Ochrona środowiska – sprzeczność między interesem ogółu i interesem jednostki – z senatorem dr Włodzimierzem Łęckim rozmawia Wojciech Dutka
Ekologia wywiera decydujący wpływ na szereg decyzji inwestycyjnych…
Człowiek jest tworem przyrody i przez tysiące lat rozwoju gatunku żył w symbiozie z przyrodą. W przeszłości przyroda dyktowała postawę człowieka, w dzisiejszych czasach człowiek stara się narzucić swoje potrzeby i upodobania przyrodzie, co nie zawsze wychodzi z dobrym skutkiem. Jeszcze 50 lat temu mówiło się o ochronie przyrody – obiektów szczególnie cennych przyrodniczo, później zaczęto mówić o ochronie środowiska. Okazało się, że ingerencja człowieka w środowisko jest tak duża, że zaczyna się zmieniać jego tożsamość, następuje degradacja i wymieranie niektórych gatunków. Potrzeba ochrony środowiska wynika z postępu cywilizacyjnego i nadmiernej ingerencji człowieka w środowisko. Wzrost gęstości zaludnienia spowodował, że przyroda nie może się sama oczyszczać. Myślę, że w podstawowym zakresie stopniowo rozwiązujemy ten problem, budując oczyszczalnie ścieków i bezpieczne składowiska odpadów. W międzyczasie pojawił się nowy element – ochrona krajobrazu kulturowego, o którym w Polsce mówi się jeszcze bardzo mało, w przeciwieństwie do Unii Europejskiej, gdzie przywiązują do tego dużą wagę. Krajobraz kulturowy składa się z trzech składników: z elementu naturalnego – stworzonego przez przyrodę, krajobrazu kulturowego historycznego – wytworzonego przez człowieka w przeszłości oraz krajobrazu kulturowego współczesnego – czyli tego co człowiek buduje obecnie. Jest to problem trudny do koordynacji, gdyż często ingeruje w zapatrywania indywidualnych osób. Moim zdaniem, dzisiaj jedną z najważniejszych rzeczy jest racjonalna gospodarka przestrzenna. Niektórzy mówią o zrównoważonym rozwoju, to znaczy takim, który prowadzi świat do przodu, tworzy postęp, a jednocześnie zachowuje dobra przeszłości. Myślę, że podejmując jakiekolwiek decyzje planistyczne w gospodarce przestrzennej trzeba brać pod uwagę krajobraz kulturowy.
Uwzględnienie warunków zrównoważonego rozwoju zwykle wiąże się z wyższymi wydatkami. Administracja publiczna powinna być arbitrem w tych sprawach…
Nie zgodzę się z tym. Arbitrem jest prawo, powinno być jak najmniej fakultatywności. Stąd na przykład – ustawa o zagospodarowaniu i planowaniu przestrzennym, którą będę się zajmował w Senacie przez najbliższe tygodnie. W Senacie sprawami tymi zajmuje się Komisja Skarbu Państwa i Infrastruktury. Celem działań tej Komisji jest zapoznanie się ze stanem zaawansowania legislacyjnego nowej ustawy, która rodzi się od trzech lat a obecnie jest na etapie uzgodnień rządowych. Dotychczasowa z 1994 r. jest ułomna, można powiedzieć przestarzała. Ustawa narzuciła pewne rygory, z których nie wywiązało się szereg gmin, nie opracowując studium rozwoju. Robi się plany miejscowe nie na określonym obszarze a fragmentaryczne, nawet planiści nazywają to planami „wielkości znaczka pocztowego”. Niektóre gminy nie są zainteresowane opracowaniem studium rozwoju, ponieważ dorywczo mogą rozgrywać partykularne, indywidualne interesy swoje, czy wręcz poszczególnych osób. Oczywiście każdy człowiek chciałby urządzać świat według własnego pomysłu, dla własnej wygody i według własnych interesów. Ale ludzi jest dużo i tutaj znane powiedzenie „wolność Tomku w swoim domku” nie może znaleźć zastosowania. Nie ma pełnej wolności. Człowiek nie może wszędzie robić tego co chce. Musi podporządkować się interesowi ogółu – uważam to za rzecz bardzo ważną. Myślę, że w Polsce istnieje problem – do 1990 r. mieliśmy państwo totalitarne, gdzie głos obywatela praktycznie się nie liczył. Obecnie każdy obywatel, a szczególnie pewne grupy ludzi, próbują załatwiać partykularne interesy stojące w sprzeczności z racjami społecznymi.
