Z dr. Janem Rączką, prezesem Zarządu NFOŚiGW, rozmawia Piotr Strzyżyński
 
 
Jakie cele do realizacji stawia Pan sobie i Narodowemu Funduszowi na najbliższą przyszłość?
Do najważniejszych celów na ten rok należy z pewnością opracowanie strategii dla Funduszu i zorganizowanie jego działalności w taki sposób, by był modelową instytucją publiczną – efektywną, przejrzystą oraz przyjazną beneficjentom. W tezach do strategii położyliśmy nacisk na słowo „pomagać”. Jesteśmy przecież instytucją pomocniczą, która ma wspierać zarówno podmioty publiczne – samorządowe, pozarządowe, jak i przedsiębiorców w finansowaniu i wdrażaniu inwestycji środowiskowych.
Absolutnie najważniejsze będzie wypełnienie zobowiązań akcesyjnych w obszarze środowiska i sprawne wykorzystanie unijnych środków na jego ochronę. Stosunkowo łatwo jest przyznać pieniądze, natomiast widać, że bardzo opornie idzie wdrażanie dużych projektów. Tutaj trzeba oddać zasługi poprzedniemu Zarządowi, że przyspieszył realizację projektów dofinansowanych z Funduszu Spójności. Niemniej jednak nadal poprawa tempa wdrażania tych inwestycji jest jedną z poważniejszych spraw, które nas absorbują.
Z drugiej strony, stoimy w obliczu nowej perspektywy finansowej, w której Narodowy Fundusz jest zaangażowany w realizację Programu Operacyjnego „Infrastruktura i Środowisko”. W jego ramach będziemy wdrażać projekty z I, II, III i IV osi priorytetowej, współfinansować oś V, a do zakresu naszych zadań należy też część osi IX. Ponadto przekazano nam odpowiedzialność za program LIFE+, który choć nie niesie za sobą wielkich pieniędzy, to pięknie wpisuje się w cele naszej instytucji.
Natomiast na drugim planie, ale bardzo wysoko w hierarchii naszych priorytetów, jest oszczędzanie energii oraz wsparcie rozwoju odnawialnych źródeł energii. Wpisuje się to mocno w nasze międzynarodowe zobowiązania i w limity dotyczące zaopatrzenia gospodarki w elektryczność generowaną przez odnawialne źródła energii. Jesteśmy dziś gotowi przeznaczyć na to znacznie więcej środków niż dotychczas. Myślę też, że w dalszym ciągu będziemy bardzo ważnym partnerem dla samorządu terytorialnego.

Które z tez opracowywanej obecnie strategii NFOŚiGW na lata 2009-2012 uważa Pan za najistotniejsze?
Dla mnie absolutnie najważniejsze jest przyczynienie się do oszczędzania energii. Biorąc pod uwagę kwestię alokacji limitów na emisję CO2 i jej znaczenia dla całej gospodarki, a także mając świadomość, że potencjał odnawialnych źródeł energii w Polsce jest dość skromny, podczas gdy efektywność energetyczna polskiej gospodarki jest niska, sprawę oszczędzania energii można uznać za bardzo potrzebną. Jest to najczystsza idea ekologiczna, jaką jestem w stanie sformułować. Jest to bowiem korzystne dla środowiska przyrodniczego, dla gospodarki (wzrost konkurencyjności, bezpieczeństwo energetyczne, odciążenie mocy energetycznych i przeznaczenie ich na inne cele) oraz dla społeczeństwa (niższe koszty utrzymania mieszkań). Nie widzę tutaj poszkodowanych. Jeżeli natomiast mówimy o odnawialnych źródłach energii, to trzeba pamiętać, że nie są one pozbawione wad i generują negatywne efekty zewnętrzne. Choć, oczywiście, najczęściej korzyści w przypadku ich wykorzystania przeważają nad kosztami. Jako przykład podam to, że farmy wiatrowe mają negatywny wpływ na ptaki, powodują hałas i zakłócają krajobraz. Może to nie są bardzo poważne rzeczy, ale jednak trudno ich nie odnotować. Wydaje mi się, że w zakresie oszczędzania energii jest bardzo dużo do zrobienia i warto się tym zająć. Chodzi mi po głowie idea związana z programem „100 budynków publicznych efektywnie zarządzających energią”. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że polskie podejście do oszczędzania energii w sektorze publicznym poszło trochę złą ścieżką. Ogromną wagę przywiązuje się do termomodernizacji, nie ma natomiast kompleksowego podejścia do zarządzania energią. Myślę, że realizacja takiego programu pozwoliłaby na wprowadzenie kultury systemowego gospodarowania energią w budynkach publicznych. Jest to bowiem jedna z ogromnych rezerw, których Polska nie wykorzystuje.
