Na europejskim poziomie
Z Andrzejem Ryńskim, prezesem Zarządu Związku Województw RP, rozmawia Alicja Kostecka
Podobno lubi Pan wyzwania. Proszę więc powiedzieć, czy sprostał Pan wyzwaniu bycia marszałkiem województwa warmińsko-mazurskiego?
Mam nadzieję, że tak. Jednak ocena nie należy do mnie, lecz do wyborców – mieszkańców regionu. Dlatego o tym, czy sprostałem wyzwaniu, jakim jest sprawowanie funkcji marszałka, będziemy mogli rozmawiać już w październiku, po wyborach do parlamentu. Podjąłem bowiem kolejne w moim życiu wyzwanie – walkę o fotel posła na Sejm RP.
Czy czuje się Pan gospodarzem regionu i kto rzeczywiście nim jest w regionie: marszałek czy wojewoda?
Jeżeli zapytać przeciętnego mieszkańca Polski, kto jest gospodarzem regionu, to odpowie bez zająknięcia, że wojewoda, bo taka jest nasza wielowiekowa tradycja.
Obecne realia są jednak inne. W założeniach reformy samorządowej z 1999 r. to właśnie marszałek ma być gospodarzem województwa, osobą odpowiedzialną za jego rozwój, ma reprezentować je na forum krajowym i za granicą. Także w Unii Europejskiej to marszałek jest reprezentantem i stroną dla „Europy regionów”.
W praktyce mamy dualizm, z którym borykają się zarówno mieszkańcy, jak i np. goście zagraniczni, którzy nie są w stanie odróżnić obu instytucji. Chociażby z tego względu „marszałek” powinien być „wojewodą” – wtedy sytuacja będzie czytelniejsza i bardziej jednoznaczna.
Zazdrości Pan wojewodzie?
W gestii wojewody pozostają ważne instrumenty, mogące służyć rozwojowi regionu, np. specjalne strefy ekonomiczne, a to zadanie jest jednym z najważniejszych, stojących właśnie przed samorządem regionalnym.
Wojewodowie są też dysponentami sporych środków z budżetu państwa, które nie tylko w mojej ocenie powinny zostać przekazane w ręce samorządów. One bowiem najlepiej wiedzą, jak te środki rozdysponować. Administracja państwowa zawiaduje również sporym majątkiem Skarbu Państwa itp.
Dla nas ważna jest każda złotówka. Nawet najlepszej strategii rozwoju województwa nie można zrealizować bez pieniędzy, a tych na wszystkich szczeblach samorządu jest zdecydowanie za mało i to nie tylko na bieżące potrzeby. Musimy też pamiętać o tym, że mamy wiele do nadrobienia.
Jeżeli więc możemy mówić o „zazdrości”, to chyba tylko w kwestii tych pieniędzy i kompetencji.
Tematem do odrębnej dyskusji są wpływy samorządów na działalność policji i sposobu finansowania służby zdrowia, czyli instytucji, które pozostają w gestii administracji państwowej, a są odpowiedzialne za najbardziej palące obecnie problemy: bezpieczeństwa i ochrony zdrowia obywateli.
Skoro już jesteśmy przy pieniądzach: czy jest Pan zadowolony z podziału środków unijnych w pierwszej rundzie rozdania? Powiada się, że to samorządy wojewódzkie przydzieliły środki samym sobie…
Odnosząc się do pierwszej części pytania, mogę stwierdzić, że apetyt rośnie w miarę jedzenia i ta sytuacja ma wpływ na ocenę podziału środków unijnych. Zanim je otrzymaliśmy, były obawy, czy zdołamy je wykorzystać i już wtedy pojawiły się wątpliwości co do sposobu ich podziału. Pod koniec ubiegłego roku okazało się, że pula środków unijnych jest zdecydowanie za mała. Dla przykładu, w ubiegłym roku do kierowanego przeze mnie urzędu marszałkowskiego trafiło 312 wniosków o dofinansowanie projektów ze środków ZPORR i tylko ze względu na ograniczone środki, jakimi dysponujemy w ramach tego programu, mogliśmy wybrać do dofinansowania tylko 102 projekty. I znów wróciło pytanie, czy podział środków unijnych był prawidłowy? Myślę, że nigdy nie znajdziemy tu złotego środka.