Obecny system podejmowania decyzji w gospodarce przestrzennej jest bardzo rozmyty. Następuje zderzenie indywidualnych interesów z brakiem pełnej koordynacji działań administracji publicznej…
System się obecnie dociera. Faktycznie na szczeblu wojewódzkim są 3 ogniwa: nadzór budowlany, Inspekcja Ochrony Środowiska – podlegające wojewodzie – i samorząd wojewódzki, który kreuje oblicze województwa. Jednak tak naprawdę marszałek robi to teoretycznie. Bowiem jedynym organem, który ma uprawnienia i regres do kreowania gospodarki przestrzennej jest gmina. Czy taka trójwładza jest dobra? Nie potrafię tego jednoznacznie rozstrzygnąć. W tym zakresie osobiście wolę dyktaturę od demokracji. Wolałbym, żeby wszystko było w jednym ręku. Ale jeżeli ta ręka będzie zła, to wtedy wszystko będzie złe. Problem w tym, że demokracja przy wielu ułomnościach jednak nie wytwarza tak wielkich patologii jakie może wytworzyć władza absolutna. Są patologie również w zakresie ochrony przyrody: w tej chwili, żeby utworzyć park krajobrazowy czy narodowy musi być zgoda rady gminy, gmina w ten sposób decyduje o ochronie mienia ogólnonarodowego. W Polsce stworzono taki syndrom, że państwo to zbiorowisko gmin. Osobiście wyznaję inną filozofię – gmina zarządza fragmentem mienia ogólnonarodowego. Myślę, że trzeba zmienić przede wszystkim koordynację planów gminnych, które wspólnie powinny tworzyć plan wojewódzki. Później gminy musiałyby się podporządkowywać temu planowi. Powiem żartem – gdyby gmina X chciała u siebie zbudować hutę ołowiu, to sąsiadująca z nią gmina Y nie bardzo mogłaby protestować. Tylko przepisy ochrony środowiska, ocena wpływu na środowisko są jedynymi, które mogą w jakimś stopniu rzutować na możliwość powstania takiej inwestycji.
Jaki wpływ na decyzje inwestycyjne mają organizacje proekologiczne? Teoretycznie można zablokować wszystko…
Teoretycznie tak, ale mówimy znów o pewnej patologii. Sprawa uprawnień organizacji proekologicznych musi być w najbliższym czasie wyjaśniona. Akurat znam to z własnego doświadczenia. Byłem dyrektorem marketingu w dużej firmie budowlanej. Parokrotnie organizacje proekologiczne przeszkadzały w budowie. Powiem więcej – gdy otrzymywały określone pieniądze, legalnie, na konto – wycofywały się z zarzutów. Takie przypadki są powszechnie znane w Polsce. Nie może być tak dalej. Na przykład podczas budowy supermarketu w Koninie, zresztą obiektu dobrze zaprojektowanego, z terenami rekreacyjnymi, budowanego na terenach pokopalnianych, dobrze wkomponowanego w teren, pojawiły się protesty. Pikanterii dodaje fakt, że do protestujących miejscowych organizacji dołączyło się towarzystwo ekologiczne z Pruszkowa. W Zielonej Górze, gdy budowano supermarket Auchan protestowało towarzystwo krakowskie. Takie przypadki świadczą o występowaniu patologii i wykorzystywaniu przepisów o ochronie środowiska niezgodnie z intencją prawa. Rozumiem, że bywają sprzeczności interesów inwestora i ogółu społeczeństwa. Nieraz inwestor wywiera pewien wpływ na decydentów. Nie jestem przeciwnikiem organizacji ekologicznych, ale powinny to być organizacje działające w sposób wyważony, mające podstawy merytoryczne do wnoszenia protestów. Te organizacje nie powinny być z założenia antyrządowe. Rząd też jest elementem społeczeństwa. Nazwa – „organizacje pozarządowe” tłumaczona z języka angielskiego nie najlepiej oddaje ich charakter. Lepsza jest nazwa „organizacje obywatelskie”. Podobno władza uderza do głowy, deprawuje, stąd taka organizacja obywatelska ma głęboki sens. Ale nie może organizacja z Krakowa protestować w Poznaniu czy z Pruszkowa w Koninie. Na pewno w miarę rozwoju społeczeństw nie tylko rozbieżności, ale konflikty będą narastały. Z tym się trzeba liczyć. Dlatego sprawne powinno być prawo. Urzędnicy nie powinni decydować w sposób dowolny, gdyż będą narażeni na kuszenie. Wpływ na władzę publiczną powinny mieć organizacje obywatelskie, które w imię sentymentu do ziemi, na której mieszkają, dbałyby o to racjonalne kształtowanie krajobrazu kulturowego.