Fundusz Termomodernizacyjny w swoich założeniach przeznacza pieniądze niemal wyłącznie na oszczędzanie ciepła, podczas gdy korzyści w zmniejszeniu emisji CO2 poprzez oszczędzanie energii elektrycznej są dużo wyższe, ze względu na to, że jej wytwarzanie cechuje się dużo mniejszą sprawnością i są większe straty w przesyle.
Chcę wnieść świeże spojrzenie na to, co robi NFOŚiGW. Jest nim właśnie ta idea oszczędzania energii – przede wszystkim w sektorze publicznym, ale też wśród małych i średnich przedsiębiorstw, bo tutaj nie ma żadnego instrumentu, który by je mobilizował. Myślimy o postawieniu sobie bardzo ambitnego celu na najbliższe kilka (może kilkanaście) lat – wygenerowanie oszczędności porównywalnych do mocy elektrowni systemowej, czyli zmniejszenie zapotrzebowania na moc o co najmniej 1000 MW.
Jedna z tez do strategii zakłada, że środki finansowe Narodowego Funduszu w większym stopniu powinny służyć uruchomieniu zasobów komercyjnego sektora finansowego niż samodzielnemu zaspokajaniu potrzeb finansowych jego klientów. Na czym miałoby polegać uruchomienie tych zasobów i czy będzie to skutkować ograniczeniem pomocy udzielanej beneficjentom?
Wprost przeciwnie! Skala pomocy poprzez uruchomienie kapitału z sektora komercyjnego będzie dużo większa. Jeżeli mamy do dyspozycji 100 mln zł i przeznaczymy je na pięć pożyczek po 20 mln zł, to na rynek zostanie „rzuconych” tylko 100 mln zł. Jeżeli weźmiemy te 100 mln zł i przez 10 lat będziemy dopłacać 2% do oprocentowania kredytu, to jesteśmy w stanie wygenerować znacznie większy napływ kapitału z sektora komercyjnego. Chodzi więc o to, żeby NFOŚiGW zachęcił sektor komercyjny do finansowania tych inwestycji, a jednocześnie żeby samorząd uzyskał lepsze warunki finansowania. Wydaje się to niemożliwe i paradoksalne, a jednak tak nie jest. Otóż jako instytucja publiczna mamy bardzo restrykcyjne procedury dotyczące zabezpieczenia pożyczek, realizacji wypłat itd.
Mechanizm tego instrumentu będzie następujący: gmina będzie składać podanie do Funduszu o przyznanie dopłat do oprocentowania kredytu, my podejmiemy decyzję, że będziemy dopłacać rocznie pewną kwotę pieniędzy do kredytu na określony cel ekologiczny i okres spłaty. Mając taką decyzję, gmina ogłosi przetarg na udzielenie kredytu i wybierze bank. Po wyborze banku i uruchomieniu kredytu kwotę wynikającą z umowy z gminą Fundusz będzie przekazywać na konto banku. Jakie to ma zalety? W takim układzie nie ma ograniczenia podaży kapitału, bardzo silna konkurencja w sektorze bankowym spowoduje, że oprocentowanie będzie możliwie najniższe, a my będziemy mieli dużo mniejsze obciążenie, jeśli chodzi o obsługę pożyczki – chociażby dlatego, że nie musimy brać zabezpieczeń i modyfikować ich, jeśli dzieje się potem coś z aktywami, które zostały nam dane w zastaw.
Z opinii przedstawicieli samorządu, z którymi rozmawiałem, wynika, że w ten sposób gminy mające zdolność kredytową mogą mieć warunki kredytowania – wszystkie z wyjątkiem oprocentowania – lepsze niż warunki udzielania pożyczek z NFOŚiGW. Zatem gdy tylko uczynimy te kredyty równie tanimi jak nasze pożyczki, to gmina uzyska lepszą ofertę. Wszyscy powinni być wówczas zadowoleni – my, bo w ramach środków, jakie posiadamy, będziemy w stanie wygenerować wystarczającą ilość pieniędzy na inwestycje prośrodowiskowe, a gminy, bo będą miały łatwiejszy i na lepszych warunkach dostęp do środków. Wydaje się to być rozwiązaniem idealnym.

W marcu odbyło się posiedzenie Konwentu Prezesów Wojewódzkich Funduszy Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, na którym prezentowane były tezy strategii Narodowego Funduszu. Jak zostały one przyjęte i czy można mówić o woli współpracy w ich realizacji ze strony wojewódzkich funduszy?