Czy samorządy wojewódzkie przydzieliły te środki na własne zadania? Proszę pamiętać, że oceny i wyboru projektów nie dokonuje marszałek ani zarząd województwa. Pracuje nad nimi sztab ludzi: ekspertów, społecznych członków Regionalnych Komitetów Sterujących – to oni tak naprawdę podejmują decyzje, które potem są zatwierdzane przez władze regionu. Większość dofinansowanych ze ZPORR projektów, realizowanych obecnie na Warmii i Mazurach, to projekty naszych gmin, powiatów, instytucji podległych samorządom, placówek kulturalnych, służby zdrowia, przedsiębiorstw komunalnych oraz dwóch wyższych uczelni.
Czy jako gospodarz terenu został Pan wyposażony we wszystkie kompetencje niezbędne do realizacji nałożonych zadań?
Wspomniany dualizm administracji wojewódzkiej przekłada się również na sytuację samych urzędów marszałkowskich, które w mojej ocenie już na starcie nie zostały należycie wyposażone w kompetencje i majątek niezbędny do realizacji nałożonych na nie zadań. Sporo z tego, co powinno trafić do samorządu, pozostało w rękach administracji państwowej. Efektem tej sytuacji jest np. dublowanie zadań wydziałów i departamentów obu administracji, co jest nie tylko marnotrawstwem publicznych pieniędzy, ale także utrudnia życie mieszkańcom. W dalszej kolejności rzutuje to na ocenę administracji samorządowej i na skuteczność jej działania.
Sytuacją tę ma zmienić ustawa o zmianach kompetencji administracji samorządowej w województwach.
Czas na to najwyższy, bowiem nasze wstąpienie do Unii stworzyło nową sytuację, w której partnerami Brukseli są właśnie regiony, prowincje czy województwa poszczególnych państw członkowskich.
Pierwszym krokiem w tę stronę była ustawa o dochodach jednostek samorządu terytorialnego. Dała większe możliwości samorządom lokalnym. Również w kontekście integracji z UE o większości spraw, z którymi mamy do czynienia w regionie, mogą już decydować władze lokalne, w tym przede wszystkim samorząd województwa.
Ustawa kompetencyjna powinna być kolejnym krokiem na drodze do dalszej decentralizacji naszego państwa. Pięć lat funkcjonowania samorządów wojewódzkich pokazało, że reforma była potrzebna, a cały proces trzeba kontynuować i usprawniać, chociażby ze względu na sytuację budżetu państwa. Jak pokazują doświadczenia, samorząd funkcjonuje zdecydowanie taniej i efektywniej niż administracja państwowa – o ile oczywiście ma możliwość działania.
Ta ustawa w miarę precyzyjnie określa funkcję, jaką w regionach pełnić będą wojewodowie, oraz rozszerza kompetencje marszałków jako rzeczywistych gospodarzy województw.
Wspomniał Pan o współpracy regionów z Brukselą – ta narzuca jednak pewne standardy. Czy możemy mówić, że mamy w Polsce samorząd lokalny na europejskim poziomie?
Tak, choć w tej kwestii jest jeszcze wiele do zrobienia. Aktywność samorządów wszystkich szczebli w absorpcji i pozyskiwaniu funduszy unijnych wskazuje jednoznacznie, że proces poprawy jakości działania samorządów jest systematyczny i bardzo szybki. Ważnym jego elementem jest podejście do petenta, zarówno tego instytucjonalnego, jak i indywidualnego. Coraz więcej samorządów posiada już certyfikaty jakości, a inni się o nie starają. Poprawa jakości działania samorządów to również przygotowania do wprowadzenia elektronicznego obiegu dokumentów. Jestem przekonany, że już za kilka lat w całej Polsce będziemy mogli bez wychodzenia z domu załatwić większość spraw w urzędzie gminy, powiatu i marszałkowskim.
Czy Pańska opinia dotyczy także powiatów? Sporo osób negatywnie ocenia ten szczebel administracji samorządowej, pojawiają się nawet propozycje ich likwidacji.