Uznaje się, że fundusze proekologiczne w Polsce sprzyjają ochronie środowiska. Ale nie wszyscy dostają pomoc, dotacje i preferencyjne kredyty na inwestycje proekologiczne. Bardziej przebojowi, z lepszymi „dojściami” otrzymują wsparcie, inni muszą angażować własne środki. Powoduje to nierówność konkurencji…
To jest problem. Najbardziej ubolewam nad tym, że nie można założyć, że ludzie są uczciwi. Prawo musi być konstruowane z założeniem nieuczciwości ludzi. Winno istnieć takie rozwiązanie, żeby fabryki otrzymywały równą pomoc. A czy w ogóle mają dostawać? Tu największą rolę mają do spełnienia właśnie organizacje obywatelskie, które będą pilnowały, aby było uchwalane w miarę rygorystyczne prawo. Myślę jednak, że bez zachęt finansowych nie byłoby postępu technicznego. Popatrzmy na proszki do prania. Pierwsza generacja detergentów była bardzo szkodliwa dla środowiska. Gdyby pozwolono na produkcję bez ograniczeń to zapewne rzeki byłyby już całkowicie zatrute. Teraz mamy biodegradowalne środki chemiczne, o określonym czasie działania. Ale kontrola musi być, bo ich produkcja jest droższa. Wiele poglądów zmienia się pod wpływem rozwoju nauki. Kiedyś ze stonką walczono stosując DDT, uważając, że to dobry i skuteczny sposób. Potem okazało się jak bardzo DDT jest szkodliwy. Człowiek musi na takie rzeczy przystać, ale jednocześnie dążyć do tego, aby stosowane środki nie były szkodliwe dla przyrody.
Znajomość prawa ochrony środowiska jest znikoma. Wprowadzono nowe ustawy, które są tak obszerne, że stwarzają problemy doświadczonym urzędnikom. Trudno wyobrazić sobie aby szybko przyswoili je sobie ci, którzy powinni tego prawa przestrzegać…
Nie jestem prawnikiem, ale jako „użytkownik” powiem, że prawo powinno być krótkie, sprawne i czytelne. Przyswojenie nowego prawa musi wymagać czasu. Nawet bardzo obszerne ustawy, dobrze skonstruowane, są łatwiej przyswajalne. Niestety, niektóre nasze ustawy są źle konstruowane. Na początku powinien być wstęp, określający cel wydania ustawy oraz spis treści. W ustawie powinny być rozdziały, gdyż nawet człowiek zajmujący się daną problematyką nie musi znać całości, tylko ideę ustawy i określone rozdziały. Obecnie szczegółowo zapoznaję się z problematyką prawną jako senator i sprawia mi to pewne trudności. Muszę przewertować całą ustawę aż znajdę odpowiedni artykuł. Wprowadzenie spisu treści zapewne o nikły procent zwiększyłoby objętość, ale czytający od razu mógłby znaleźć poszukiwany artykuł ustawy.
W kwestii ochrony środowiska należy postępować racjonalnie, wyważając poszczególne aspekty.
Dam przykład z projektowania obiektów budowlanych, na którym się znam. Generalną zasadą jest zachowanie trwałości budowli. Kanon pierwszy – nie wytwarzać produktów, których proces produkcji może zniszczyć budowlę. Druga zasada – jeśli trzeba produkować coś szkodliwego to należy wznosić budynek z materiałów odpornych na dane medium. Trzecia zasada – zaprojektować taki proces technologiczny, żeby był jak najmniej uciążliwy dla budowli. Dopiero czwarta zasada – stosować ochronę powierzchniową, strukturalną. Są to rozwiązania zmniejszające uciążliwość. To samo można odnieść do ochrony środowiska. Nie produkować wyrobów, które szkodzą środowisku, tak jak mówi ustawa – unikać powstawania odpadów. Ale wiadomo, że odpady będą i to trzeba uwzględnić w kosztach produkcji, aby później je usunąć lub unieszkodliwić bez szkody dla środowiska.
