O podróżach, łakomych pielgrzymach i grubej oliwce
Porozmawiajmy o Pana pasji. Skąd się ona wzięła? Jakiś nagły impuls? Na morzu drzew przecież nie ma...
Może właśnie dlatego zainteresowałem się nimi? Każdy człowiek w naturalny sposób tęskni za przyrodą, do niej lgnie. W każdym razie nie było jakiegoś szczególnego gwałtownego olśnienia, konkretnego punktu czy sytuacji, od których zaczęłyby się moje dendrologiczne zainteresowania. Rozwijały się one stopniowo, w sposób naturalny. Zaczęło się od pustego, półhektarowego pola w Puszczykowie, które trzeba było zagospodarować. Z żoną Marią postanowiliśmy obsadzać je, czym tylko się dało. Tak się szczęśliwie złożyło, że Poznań w połączeniu z Kórnikiem to dendrologiczna stolica Polski. W Poznaniu przez wiele lat działała redakcja ,,Rocznika Dendrologicznego”, jest też Uniwersytet Przyrodniczy i Ogród Botaniczny, ponadto wszyscy znają rangę Arboretum Kórnickiego i Instytutu Dendrologii. W tych instytucjach pracuje ścisła, polska, czołówka naukowców-dendrologów.
Zacząłem jeździć do tych miejsc, bo coraz bardziej interesowałem się drzewami, kupowałem też książki. Udało mi się też z czasem dotrzeć do wybitnych dendrologów, którzy życzliwie i chętnie dzielili się swoją wiedzą. Wszędzie spotkałem się ze zrozumieniem. Profesorowie Tumiłowicz, Zieliński i dr Danielewicz nigdy nie odmawiali pomocy czy informacji. Poznałem też m.in. prof. Bugałę. Bardzo wiel...