Myślę, że nasze podejście do współpracy z wojewódzkimi funduszami, praca nad wspólną strategią dla funduszy wojewódzkich i Narodowego zostały bardzo dobrze przyjęte. Nie chcemy narzucać żadnych rozwiązań i traktujemy wojewódzkie fundusze po partnersku. Przedstawiliśmy im bardzo konkretną ofertę, która pozwala lepiej wykorzystać potencjał systemu finansowania ochrony środowiska w Polsce.
Mamy ideę programów pożyczkowych, polegających na tym, że określamy cel i warunki finansowania, identyfikujemy beneficjentów, po czym podpisujemy umowę z wojewódzkim funduszem, któremu przekazujemy znaczącą kwotę, a on z tych środków wspiera różne, mniejsze lub większe inwestycje. Naprawdę nie ma sensu, żeby wójt z krańca Polski jechał do Warszawy po to, by wziąć jakąś małą pożyczkę. Ani on nie jest tym zainteresowany, ani my, ponieważ nie jesteśmy w stanie obsługiwać tych mniejszych projektów, co wcale nie znaczy, że nie są one wartościowe. Wprost przeciwnie, może się okazać, że suma efektów ekologicznych uzyskana z tych drobnych projektów przekłada się na bardzo znaczący, zagregowany efekt ekologiczny, którym my, jako Fundusz, jesteśmy bardzo zainteresowani.
Mówimy tutaj właśnie o programie pożyczkowym na wspieranie rozwoju wykorzystania odnawialnych źródeł energii. Ta propozycja bardzo uwiarygodniła nas w oczach wojewódzkich funduszy. Chcemy, żeby program pożyczkowy ruszył już od 1 stycznia 2009 r. i żeby umowy z wojewódzkimi funduszami były podpisywane w czwartym kwartale bieżącego roku.
Wróciliśmy do odnawialnych źródeł energii. W tezach zwraca się uwagę, że w przyszłości znacząca część budżetu NFOŚiGW powinna być przeznaczona na ich rozwój oraz racjonalizację zużycia energii, które powinny być działaniami priorytetowymi. Kiedy można się tego spodziewać?
Mamy subfundusz opłat zastępczych URE, który jest dedykowany odnawialnym źródłom energii. Dziś mamy na nim zgromadzone ponad 400 mln zł i z pewnością będziemy się starali te środki wykorzystać. Natomiast jeśli chodzi o oszczędzanie energii, to zamierzamy przeznaczyć znaczącą kwotę jeszcze w drugiej połowie tego roku, po aktualizacji planu działalności Narodowego Funduszu, która nastąpi w lipcu br. Na cele te, szczególnie na oszczędzanie energii, chcemy też w budżecie Funduszu na 2009 r. przewidzieć większe środki niż w latach ubiegłych. Ale jednocześnie chcemy wyjść poza proste finansowanie. Zanim zaczniemy coś finansować, musimy się nauczyć od naszych sąsiadów, jak efektywnie zarządzać energią, bowiem tej wiedzy w Polsce jeszcze nie ma. Pracowałem nad dużym projektem, dotyczącym jednej z uczelni w Polsce, i miałem do czynienia z najlepszymi krajowymi specjalistami w dziedzinie termomodernizacji – oni nie byli w stanie wnieść wiele nowego, jeżeli chodzi o zarządzanie energią i oszczędzanie elektryczności – kurczowo trzymali się aspektów termomodernizacyjnych. I nie można ich za to winić, dlatego że przez ponad 10 lat realizowali oni projekty w duchu ustawy termomodernizacyjnej. Konieczny jest transfer wiedzy, seminaria, kształcenie konsultantów, modelowe projekty. Czyli nasze działanie wychodzi poza stricte finansowanie. Bo my nie jesteśmy prostą instytucją finansową – dawcą kapitału. Fundusz to podmiot, który ma możliwość inicjowania pewnych procesów, i to właśnie chcemy zrobić z pożytkiem m.in. dla samorządu.

Czy zaprezentowane w marcu tezy strategii zachowają swój kształt jesienią, kiedy upływa termin przyjęcia strategii? Ile może się w nich jeszcze zmienić?
Kierunek nie ulegnie zmianie. Poprosiłem dr. Krzysztofa Berbekę, wybitnego ekonomistę środowiska z Akademii Ekonomicznej w Krakowie, o doszlifowanie strategii. Jestem otwarty na jego propozycje. Mamy czas na kreatywne myślenie w gronie Zarządu. Nie chcę, żeby powstał bardzo szczegółowy, obszerny, „przegadany” dokument, który trafi do lamusa. Chodzi nam o 30- bądź 40-stronicowy, zwięzły i treściwy materiał, który będzie dla Funduszu „rozkładem jazdy” na najbliższe cztery lata.

