Na dłuższą metę głównym źródłem energii uzyskiwanej ze źródeł odnawialnych będzie zapewne biomasa, której definicyjne określenie pojawiło się w tym roku w polskim prawie. Największą i najbardziej wartościową jej część może stanowić biomasa, pochodząca ze specjalnie uprawianych roślin, zwanych – dla laików dość dziwnie – energetycznymi. Ich (roślin, nie laików!) potencjał plonotwórczy wynosi rocznie od kilkunastu do 25-30 ton suchej masy z hektara. A ponieważ ostatnio wprowadzone przepisy radykalnie zwiększają popyt na „proenergetyczną” biomasę, nic więc dziwnego, że coraz bardziej interesują się nią już nawet duzi „energotwórcy”, chętni do jej współspalania w swoich instalacjach.
Czy – w kontekście powyższego – przeciętny polski rolnik wie, jakie możliwości mogą się przed nim otworzyć? Uczestnicząc (w charakterze współorganizatora) w debacie pt. „Rośliny energetyczne” podczas zorganizowanego niedawno – z wielką pompą i udziałem tysięcy rolników – AGRO SHOW, odniosłam wrażenie, że w tematyce odnawialnych źródeł energii daleko nam jeszcze do poziomu edukacyjnej przyzwoitości, o ideale nie wspominając. Nawet instytucje powołane do tego, aby rolnikom doradzać, same się dopiero w tych zagadnieniach doszkalają (i dobrze!).
My tu gadu-gadu..., a tymczasem do drzwi wiejskich domostw pukają różnej maści plantatorzy (zwłaszcza wierzby), oferując rolnikom sa...