Dzisiaj postanowiłem wyjść z naszego polskiego podwórka i rozejrzeć się po naszej wiosce – po Europie, a ściślej mówiąc po Unii Europejskiej. By jeszcze bardziej uściślić – po polu legislacyjnym naszej wioski.
Jednym z priorytetów politycznych różnej maści europolityków jest bezpieczeństwo. Bezpieczeństwo socjalne i środowiskowe. O tym pierwszym pisać nie będę, natomiast o tym drugim i owszem. Wydaje się, że hasłem naczelnym tej polityki bezpieczeństwa jest „Europa oazą środowiska naturalnego na świecie”. Samo hasło mi się podoba, ale skutki tego hasła już znacznie mniej. Przyjrzyjmy się temu dokładniej. Normy środowiskowe UE są najbardziej wyśrubowane na świecie. To dobrze, jednak wynika z tego parę problemów. Po pierwsze: nie jesteśmy samotną wyspą na naszej planecie. Odczuwamy wpływy zanieczyszczanego środowiska z innych obszarów, choćby z Afryki. Uszczęśliwianie na siłę wszystkich Europejczyków klinicznie czystym środowiskiem jest rozwiązanie rodem z Orwella. Płacimy horrendalne kwoty na ochronę środowiska. Mówiąc „my”, mam na myśli nie tylko Polaków. W ciągu kilku lub kilkunastu lat próbujemy nadgonić zaległości, które nawarstwiały się przez dziesięciolecia. Podobnie wygląda sprawa z ochroną powietrza, a także problem stanowienia wymagań dotyczących jakości wody. Miliardy euro wydawane są na realizację politycznych mrzonek na socjalne cele. Te same miliardy, które są zabierane firmom z podatków, które tworzą przez to bezrobocie ...