Ocena powiatów jest trudna. Jak pokazują doświadczenia historyczne, model trzystopniowy w polskiej administracji się sprawdzał. Myślę, że problem tkwi w zbyt małych kompetencjach i środkach, jakimi dysponują obecnie powiaty. Tę sytuację ma zmienić wspomniana ustawa kompetencyjna. Jest ona swoistym dopełnieniem reformy samorządowej z 1999 r. Sądzę, że zapisane w niej wzmocnienie roli samorządów wojewódzkich i powiatowych pozwoli lepiej ocenić podział samorządów na trzy szczeble. Jednak jestem przekonany, że powiaty poradzą sobie i swoją aktywnością udowodnią, że ich powołanie było zasadne.
Jaka jest obecnie kondycja Związku Województw RP?
Uważam, że dobra. Związek to stowarzyszenie nietypowe. Zrzesza ono przedstawicieli wszystkich województw, które różnią się specyficznymi problemami, sytuacją gospodarczą, dążeniami czy polityczną strukturą władz. Podkreślam to dlatego, że pomimo tych bardzo poważnych różnic staramy się mówić jednym głosem, bo tylko to gwarantuje przebicie się z naszymi dążeniami do świadomości obywateli i ustawodawców. W obrębie związku funkcjonuje pięć komisji, które zajmują się kulturą, zdrowiem, funduszami unijnymi, zdrową żywnością i tzw. ścianą wschodnią. Ponadto mamy swoich przedstawicieli w Komitecie Regionów, Kongresie Władz Lokalnych i Regionalnych, Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego oraz wielu komisjach powoływanych przez poszczególnych ministrów. Nasi przedstawiciele, poprzez aktywny udział w tych gremiach, udowadniają, że korporacje takie jak Związek Województw RP są niezbędne dla dobrego funkcjonowania państwa polskiego.
Jak ocenia Pan dotychczasowe funkcjonowanie Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu?
Komisja w tej chwili ma ugruntowaną pozycję i osobiście nie wyobrażam sobie procesu legislacyjnego bez udziału tego organu. Jej działania oceniam dobrze, a z perspektywy kilku lat funkcjonowania w tym gremium mogę z pewnością powiedzieć, że wiele się od siebie nauczyliśmy. Mam nadzieję, że taka forma współpracy będzie regułą współdziałania z każdym kolejnym rządem.
Podobno lubi Pan wyzwania. Proszę więc powiedzieć, czy sprostał Pan wyzwaniu bycia marszałkiem województwa warmińsko-mazurskiego?
Mam nadzieję, że tak. Jednak ocena nie należy do mnie, lecz do wyborców – mieszkańców regionu. Dlatego o tym, czy sprostałem wyzwaniu, jakim jest sprawowanie funkcji marszałka, będziemy mogli rozmawiać już w październiku, po wyborach do parlamentu. Podjąłem bowiem kolejne w moim życiu wyzwanie – walkę o fotel posła na Sejm RP.
Czy czuje się Pan gospodarzem regionu i kto rzeczywiście nim jest w regionie: marszałek czy wojewoda?
Jeżeli zapytać przeciętnego mieszkańca Polski, kto jest gospodarzem regionu, to odpowie bez zająknięcia, że wojewoda, bo taka jest nasza wielowiekowa tradycja.
Obecne realia są jednak inne. W założeniach reformy samorządowej z 1999 r. to właśnie marszałek ma być gospodarzem województwa, osobą odpowiedzialną za jego rozwój, ma reprezentować je na forum krajowym i za granicą. Także w Unii Europejskiej to marszałek jest reprezentantem i stroną dla „Europy regionów”.
W praktyce mamy dualizm, z którym borykają się zarówno mieszkańcy, jak i np. goście zagraniczni, którzy nie są w stanie odróżnić obu instytucji. Chociażby z tego względu „marszałek” powinien być „wojewodą” – wtedy sytuacja będzie czytelniejsza i bardziej jednoznaczna.
Zazdrości Pan wojewodzie?
W gestii wojewody pozostają ważne instrumenty, mogące służyć rozwojowi regionu, np. specjalne strefy ekonomiczne, a to zadanie jest jednym z najważniejszych, stojących właśnie przed samorządem regionalnym.
