No i postanowiono: firmy energetyczne skonsolidują się w cztery duże grupy. Największa z nich – koncern Polska Grupa Energetyczna – będzie na polskim rynku dominować i stanie się potentatem w Europie Środkowowschodniej, podobnie jak czeski koncern CEZ. Jednym słowem: ambitnie! Byłoby wprawdzie lepiej, gdyby zadecydował o tym nie rząd, ale sam rynek, lecz w tym sektorze gospodarki jest to w pewnym sensie „normalne”.
Owszem, „duży może więcej” i jest atrakcyjniejszy dla ministrów, polityków, menedżerów. Sęk w tym, że wielkość nie zawsze idzie w parze z efektywnością i bezpieczeństwem, a w energetyce są to pojęcia nie mniej ważne niż moc. Wiadomo wszakże, iż przesyłanie energii od dużych producentów do odległych odbiorców to strata blisko 10% tego, co z trudem i szkodą dla środowiska wytworzono. Poza tym konieczne jest utrzymywanie nieracjonalnie wysokich rezerw mocy – tak, aby w przypadku awarii jednej dużej elektrowni można ją było zastąpić w ogólnym bilansie energii.
A wystarczyłoby stworzyć dobry system zachęt – i to nie tylko w teorii – do produkcji energii w wielu małych, kogeneracyjnych elektrociepłowniach (o mocy do 10 MW), aby bezpieczeństwo energetyczne na skalę lokalną było pewne i tanie. Że tylko na skalę lokalną? – Aż lokalną! Bo przecież państwo to suma lokalnych, powiązanych ze sobą społeczności i gospodarek. Energetyka nie powinna tu być wyjątkiem; zwłaszcza że taka koncepcja sprzyjałaby bardziej równomiernemu rozwojowi całego kraju. Awaria któregoś z tysięcy elementów takiej sieci nie będzie poważnym problemem, a przesyłowe marnotrawstwo zostanie zredukowane do minimum.
To energetyczne „małe” może mieć różną postać. Na przykład prezes Bałtyckiej Agencji Poszanowania Energii przekonuje, że możemy postawić nawet kilka milionów wiatraków, wytwarzających energię na potrzeby jednostkowych odbiorców. A przy takiej liczbie „śmigiełek” nawet małe ich moce sumują się w ogromną porcję energii. Bez dalekich przesyłów i obaw, że nagle i wszędzie przestanie wiać (artykuł prezesa publikujemy na str. 18). Z kolei z artykułu Witolda Płatka (str. 28) można się dowiedzieć, ile energii elektrycznej da się „wycisnąć” z biometanu produkowanego w lokalnych biogazowanich. Jak widać, wielką energię można zebrać z wielu małych źródeł – ekonomicznie i ekologicznie! Problem w tym, że o takim kierunku w energetyce żaden rząd, póki co, nie postanowił. Trudno się dziwić, że inwestorzy też są dość septyczni. Ale może koniec nowego roku będzie tu bardziej optymistyczny. Czego i Państwu, i sobie życzę!

Urszula Wojciechowska
Redaktor naczelna