To dotyczy ochrony środowiska. Bardziej skomplikowanym jest zagadnienie kształtowania środowiska kulturowego. Tutaj do uwarunkowań prawnych dochodzą elementy estetyki, sztuki kształtowania krajobrazu. A to wymaga sprawnych działań decydentów nie tylko wielkiego umysłu, ale i wielkiego serca.
Ale to już nieco inny problem, godny innej rozmowy.
Dziękuję za rozmowę.
Włodzimierz Łęcki
Urodzony w 1937 r. w Poznaniu. Absolwent Wydziału Budownictwa Lądowego Politechniki Poznańskiej (1961 r.). W 1969 r. obronił pracę doktorską z zakresu trwałości budowli W latach 1961-1990 pracownik naukowy Politechniki Poznańskiej i Akademii Rolniczej. Od 1990 do 1997 r. wojewoda poznański.
Turysta, krajoznawca, działacz PTTK, m.in. od 1989 r. przewodniczący Komisji Krajoznawczej Zarządu Głównego PTTK. Członek Honorowy PTTK, odznaczony Krzyżem Oficerskim (1997 r.) i Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski (2001 r.).
Autor ponad 50 przewodników i monografii krajoznawczych dotyczących Wielkopolski oraz Pomorza Zachodniego. W 1963 r. ukazał się pierwszy przewodnik „Pojezierze Miedzychodzko-Sierakowskie”, który do 2001 r. miał 6 wydań. Autor i współautor m.in. przewodnika „Wielkopolska” (3 wydania), monografii „Województwo Pilskie”, „Poznań od A do Z”, „Słownika Krajoznawczego Wielkopolski”, „Kanonu Krajoznawczego Polski”.
Od 2001 r. Senator RP V Kadencji.
Człowiek jest tworem przyrody i przez tysiące lat rozwoju gatunku żył w symbiozie z przyrodą. W przeszłości przyroda dyktowała postawę człowieka, w dzisiejszych czasach człowiek stara się narzucić swoje potrzeby i upodobania przyrodzie, co nie zawsze wychodzi z dobrym skutkiem. Jeszcze 50 lat temu mówiło się o ochronie przyrody – obiektów szczególnie cennych przyrodniczo, później zaczęto mówić o ochronie środowiska. Okazało się, że ingerencja człowieka w środowisko jest tak duża, że zaczyna się zmieniać jego tożsamość, następuje degradacja i wymieranie niektórych gatunków. Potrzeba ochrony środowiska wynika z postępu cywilizacyjnego i nadmiernej ingerencji człowieka w środowisko. Wzrost gęstości zaludnienia spowodował, że przyroda nie może się sama oczyszczać. Myślę, że w podstawowym zakresie stopniowo rozwiązujemy ten problem, budując oczyszczalnie ścieków i bezpieczne składowiska odpadów. W międzyczasie pojawił się nowy element – ochrona krajobrazu kulturowego, o którym w Polsce mówi się jeszcze bardzo mało, w przeciwieństwie do Unii Europejskiej, gdzie przywiązują do tego dużą wagę. Krajobraz kulturowy składa się z trzech składników: z elementu naturalnego – stworzonego przez przyrodę, krajobrazu kulturowego historycznego – wytworzonego przez człowieka w przeszłości oraz krajobrazu kulturowego współczesnego – czyli tego co człowiek buduje obecnie. Jest to problem trudny do koordynacji, gdyż często ingeruje w zapatrywania indywidualnych osób. Moim zdaniem, dzisiaj jedną z najważniejszych rzeczy jest racjonalna gospodarka przestrzenna. Niektórzy mówią o zrównoważonym rozwoju, to znaczy takim, który prowadzi świat do przodu, tworzy postęp, a jednocześnie zachowuje dobra przeszłości. Myślę, że podejmując jakiekolwiek decyzje planistyczne w gospodarce przestrzennej trzeba brać pod uwagę krajobraz kulturowy.
