Matematyka okazuje się jedną z najbardziej ulubionych dziedzin nauki Komisji Europejskiej. Nawet jeśli mowa o ochronie środowiska, która często określana jest mianem brukselskiej religii. W ostatnim czasie głośno było o nowej propozycji legislacyjnej KE w zakresie zmian w kursie polityki względem paliw odnawialnych i ścieżki realizacji celów na 2020 rok, które – szczęśliwie – nie podlegają (póki co!) dyskusji. A co ma do tego matematyka? Bardzo dużo, bowiem to właśnie dzięki niej KE zamierza cele – w postaci 10% paliw odnawialnych i 6% redukcji emisji w całym cyklu życia paliw – zrealizować. Plan jest, rzecz jasna, jak najbardziej szczytny, albowiem ma umożliwić – jak to ładnie określono w projekcie zmian dyrektyw 98/70/WE i 2009/28/WE – „większą penetrację rynku przez biopaliwa zaawansowane dzięki dopuszczeniu większego wkładu tych paliw w realizację celów”. Skomplikowane? Jeszcze nie, ale będzie, jeśli rozszyfrujemy, co faktycznie autor miał na myśli. A chodzi już nie o podwójne naliczanie biopaliw wytwarzanych z surowców odpadowych i niespożywczych, a o poczwórne!
Zakładając zatem, co wyraźnie podkreślono w projekcie, że blending paliw konwencjonalnych z biokomponentami ma być najważniejszą metodą realizacji obu celów, jaka faktyczna ilość „bio” będzie w oleju napędowym B5 i benzynie E10? W ekstremalnych przypadkach, a tych wykluczyć nie można, bo nikt nie wskazał w dokumencie KE żadnych ograniczeń w tym zakresie, zawartość biokomponentu będzie wynosić odpowiednio nie 5, a 1,25% i nie 10, a 2,5%. A to oznacza, że dywersyfikacja źródeł energii transportowej to już tylko cel iluzoryczny, ponieważ redukcja objętości „bio” oznacza wprost większy udział paliw ropopochodnych. Ale to nieważne, ważne, że zrealizujemy cel! To jednak nie koniec absurdu, bo pozostaje jeszcze clou programu, a mianowicie to, co KE chce promować poczwórnym naliczaniem. W wykazie takich surowców KE, dbając o interesy europejskiej gospodarki i rolnictwa, wskazała m.in. ścieki z zakładów wytłaczania oleju palmowego i puste wiązki owoców palmy oraz wytłoczyny z trzciny cukrowej. Nic dodać, nic ująć, jesteśmy przecież potentatami w uprawie olejowca gwinejskiego i trzciny, więc z pewnością nowa regulacja przyczyni się do zwiększenia zysków unijnych farmerów i przemysłu przetwórczego. Coraz bardziej gorąca debata na temat przyszłego kształtu Wspólnej Polityki Rolnej UE nie będzie już tak istotna, ponieważ polscy czy niemieccy rolnicy już wiedzą, co produkować, żeby się opłacało! W wyobraźni widzę już np. te nowoczesne plantacje palmy oleistej w Wielkopolsce i niezmierzone areały trzciny cukrowej w Westfalii. Chociaż z tym drugim może być gorzej, bo z uwagi na reformę rynku cukru kwotowanie może nam ograniczyć nieco skalę sukcesu. Nie będę już wspominał, jak w praktyce wygląda obecnie rynek surowców z podwójnym naliczaniem. Opisałem go w jednym z poprzednich numerów „Czystej Energii”.
Kolejny przejaw dominacji matematyki w KE to magiczna liczba 5. Propozycja KE zakłada ograniczenie do 5% udziału biopaliw wytworzonych z surowców rolniczych, takich jak zboża czy rośliny skrobiowe, wysokobiałkowe i oleiste. Na tyle wyliczono udział biopaliw w paliwach transportowych w UE na koniec 2011 r. Oczywiście, jest to średnia, zatem dotyczy zarówno państw, które – delikatnie rzecz ujmując – nie do końca, póki co, się przykładały, jak i tych, które zrealizowały cel referencyjny na 2010 rok w postaci 5,75% i w dalszym ciągu zwiększają udział biopaliw. Dla tych drugich, które, dodajmy, są w zdecydowanej większości, propozycja KE to nie zatrzymanie, ale wręcz drastyczny regres rozwoju całego łańcucha wytwórczego, począwszy od rolnictwa, a na instalacjach wytwórczych biopaliw kończąc. I tu, niestety, matematyka się kończy, bo nikt z Komisji nie zadał sobie trudu, by policzyć, ile to by nas kosztowało.
Adam Stępień, KIB