usunięcia barier prawnych, uniemożliwiających dofinansowanie wybranych pakietów programu rolno-środowiskowego, realizowanych przez rolników na OSN-ach.
W dalszej kolejności – dla określenia wpływu rolnictwa na jakość wody – konieczne jest rozbudowanie systemu monitoringu, a także zmiana podejścia do oceny eutrofizacji wód na potrzeby wdrażania dyrektywy azotanowej.
Powinniśmy także przeprowadzić rzetelne analizy skutków uznania całego kraju za obszar szczególnie narażony na zanieczyszczenia azotanami ze źródeł rolniczych. Skutki te to przede wszystkim program inwestycyjny, opracowany w celu ograniczenia dopływu zanieczyszczeń z rolnictwa do wód, z jednoczesnym wskazaniem źródła pokrywania kosztów działań w tym zakresie. Oczywiście, konieczny będzie także współudział rolników w tym programie, a co za tym idzie – ocena kosztów, jakie będą musieli oni ponieść – w zależności od wielkości gospodarstwa i rodzaju prowadzonej produkcji.
Starałem się pokazać, że wyznaczenie dużej powierzchni OSN-ów jest obligatoryjnym wymogiem stawianym przez Komisję Europejską, a nie „widzimisię” dyrektorów RZGW. Jeśli nie ustanowimy tych obszarów, Polsce grożą ogromne kary. Pocieszający i godny podkreślenia jest jednak fakt, że dwóch ministrów widzi problem i podejmie działania, aby go rozwiązać – czego Państwu i sobie życzę.
Janusz Wiśniewski
Krajowy Zarząd Gospodarki Wodnej
Tytuł i śródtytuły od redakcji