Ludwik Węgrzyn
ekspert Związku Powiatów Polskich

Wakacje minęły raczej w zmiennych warunkach pogodowych, bowiem jednym dokuczały niezwykle wysokie temperatury notowane w końcu lipca, innym zaś – niezbyt ciepłe dni sierpnia. Jednak wszystkim, bez wyjątku, temperaturę podnosiła sytuacja polityczna w naszym kraju. Działacze samorządu terytorialnego bez wątpienia są ludźmi politycznymi. Dotyczy to nie tylko liderów, ale także szerokiej rzeszy działaczy w polskich gminach. Ostatnie i poprzednie wybory samorządowe stały się poligonem doświadczalnym dla partii politycznych, które zawzięcie usiłowały zdobyć przyczółki w gminach, powiatach i województwach. Na szczęście powstałe sytuacje i konfiguracje polityczne w jednostkach samorządu terytorialnego nie są odzwierciedleniem układu parlamentarnego, ale i tak nadmierne upartyjnienie samorządów w wielu przypadkach wykopało przepaści w stosunkach międzyludzkich tak duże, że chwilami wydają się wręcz nie do zasypania. Ale są także pozytywne przypadki – i to chyba w zdecydowanej większości – gdzie poczucie obowiązku wobec wyborców i interes lokalnych wspólnot okazał się nadrzędny wobec interesów partyjnych. Na tej kanwie warto zadać sobie pytanie, czy nie należałoby myśleć o dokonaniu zmian w ordynacji wyborczej do rad gmin i powiatów, tak aby przewagę posiadały organizacje obywatelskie i społeczne, zdecydowanie bliższe sprawom lokalnym. Pisząc te słowa, z premedytacją pominąłem samorząd wojewódzki, gdyż uważam, że na poziomie regionalnym nie jest możliwe odpartyjnienie samorządu. Mam także pełną świadomość, że ewentualne decyzje w tej sprawie musiałby podjąć parlament, a to gremium z założenia jest wyłaniane w układzie partii politycznych. Moja wiara jest jednak większa od sceptycyzmu, gdyż – mimo ostatnich wydarzeń i niezwykle niskich notowań parlamentu w ocenie społecznej – jestem przekonany, że po październikowych wyborach w ławach Sejmu i Senatu zasiądą ludzie, którzy będą kierować się przede wszystkim dobrem Polski. Ale póki co mleko się rozlało i Sejm RP podjął decyzję o skróceniu kadencji. Patrząc tylko poprzez gorszący obraz wydarzeń na ulicy Wiejskiej w Warszawie, zaserwowany nam przez członków parlamentu, to wydarzenie to – pomimo niecodziennego wymiaru – należy uznać za pozytywne i chyba dobre dla naszej ojczyzny. Jednak ten świat jest tak skonstruowany, że każdy medal ma dwie strony. Ta druga strona to brak nowych, lepszych regulacji prawnych, bez uchwalenia których nie da się lepiej pracować w administracji ani rządowej, ani samorządowej.
Trzeba przyznać, że działania antykorupcyjne rządu przyniosły w tym zakresie pewne pozytywne skutki. Wytworzona atmosfera doprowadziła albo do większej przejrzystości i transparentności działań administracji samorządowej, albo (co nie daj Bóg) do większej konspiracji tych społecznie szkodliwych działań. Jest też niewątpliwie druga strona tego medalu: działania służb specjalnych i policyjnych, psychoza powszechnej inwigilacji, a zwłaszcza powszechność faktycznych czy też wymyślonych podsłuchów i innych technik operacyjnych, stosowanych w stosunku do wszystkich obywateli. Spowodowało to falę podejrzliwości, niechęci czy też braku zwykłej życzliwości w stosunkach międzyludzkich.
Zamglona perspektywa zmian dotyczy nie tylko niepewności, czy 21 października będziemy w stanie wybrać parlamentarzystów, którzy stworzą płaszczyznę porozumienia, wzniosą się ponad partyjne interesy i stworzą skuteczną większość w nowo wybranym parlamencie. Zmęczenie społeczeństwa informacjami o działaniach ugrupowań w Sejmie w ostatnich miesiącach jest tak duże, że rodzą się wątpliwości co do frekwencji w akcie wyborczym. Może okazać się, że do wyborów pójdą tylko ci najbardziej zdeterminowani politycznie obywatele i wyłonią taki parlament, który nie będzie odbiegał od ostatniego i znowu Sejm stanie się areną nieustannych walk.
Samorządy terytorialne oczekują, że poprawi się zarówno obraz polskiej demokracji, jak i stanowione przez Sejm i Senat prawo. Wszyscy chcą przynajmniej kilkunastu nowych uregulowań prawnych. Dotyczy to zwłaszcza takich obszarów jak budownictwo, służba zdrowia, opieka społeczna i oświata. Równie ważne jest, aby to nowo uchwalone prawo było dobre, spójne, proste i zrozumiałe nie tylko dla urzędnika stosującego te przepisy, ale także dla obywatela. Doświadczenia ostatnich lat są złe. Moje zaniepokojenie wzbudziły zwłaszcza ustawy uchwalane w ostatnich dniach, a nawet godzinach przed rozwiązaniem Sejmu. Jestem przekonany, że bezkrytycznie przyjęte akty prawa w większości okażą się przysłowiową kiełbasą wyborczą, ale wywołane przez nie skutki będziemy ponosić wszyscy – zwłaszcza samorząd terytorialny. Dotyczyło to przede wszystkim spraw społecznych i socjalnych oraz służby zdrowia.
Skrócenie kadencji Sejmu budzi moje zaniepokojenie jeszcze jednym zdarzeniem, które może fatalnie odbić się na rozwoju naszego kraju oraz na pogorszeniu i tak już nie najlepszego wizerunku Polski w Unii Europejskiej. Wkroczyliśmy w czwarty kwartał 2007 r. A więc jeden rok z perspektywy finansowej 2007-2013 mamy z głowy. Po wyborach upłynie jakiś czas, zanim wszystko wróci do normalności (jeżeli w obecnych czasach można w ogóle mówić o normalności). Pierwszy nabór wniosków na środki z funduszy unijnych miał rozpocząć się we wrześniu br., tymczasem w tym temacie wciąż cisza. Jedyną pozytywną informacją było przekazanie decyzji o przyznaniu kilku regionom kwoty ok. 7 mld euro na regionalne programy operacyjne. A co z resztą kraju? Czy wyeliminowanie z sześcioletniego okresu funkcjonowania budżetu Unii dwóch lat pozwoli na wykorzystanie przyznanych nam środków? Te wątpliwości dedykuję nie tylko partiom politycznym, stającym w szranki wyborcze, ale także – a może przede wszystkim – nam, wyborcom, aby patrzeć, na kogo dajemy nasz głos i czy nasz wybraniec będzie w stanie zrealizować nasze oczekiwania.
Jeżeli tego nie zrobimy, to perspektywa najbliższych lat jest raczej mglista.
A może to tylko pierwsze jesienne mgły?

Skróty od redakcji