Wojewodowie są też dysponentami sporych środków z budżetu państwa, które nie tylko w mojej ocenie powinny zostać przekazane w ręce samorządów. One bowiem najlepiej wiedzą, jak te środki rozdysponować. Administracja państwowa zawiaduje również sporym majątkiem Skarbu Państwa itp.
Dla nas ważna jest każda złotówka. Nawet najlepszej strategii rozwoju województwa nie można zrealizować bez pieniędzy, a tych na wszystkich szczeblach samorządu jest zdecydowanie za mało i to nie tylko na bieżące potrzeby. Musimy też pamiętać o tym, że mamy wiele do nadrobienia.
Jeżeli więc możemy mówić o „zazdrości”, to chyba tylko w kwestii tych pieniędzy i kompetencji.
Tematem do odrębnej dyskusji są wpływy samorządów na działalność policji i sposobu finansowania służby zdrowia, czyli instytucji, które pozostają w gestii administracji państwowej, a są odpowiedzialne za najbardziej palące obecnie problemy: bezpieczeństwa i ochrony zdrowia obywateli.
Skoro już jesteśmy przy pieniądzach: czy jest Pan zadowolony z podziału środków unijnych w pierwszej rundzie rozdania? Powiada się, że to samorządy wojewódzkie przydzieliły środki samym sobie…
Odnosząc się do pierwszej części pytania, mogę stwierdzić, że apetyt rośnie w miarę jedzenia i ta sytuacja ma wpływ na ocenę podziału środków unijnych. Zanim je otrzymaliśmy, były obawy, czy zdołamy je wykorzystać i już wtedy pojawiły się wątpliwości co do sposobu ich podziału. Pod koniec ubiegłego roku okazało się, że pula środków unijnych jest zdecydowanie za mała. Dla przykładu, w ubiegłym roku do kierowanego przeze mnie urzędu marszałkowskiego trafiło 312 wniosków o dofinansowanie projektów ze środków ZPORR i tylko ze względu na ograniczone środki, jakimi dysponujemy w ramach tego programu, mogliśmy wybrać do dofinansowania tylko 102 projekty. I znów wróciło pytanie, czy podział środków unijnych był prawidłowy? Myślę, że nigdy nie znajdziemy tu złotego środka.
Czy samorządy wojewódzkie przydzieliły te środki na własne zadania? Proszę pamiętać, że oceny i wyboru projektów nie dokonuje marszałek ani zarząd województwa. Pracuje nad nimi sztab ludzi: ekspertów, społecznych członków Regionalnych Komitetów Sterujących – to oni tak naprawdę podejmują decyzje, które potem są zatwierdzane przez władze regionu. Większość dofinansowanych ze ZPORR projektów, realizowanych obecnie na Warmii i Mazurach, to projekty naszych gmin, powiatów, instytucji podległych samorządom, placówek kulturalnych, służby zdrowia, przedsiębiorstw komunalnych oraz dwóch wyższych uczelni.
Czy jako gospodarz terenu został Pan wyposażony we wszystkie kompetencje niezbędne do realizacji nałożonych zadań?
Wspomniany dualizm administracji wojewódzkiej przekłada się również na sytuację samych urzędów marszałkowskich, które w mojej ocenie już na starcie nie zostały należycie wyposażone w kompetencje i majątek niezbędny do realizacji nałożonych na nie zadań. Sporo z tego, co powinno trafić do samorządu, pozostało w rękach administracji państwowej. Efektem tej sytuacji jest np. dublowanie zadań wydziałów i departamentów obu administracji, co jest nie tylko marnotrawstwem publicznych pieniędzy, ale także utrudnia życie mieszkańcom. W dalszej kolejności rzutuje to na ocenę administracji samorządowej i na skuteczność jej działania.
Sytuacją tę ma zmienić ustawa o zmianach kompetencji administracji samorządowej w województwach.
Czas na to najwyższy, bowiem nasze wstąpienie do Unii stworzyło nową sytuację, w której partnerami Brukseli są właśnie regiony, prowincje czy województwa poszczególnych państw członkowskich.
Pierwszym krokiem w tę stronę była ustawa o dochodach jednostek samorządu terytorialnego. Dała większe możliwości samorządom lokalnym. Również w kontekście integracji z UE o większości spraw, z którymi mamy do czynienia w regionie, mogą już decydować władze lokalne, w tym przede wszystkim samorząd województwa.
