Rozpoczęliśmy szczęśliwie piąty miesiąc funkcjonowania w strukturach i granicach Unii Europejskiej i na całe dla nas szczęście nie wydarzyło się nic takiego, co mogłoby naszą pozycję w jakiś szczególny sposób osłabić ani też, niestety, w jakiś szczególny sposób wzmocnić. Nawet „wybitne” osiągnięcia naszych sportowców podczas minionych już igrzysk olimpijskich w Atenach nie były wydarzeniem, które poprawiło lub pogorszyło nasz wizerunek. Jest jednak dziedzina, z której, pomimo całego mojego malkontenctwa i szukania dziury w całym, myślę, że powinniśmy być dumni. Dziedzina ta to zamówienia publiczne, a dokładniej mówiąc – Prawo zamówień publicznych regulujące wydatkowanie wcale niemałych publicznych pieniędzy. Gdy w 1995 r. w obiegu prawnym pojawiła się nowa i nowatorska ustawa o zamówieniach publicznych, cała rzesza decydentów wydatkujących w mniej czy bardziej racjonalny sposób pieniądze publiczne podniosła wrzawę, iż w takich warunkach prawnych, jakie ten nowy przepis narzucał, nie da się nie tylko pracować, lecz w ogóle żyć. Z publikatorów wionęło zgrozą – począwszy od wizji przedszkoli, które bez stosowania zamówień publicznych nie mogą kupić litra mleka dla swoich wychowanków, szpitali pozbawionych przez ustawę możliwości zakupu leków, środków opatrunkowych itd., a na bezpieczeństwie kończąc, bo jak będzie wyglądał funkcjonariusz policji, gdy jego przełożeni – zmuszeni koniecznością wyboru najkorzystniejszej oferty – zakupią zamiast pałki służbowej tylko jej namiastkę? Zasady, tryby i formy zamówień publicznych wydawały się czynnikami, które w sposób ostateczny zachwieją polskim rynkiem wewnętrznym i pozbawią możliwości funkcjonowania, a w konsekwencji istnienia wiele jednostek sektora publicznego. I co? I nic. Po dziewięciu latach wszyscy, których funkcjonowanie tych przepisów dotyczy, nauczyli się je stosować i mam szczerą nadzieję, iż ich stosowanie przyniosło wymierne efekty dla finansów publicznych i nawet jeżeli wybrana najkorzystniejsza oferta nie była tą najtańszą, to i tak sektor publiczny na tym zyskał. Przysłowie mówi, że „biednego nie stać na rzeczy tanie”, tzn. że nie warto za niską ceną kupować towarów i usług o niższej jakości i krótszym okresie użytkowania. Dlatego też chylę z szacunkiem głowę przed ludźmi, których praca prowadzona z determinacją, ogromnym zaangażowaniem, a czasem nawet przeciw oporowi nie materii, lecz ducha ludzi nie rozumiejących lub nie chcących zrozumieć filozofii zamówień publicznych, doprowadzili do wejścia w życie dobrego przepisu, przygotowanego z sensem (co nie jest, niestety, rzeczą powszechną) i z odpowiednim wyprzedzeniem przy wzięciu pod uwagę argumentów ludzi z ich propozycjami polemizujących. Nowa ustawa z 29 stycznia br. Prawo zamówień publicznych jest przepisem łączącym wszystkie poprzednie nowelizacje i wychodzącym naprzeciw oczekiwaniom jednostek sektora finansów publicznych i innych jednostek obowiązanych ten przepis stosować, przy równoczesnym utrzymaniu w polu i centrum widzenia celu, jaki przyświecał i w dalszym ciągu przyświeca ludziom pragnącym racjonalizować wydatki publiczne. Powszechność stosowania przepisów Prawa zamówień publicznych, a równocześnie dopuszczenie niezbędnej elastyczności daje szanse na to, iż urzędnik, który musi je stosować, będzie to robił bez nadmiernych oporów, a nawet z przyjemnością. Daje ona bowiem poczucie gwarancji obiektywizmu w wyborze oferty, eliminuje te działania, które mogą mieć charakter korupcjogenny i zobowiązuje zamawiającego do równego traktowania wszystkich podmiotów biorących udział w postępowaniu. Nowym rozwiązaniem jest podniesienie progów, do których zamawiający może stosować procedury uproszczone, a przy zamówieniach mniejszych kwotowo nawet zrezygnować ze stosowania przepisów tej ustawy. Ustawodawca wyeliminował także takie zamówienia, przy realizowaniu których stosowanie procedur przetargowych w trybach konkurencyjnych było wręcz niemożliwe, np. zamówienie dostawy energii elektrycznej w miejscowości, w której wyłącznym dostawcą jest monopolistyczny na tym rynku zakład energetyczny albo zamówienie usługi u notariusza, do którego mamy największe zaufanie, nawet jeżeli jest ich kilku na lokalnym rynku. Takie działania ustawodawcy i autorów nowych rozwiązań, które przyniosły wyraźne uporządkowanie tego obszaru przepisów prawnych, przystosowały prawo do życia i zauważyły, iż zasada „można prawo nagiąć do życia, a nie zawsze obowiązkowo życie do prawa” jest działaniem oczekiwanym przez społeczeństwo. Przy całym moim legalistycznym podejściu do stosowania prawa mam nadzieję, iż zasada ta przyniesie lepsze stosowanie tego prawa w życiu. Nowe Prawo zamówień publicznych wprowadza nowe unormowania dotyczące sprawdzenia kwalifikacji arbitrów w formie publicznego egzaminu, konkursowego wyboru prezesa Urzędu Zamówień Publicznych i wyłonienia Rady Zamówień Publicznych. Wprowadzono nowatorskie rozwiązanie udzielania koncesji na roboty budowlane, swoistego rodzaju certyfikację firm budowlanych, co wymusza poprawę i utrzymanie odpowiednio wysokiej jakości pracy, oraz instytucję obserwatora przy zamówieniach i dostawach usług o dużej wartości. Zupełną nowością jest wprowadzenie do przepisów ustawy możliwości stosowania procedur informatycznych – aukcji elektronicznej.
Te wszystkie nowości oraz podniesienie zasad etyki poprzez wprowadzenie jej jako dokumentu obowiązującego dla arbitrów, a także zastosowanie rozwiązań antykorupcyjnych dla zamawiających i oferentów powinno przynieść jakże potrzebną poprawę wizerunku naszego rynku wydatków i zakupów, dokonywanych zwłaszcza ze środków publicznych. Nowa ustawa spełnia oczekiwania całego sektora finansów publicznych. Oczywiście warunkiem pełnego szczęścia jest jej stosowanie i przestrzeganie, lecz daje ona wszystkim możliwość uczciwej pracy i poczucia bezpieczeństwa w zakresie oceny przedkładanych ofert, ich obiektywnej oceny i wyboru tej najlepszej.
Co prawda „jedna jaskółka wiosny nie czyni”, lecz w przededniu jesiennych dni przynajmniej do mojego serca i umysłu wniosła ciepły promyczek.

Ludwik Węgrzyn
starosta bocheński
prezes Związku Powiatów Polskich