Na gorąco o upałach
Uff! Arcyupalny lipiec już za nami, choć sierpień może być podobny. Polska – i nie tylko – wzdychała, mdlała, narzekała… Media ochoczo podgrzewały atmosferę wyjątkowości, klęski i grozy. Ale jeśli spojrzymy chłodnym okiem, to fakt, że latem bywa bardzo gorąco, nie powinien aż tak dziwić. A energię słońca, z którego goniący za tanią sensacją dziennikarze zrobili „wroga publicznego numer jeden”, możemy wykorzystać.
Oto w jednej z ogólnopolskich gazet pojawiła się rozpalająca wyobraźnię informacja, że aby dostarczyć tyle energii, ile w ciągu godziny dają promienie słoneczne padające w lipcu na obszar Polski, elektrownia Bełchatów musiałaby pracować cały rok! Ale co z tego, skoro my tę najczystszą i niemal bezpłatną – nie licząc początkowej inwestycji – energię wykorzystujemy w stopniu zatrważająco małym. O przyczynach tego stanu rzeczy mówi w zamieszczonym wywiadzie przewodnicząca Polskiego Towarzystwa Energetyki Słonecznej.
Na podstawie moich wakacyjnych rozmów z właścicielami ośrodków wypoczynkowych i pensjonatów mogę potwierdzić, że najbardziej winna jest tu niewiedza i dezinformacja. Bo wciąż ogromna większość potencjalnych beneficjentów energii słonecznej nie ma pojęcia o jej walorach lub snuje błędne wyobrażenia o możliwościach i kosztach jej wykorzystania.
Wynika to ze słabego propagowania tematu w mediach masowych oraz z mizernych i chaotycznych (głównie akcyjnych) działań naszych prawodawców. Aby wyjść z tego impasu, potrzebna jest bardziej spektakularna, ale zarazem fachowa i konsekwentna promocja. Jej przykładem może być długi wiślany rejs (Kraków – Gdańsk) katamaranem o wdzięcznej nazwie „Solarek”, napędzanym energią słoneczną. Celem dwóch „rozbitków” było przekonanie samorządów do inwestycji w odnawialne źródła energii oraz podniesienie proekologicznej świadomości rodaków. Piękne intencje i świetny pomysł, bo takie przedsięwzięcia są chętnie nagłaśniane. Docenił to sam minister środowiska, który „nawiedził” tratwę i sprawował honorowy patronat nad rejsem. Szkoda tylko, że w relacjach z tej ciekawej wyprawy wątek przygodowy dość mocno zagłuszył meritum.
Ale żeby nie było za dobrze – bo media wolą straszyć – w jednym z opiniotwórczych programów TV puszczono „newsa”, że produkcja ogniw fotowoltaicznych jest rzekomo toksyczna. Zbiega się to z budową pierwszej w Polsce fabryki tych prostych w istocie urządzeń. Przecież na podobnej zasadzie można bezmyślnie sabotować pozyskiwanie i picie mleka, bo, jak wiadomo, krowie… „wyziewy” są dla środowiska niekorzystne.
Urszula Wojciechowska
Redaktor naczelna
Oto w jednej z ogólnopolskich gazet pojawiła się rozpalająca wyobraźnię informacja, że aby dostarczyć tyle energii, ile w ciągu godziny dają promienie słoneczne padające w lipcu na obszar Polski, elektrownia Bełchatów musiałaby pracować cały rok! Ale co z tego, skoro my tę najczystszą i niemal bezpłatną – nie licząc początkowej inwestycji – energię wykorzystujemy w stopniu zatrważająco małym. O przyczynach tego stanu rzeczy mówi w zamieszczonym wywiadzie przewodnicząca Polskiego Towarzystwa Energetyki Słonecznej.
Na podstawie moich wakacyjnych rozmów z właścicielami ośrodków wypoczynkowych i pensjonatów mogę potwierdzić, że najbardziej winna jest tu niewiedza i dezinformacja. Bo wciąż ogromna większość potencjalnych beneficjentów energii słonecznej nie ma pojęcia o jej walorach lub snuje błędne wyobrażenia o możliwościach i kosztach jej wykorzystania.
Wynika to ze słabego propagowania tematu w mediach masowych oraz z mizernych i chaotycznych (głównie akcyjnych) działań naszych prawodawców. Aby wyjść z tego impasu, potrzebna jest bardziej spektakularna, ale zarazem fachowa i konsekwentna promocja. Jej przykładem może być długi wiślany rejs (Kraków – Gdańsk) katamaranem o wdzięcznej nazwie „Solarek”, napędzanym energią słoneczną. Celem dwóch „rozbitków” było przekonanie samorządów do inwestycji w odnawialne źródła energii oraz podniesienie proekologicznej świadomości rodaków. Piękne intencje i świetny pomysł, bo takie przedsięwzięcia są chętnie nagłaśniane. Docenił to sam minister środowiska, który „nawiedził” tratwę i sprawował honorowy patronat nad rejsem. Szkoda tylko, że w relacjach z tej ciekawej wyprawy wątek przygodowy dość mocno zagłuszył meritum.
Ale żeby nie było za dobrze – bo media wolą straszyć – w jednym z opiniotwórczych programów TV puszczono „newsa”, że produkcja ogniw fotowoltaicznych jest rzekomo toksyczna. Zbiega się to z budową pierwszej w Polsce fabryki tych prostych w istocie urządzeń. Przecież na podobnej zasadzie można bezmyślnie sabotować pozyskiwanie i picie mleka, bo, jak wiadomo, krowie… „wyziewy” są dla środowiska niekorzystne.
Urszula Wojciechowska
Redaktor naczelna