Ustawa kompetencyjna powinna być kolejnym krokiem na drodze do dalszej decentralizacji naszego państwa. Pięć lat funkcjonowania samorządów wojewódzkich pokazało, że reforma była potrzebna, a cały proces trzeba kontynuować i usprawniać, chociażby ze względu na sytuację budżetu państwa. Jak pokazują doświadczenia, samorząd funkcjonuje zdecydowanie taniej i efektywniej niż administracja państwowa – o ile oczywiście ma możliwość działania.
Ta ustawa w miarę precyzyjnie określa funkcję, jaką w regionach pełnić będą wojewodowie, oraz rozszerza kompetencje marszałków jako rzeczywistych gospodarzy województw.
Wspomniał Pan o współpracy regionów z Brukselą – ta narzuca jednak pewne standardy. Czy możemy mówić, że mamy w Polsce samorząd lokalny na europejskim poziomie?
Tak, choć w tej kwestii jest jeszcze wiele do zrobienia. Aktywność samorządów wszystkich szczebli w absorpcji i pozyskiwaniu funduszy unijnych wskazuje jednoznacznie, że proces poprawy jakości działania samorządów jest systematyczny i bardzo szybki. Ważnym jego elementem jest podejście do petenta, zarówno tego instytucjonalnego, jak i indywidualnego. Coraz więcej samorządów posiada już certyfikaty jakości, a inni się o nie starają. Poprawa jakości działania samorządów to również przygotowania do wprowadzenia elektronicznego obiegu dokumentów. Jestem przekonany, że już za kilka lat w całej Polsce będziemy mogli bez wychodzenia z domu załatwić większość spraw w urzędzie gminy, powiatu i marszałkowskim.
Czy Pańska opinia dotyczy także powiatów? Sporo osób negatywnie ocenia ten szczebel administracji samorządowej, pojawiają się nawet propozycje ich likwidacji.
Ocena powiatów jest trudna. Jak pokazują doświadczenia historyczne, model trzystopniowy w polskiej administracji się sprawdzał. Myślę, że problem tkwi w zbyt małych kompetencjach i środkach, jakimi dysponują obecnie powiaty. Tę sytuację ma zmienić wspomniana ustawa kompetencyjna. Jest ona swoistym dopełnieniem reformy samorządowej z 1999 r. Sądzę, że zapisane w niej wzmocnienie roli samorządów wojewódzkich i powiatowych pozwoli lepiej ocenić podział samorządów na trzy szczeble. Jednak jestem przekonany, że powiaty poradzą sobie i swoją aktywnością udowodnią, że ich powołanie było zasadne.
Jaka jest obecnie kondycja Związku Województw RP?
Uważam, że dobra. Związek to stowarzyszenie nietypowe. Zrzesza ono przedstawicieli wszystkich województw, które różnią się specyficznymi problemami, sytuacją gospodarczą, dążeniami czy polityczną strukturą władz. Podkreślam to dlatego, że pomimo tych bardzo poważnych różnic staramy się mówić jednym głosem, bo tylko to gwarantuje przebicie się z naszymi dążeniami do świadomości obywateli i ustawodawców. W obrębie związku funkcjonuje pięć komisji, które zajmują się kulturą, zdrowiem, funduszami unijnymi, zdrową żywnością i tzw. ścianą wschodnią. Ponadto mamy swoich przedstawicieli w Komitecie Regionów, Kongresie Władz Lokalnych i Regionalnych, Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego oraz wielu komisjach powoływanych przez poszczególnych ministrów. Nasi przedstawiciele, poprzez aktywny udział w tych gremiach, udowadniają, że korporacje takie jak Związek Województw RP są niezbędne dla dobrego funkcjonowania państwa polskiego.
Jak ocenia Pan dotychczasowe funkcjonowanie Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu?
Komisja w tej chwili ma ugruntowaną pozycję i osobiście nie wyobrażam sobie procesu legislacyjnego bez udziału tego organu. Jej działania oceniam dobrze, a z perspektywy kilku lat funkcjonowania w tym gremium mogę z pewnością powiedzieć, że wiele się od siebie nauczyliśmy. Mam nadzieję, że taka forma współpracy będzie regułą współdziałania z każdym kolejnym rządem.