W tym roku mija 90 lat historii Wodociągów Kieleckich, co skłania do różnorakich refleksji. Można by o tym książkę napisać, zresztą jedna monografia historii naszej spółki już powstała, a ja mam tu tylko jedną stronę do dyspozycji. Napiszę więc o jednym ? o zacofaniu bądź uwstecznieniu ? jak kto woli ? i jego skutkach.
Byliśmy zacofani, nie ma co tu ukrywać ani specjalnie czego się wstydzić. Z takim bagażem wychodził z zaboru rosyjskiego nasz region. Próżno szukać tu śladów drewnianych wodociągów, które odnajdowane są przez archeologów w miastach w zachodniej Polsce. Wiele spółek wodociągowych ma już za sobą obchody 100-lecia istnienia. Tymczasem Kielce jeszcze 10 lat po I wojnie światowej nie miały systemu wodociągów i kanalizacji, płynąca przez miasto mała rzeczka Silnica przypominała cuchnący kanał ściekowy, a miastu groziły epidemie tyfusu i cholery z powodu fatalnych warunków sanitarnych. W końcu lat 20. ubiegłego wieku po raz pierwszy udało nam się to zacofanie obrócić na naszą korzyść ? pierwsza sieć wodociągów i kanalizacji wykorzystywała najnowsze technologie i dość powiedzieć, że jej główne założenia sprawdzają się do dzisiaj. Ówcześni geolodzy znaleźli odpowiednie źródła wody podziemnej dla naszego największego ujęcia wody w dzielnicy Białogon. Służą one do dzisiaj, skład wody jest niezmienny i optymalny. Jesteśmy w grupie tych nielicznych miast na świecie, których mieszkańcy korzystają wyłącznie z wody ze studni głębinowych, podawanej do sieci bez filtrowania i uzdatniania.
Rozwój pomimo zmian ustrojowych
Po budowie i rozbudowie nowoczesnej sieci przyszedł czas na oczyszczalnię ścieków. Dziś już nie ma po niej śladu, ale ta zbudowana w 1937 r. w dzielnicy Pakosz znowu oparta była o najnowocześniejsze wtedy technologie zaczerpnięte z Anglii i Niemiec. Niegdyś zacofane miasto bez oczyszczalni mogło się szczycić najnowszą światową technologią.
Przyszła niemiecka okupacja. Pierwszy dyrektor kieleckich wodociągów, Olgierd Nowodworski, został przez Niemców zmuszony do odejścia, ale po wojnie wrócił. Nowe komunistyczne władze uznały, że ważniejsza od przedwojennej przeszłości dyrektora jest jego fachowość. Tu kolejna refleksja, jak ważna jest kontynuacja tego, co dobre, tzw. czynnik ludzki. Dobrze by było, aby i w dzisiejszych czasach o decyzjach kadrowych decydowała wyłącznie fachowość, a nie sympatie polityczne.
Nawet w trudnych czasach PRL, kiedy, nie ukrywajmy, ochrona środowiska nie była priorytetem dla władzy, udało się dokonać kolejnego skoku technologicznego. Zamknęliśmy niewydolną już oczyszczalnię na Pakoszu i zbudowaliśmy od podstaw nowoczesną i przede wszystkim znacznie wydajniejszą oczyszczalnię ścieków w podkieleckiej Sitkówce.
Na kolejny przełom trzeba było długo czekać. Była nim zmiana ustroju i powrót demokracji oraz gospodarki wolnorynkowej po 1989 r. Niestety po raz kolejny musieliśmy zmierzyć się z naszym zacofaniem, tym razem już nie w porównaniu do innych polskich miast, ale miast Europy Zachodniej, do której chcieliśmy dorównać. Szybko nawiązaliśmy kontakty z zagranicą i jeszcze przed przystąpieniem Polski do UE zaczęliśmy korzystać z zagranicznej pomocy, m.in. Danii oraz funduszy przedakcesyjnych. Zdołaliśmy np. unowocześnić oczyszczalnię.
Dogonić ?Zachód?
Przyszła pora na kolejny przełom ? maj 2004 r. i wejście Polski do UE. W Kielcach postanowiliśmy jeść ten tort wielką chochlą, a nie małą łyżeczką. Pozyskaliśmy środki jak na nasz region ogromne i doskonale je wykorzystaliśmy. Znów zamieniliśmy kamień w złoto. Byłem tego świadkiem, uczestnikiem, a w końcu szefem. Mam wiele wspomnień, jak choćby to, kiedy po raz pierwszy pojechaliśmy ze studyjną wizytą do oczyszczalni ścieków w Danii i w Niemczech. Zazdrościliśmy prawie wszystkiego, ale też uczyliśmy się wiele. A potem wystarczyło tylko te doświadczenia wykorzystać, oczywiście przy wsparciu funduszy unijnych. Teraz mamy oczyszczalnię na światowym poziomie. Naszą siecią sterują komputery, flota pojazdów nadzorowana jest z kosmosu, wykorzystujemy energię słoneczną, a prąd i ciepło w oczyszczalni ścieków wytwarzamy z biogazu po fermentacji osadów. I teraz ja patrzę na twarze Niemców, Duńczyków, którzy przyjeżdżają i nam zazdroszczą, bo oni zostali trochę w tyle. Nie przez swoje zacofanie, tylko przez prosty fakt, że ich technologie sprzed 10?20 lat jeszcze działają i się sprawdzają, a my po prostu skorzystaliśmy z kolejnej generacji technologicznej. Zazdroszczą nam też delegacje z Ukrainy czy Rosji, ale oni z kolei są w tej sytuacji, w jakiej byłem ja podczas moich pierwszych wojaży studyjnych ?na Zachód?.
Tak sobie myślę, że gdyby teraz Pan Dyrektor Olgierd Nowodworski ze swoimi pracownikami z lat 20., 30. ubiegłego wieku odwiedzili naszą spółkę, to pewnie by nam gratulowali, że nie zmarnowaliśmy tych 90 lat. I jakoś mi się cieplej na sercu robi.