Czy ma Pan pomysł na uniezależnienie Funduszu od politycznych nacisków (np. specjalnych zamówień rządzących) na wydawanie publicznych pieniędzy po uważaniu? Może większa transparentność winna być jedną z dróg na lepsze wydawanie publicznych pieniędzy?
Tutaj pozwolę sobie przywołać opinię ministra Gawłowskiego, który jako przewodniczący Rady Nadzorczej daje mi wiele cennych wskazówek, jak należy poruszać się w świecie polityki i administracji centralnej. Jego pogląd w tej sprawie, z którym się zupełnie zgadzam, jest taki, że działalność Narodowego Funduszu jest ze swej natury „polityczna”. Oznacza to, że podejmujemy decyzje, które mają wpływ na dystrybucję środków publicznych, na sytuacje różnych społeczności lokalnych, grup interesów. Mam tego świadomość i dzięki temu nie uchylam od podejmowania trudnych decyzji.
Będąc adiunktem na UW, obracałem się w świecie czystych idei, będąc finansistą w EBOiR, miałem komfort klarowności anglosaskiej etyki biznesowej, będąc prezesem Narodowego Funduszu, bazuję na tych doświadczeniach, ale myślę w kategoriach skuteczności, tzn. ile będę mógł osiągnąć przez najbliższe dwa lata (taka jest średnia kadencja osoby na moim stanowisku). Skuteczne rozwiązania nie mogą być poza ograniczeniami wyznaczanymi przez politykę. Jestem przekonany, że uda mi się wprowadzić w życie niektóre idee z czasów akademickich bez łamania mojego własnego kodeksu postępowania w życiu. Po czterech miesiącach urzędowania w Narodowym Funduszu zrozumiałem, że nie jestem w stanie zmienić każdego obszaru działalności tej instytucji zgodnie ze swoją wizją. Zrozumiałem, że nie warto obrażać się na świat, na ojczyznę, na politykę. Jeżeli mam gorszy dzień, to zadaję sobie pytanie: czy trochę to więcej niż nic? Tak nawet częściowa, fragmentaryczna, pozytywna zmiana jest wartością. Może z tych drobnych osiągnięć uda się ulepić coś znaczącego? Tylko ciągłe próby zmieniania mogą doprowadzić do zmiany.
W kategoriach operacyjnych zmiany już się dokonały – dwa miesiące temu przyjęliśmy proste, spójne, przejrzyste kryteria oceny wniosków. Dodatkowo jest wyrok sądu dla jednego z wojewódzkich funduszy, mówiący o tym, że Rada Nadzorcza nie może przyjmować wniosków z odstępstwami od zasad finansowania (nomen omen uchwalanych przez Radę Nadzorczą). Na najbliższej Radzie Nadzorczej będziemy omawiać nowe „Zasady dofinansowania”, które porządkują wiele obszarów, będących do tej pory miejscem gierek politycznych (np. umorzenia pożyczek). Tak więc wychodzimy na bardzo czystą pozycję.
Transparentność jest respektowana. W zasadzie każda decyzja lub informacja generowana przez Narodowy Fundusz może być udostępniona na zewnątrz na mocy ustawy o dostępie do informacji publicznej. Zachęcam do wykorzystywania tej możliwości.
Chciałbym też połączyć moje rozumienie polityki w obrębie i otoczeniu Narodowego Funduszu z etycznym działaniem. Bardzo lubię spotykać się z politykami, zarówno lokalnymi, jak i z parlamentu. Rozmowy z nimi pozwalają mi lepiej zrozumieć potrzeby i oczekiwania społeczne. Przecież naszą rolą jest ich zaspokajanie. Jeżeli społeczności lokalne widzą większą korzyść w termomodernizacji budynków szpitalnych (najczęściej poruszany przez posłów temat), to być może warto realokować na ten priorytet część środków z innych obszarów, gdzie mamy nadwyżki (np. z recyklingu pojazdów). To jest dla mnie działanie w kategoriach politycznych (gdzie ukierunkować strumień środków publicznych, którymi zarządzam), zgodnie z moim kodeksem etycznym (tzn. nie dla wybranego szpitala z okręgu wyborczego wpływowego posła, a dla wszystkich szpitali, niezależnie od tego, czy są zlokalizowane w okręgu wyborczym posła opozycyjnego, czy posła z koalicji rządzącej). To jest działanie polityczne w dobrym tego słowa znaczeniu.