Ludwik Węgrzyn
prezes Związku Powiatów Polskich
starosta bocheński


Od ponad 16 lat w krajobraz naszego kraju wpisany jest samorząd terytorialny. Funkcjonowanie tego segmentu administracji i władzy publicznej od czasu do czasu wywołuje mniejsze lub większe emocje, a może tylko zwiększone zainteresowanie społeczne. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyż przyjęta ponad 16 lat temu rządowo-samorządowa koncepcja państwa jest dość powszechnie znana w tzw. krajach starej demokracji zarówno europejskiej, jak i światowej. Rozwiązanie oparte na powszechnym udziale obywateli w rozwiązywaniu wszystkich problemów przekraczających możliwości jednej rodziny czy jednego człowieka jest koncepcją ze wszech miar akceptowaną. Pozwala ona nie tylko na bardziej racjonalne wydatkowanie środków, ale też zabezpiecza społeczną kontrolę nad ich celowym i gospodarnym wykorzystaniem. Jest w tej koncepcji jeszcze jedna, bardzo istotna przesłanka, pozwalająca akceptować i wspierać ideę samorządności – poczucie odpowiedzialności za realizację lokalnych spraw. Takie podejście wyzwala ogromne pokłady aktywności społecznej i pozwala na identyfikację jednostki ze społeczeństwem. Gdy w ostatnich latach przemijającego totalitarnego państwa chciano pozbawić nie tylko jednostki, ale też całe społeczności lokalne tożsamości i sprowadzić je do pozycji wiernych i biernych wykonawców, zabłysnęło światełko idei samorządu. Jako młodzi pracownicy administracji z ogromnym entuzjazmem przyjęliśmy propozycję nowych, proobywatelskich rozwiązań. Ludzie, którzy pracowali nad propozycjami pierwszych prawnych rozwiązań, byli dla nas – używając języka młodzieżowego – osobami kultowymi. Dokonane w ubiegłym roku oceny reformy samorządowej były niezwykle pozytywne. Niektórzy w swoich opiniach poszli tak daleko, że nazwali ją jedyną udaną spośród wielkich reform przeprowadzonych w Polsce po zmianach ustrojowych do końca lat 80.
Lato bieżącego roku, pomimo zmiennych warunków atmosferycznych, okazało się być sezonem bardzo medialnym dla samorządu terytorialnego. Przyczyną tego niepowszedniego zjawiska jest upływająca za kilka miesięcy kadencja władz stanowiących oraz wykonawczych jednostek samorządu terytorialnego wszystkich rodzajów. Gdy kilka miesięcy temu pisałem o mających wówczas miejsce wielkich zgromadzeniach zwoływanych przez partie polityczne, rozpoczynających kampanię wyborczą do samorządu, podkreślałem ich wyłącznie polityczny, a nie merytoryczny charakter. Na forum tamtych zgromadzeń mówiono wyłącznie o tym, jak opanować samorząd w rozumieniu politycznym przez własnych reprezentantów, a zapomniano o zaprezentowaniu sposobu na wyeliminowanie tych mankamentów, które nie pozwalają w sposób normalny realizować zadań przypisanych samorządowi. Ferwor walki politycznej o stanowiska w samorządzie nie zastąpi środków finansowych na konkretne zadania. Obietnica 30-procentowej podwyżki płac w publicznych, samorządowych (w większości) placówkach służby zdrowia nie załatwia problemu. Do realizacji tego zadania potrzebne są po prostu pieniądze i to nie jednorazowo i spektakularnie, jak to robi wicepremier Lepper, który jeździ po wsiach dotkniętych przez powódź z walizką pieniędzy i rozdaje zrozpaczonym zaistniałą sytuacją ludziom banknoty stuzłotowe, ale pieniądze w ujęciu systemowym. Na marginesie działań wicepremiera Leppera ciekawy jestem, czy (i jeżeli tak, to kiedy?) tym rozdawnictwem pieniędzy zainteresuje się aparat fiskalny państwa, gdyż od darowanych pieniędzy darczyńca lub obdarowany zobowiązany jest zapłacić podatek od darowizny.
Apogeum przygotowań do szturmu na samorząd nastąpiło w drugiej połowie sierpnia, kiedy to w zastępstwie sezonu ogórkowego zafundowano społeczeństwu zmiany ordynacji wyborczej do samorządu terytorialnego. Ten nowy projekt przewiduje tzw. blokowanie list, a więc zmienia potencjalny wynik wyborów, gdyż radnym zostanie niekoniecznie ten obywatel, na którego oddaliśmy głos do urny wyborczej. Takie rozwiązanie ma dać szanse małym ugrupowaniom politycznym, które blokując, a więc łącząc własne listy wyborcze z listami dużych ugrupowań, hipotetycznie mogą wprowadzić swoich reprezentantów do organów samorządowych wyłanianych w wyborach. Jaki będzie tego efekt, jeszcze zobaczymy. Najprawdopodobniej umocni to ugrupowania większe, czyli będzie tak, jak to często bywa w naszej rzeczywistości: założenia są wspaniałe, a wychodzi jak zawsze… Dla wprowadzenia tego nowego systemu wyborczego na niespełna trzy miesiące przed zakładanym terminem wyborów koalicja rządowo-parlamentarna przeprowadziła bój wstępny przy aktywnej postawie posłów opozycyjnych. Aby nie dopuścić do debaty publicznej nad projektem nowej ordynacji wyborczej, zwiększono do granic absurdu liczebność sejmowej komisji samorządu terytorialnego, a więc koalicja przegrupowała wojska i dokonała pierwszej potyczki na forum Sejmu. Następnie, po uzyskaniu zakładanej większości, odstrzeliła przewodniczącego komisji samorządowej po jego niesubordynacji.
Potyczki, starcia, nawet bitwy polityczne na forum parlamentów i ich organów nie są czymś szczególnym albo nowym. Dotyczy to także naszej dalszej i bliższej historii parlamentaryzmu, zwłaszcza sarmackiego. Nie będę przypominał skutków takich działań dla naszej Ojczyzny. Jako samorządowiec mam tylko kilka pretensji. Po pierwsze, upartyjnianie samorządu nie doprowadzi do niczego dobrego dla społeczności lokalnych. Po drugie, wprowadzanie nowych zasad na tak krótki okres przed terminem wyborów może wywołać duże społeczne zamieszanie, a w konsekwencji zniechęcić obywateli do udziału w wyborach. Po trzecie, najważniejsze, idea i etos samorządu chyba już nie istnieje, co dla samorządowców jest najbardziej bolesnym efektem szturmu na samorząd.