Uwzględnienie warunków zrównoważonego rozwoju zwykle wiąże się z wyższymi wydatkami. Administracja publiczna powinna być arbitrem w tych sprawach…
Nie zgodzę się z tym. Arbitrem jest prawo, powinno być jak najmniej fakultatywności. Stąd na przykład – ustawa o zagospodarowaniu i planowaniu przestrzennym, którą będę się zajmował w Senacie przez najbliższe tygodnie. W Senacie sprawami tymi zajmuje się Komisja Skarbu Państwa i Infrastruktury. Celem działań tej Komisji jest zapoznanie się ze stanem zaawansowania legislacyjnego nowej ustawy, która rodzi się od trzech lat a obecnie jest na etapie uzgodnień rządowych. Dotychczasowa z 1994 r. jest ułomna, można powiedzieć przestarzała. Ustawa narzuciła pewne rygory, z których nie wywiązało się szereg gmin, nie opracowując studium rozwoju. Robi się plany miejscowe nie na określonym obszarze a fragmentaryczne, nawet planiści nazywają to planami „wielkości znaczka pocztowego”. Niektóre gminy nie są zainteresowane opracowaniem studium rozwoju, ponieważ dorywczo mogą rozgrywać partykularne, indywidualne interesy swoje, czy wręcz poszczególnych osób. Oczywiście każdy człowiek chciałby urządzać świat według własnego pomysłu, dla własnej wygody i według własnych interesów. Ale ludzi jest dużo i tutaj znane powiedzenie „wolność Tomku w swoim domku” nie może znaleźć zastosowania. Nie ma pełnej wolności. Człowiek nie może wszędzie robić tego co chce. Musi podporządkować się interesowi ogółu – uważam to za rzecz bardzo ważną. Myślę, że w Polsce istnieje problem – do 1990 r. mieliśmy państwo totalitarne, gdzie głos obywatela praktycznie się nie liczył. Obecnie każdy obywatel, a szczególnie pewne grupy ludzi, próbują załatwiać partykularne interesy stojące w sprzeczności z racjami społecznymi.
Obecny system podejmowania decyzji w gospodarce przestrzennej jest bardzo rozmyty. Następuje zderzenie indywidualnych interesów z brakiem pełnej koordynacji działań administracji publicznej…
System się obecnie dociera. Faktycznie na szczeblu wojewódzkim są 3 ogniwa: nadzór budowlany, Inspekcja Ochrony Środowiska – podlegające wojewodzie – i samorząd wojewódzki, który kreuje oblicze województwa. Jednak tak naprawdę marszałek robi to teoretycznie. Bowiem jedynym organem, który ma uprawnienia i regres do kreowania gospodarki przestrzennej jest gmina. Czy taka trójwładza jest dobra? Nie potrafię tego jednoznacznie rozstrzygnąć. W tym zakresie osobiście wolę dyktaturę od demokracji. Wolałbym, żeby wszystko było w jednym ręku. Ale jeżeli ta ręka będzie zła, to wtedy wszystko będzie złe. Problem w tym, że demokracja przy wielu ułomnościach jednak nie wytwarza tak wielkich patologii jakie może wytworzyć władza absolutna. Są patologie również w zakresie ochrony przyrody: w tej chwili, żeby utworzyć park krajobrazowy czy narodowy musi być zgoda rady gminy, gmina w ten sposób decyduje o ochronie mienia ogólnonarodowego. W Polsce stworzono taki syndrom, że państwo to zbiorowisko gmin. Osobiście wyznaję inną filozofię – gmina zarządza fragmentem mienia ogólnonarodowego. Myślę, że trzeba zmienić przede wszystkim koordynację planów gminnych, które wspólnie powinny tworzyć plan wojewódzki. Później gminy musiałyby się podporządkowywać temu planowi. Powiem żartem – gdyby gmina X chciała u siebie zbudować hutę ołowiu, to sąsiadująca z nią gmina Y nie bardzo mogłaby protestować. Tylko przepisy ochrony środowiska, ocena wpływu na środowisko są jedynymi, które mogą w jakimś stopniu rzutować na możliwość powstania takiej inwestycji.
Jaki wpływ na decyzje inwestycyjne mają organizacje proekologiczne? Teoretycznie można zablokować wszystko…
Teoretycznie tak, ale mówimy znów o pewnej patologii. Sprawa uprawnień organizacji proekologicznych musi być w najbliższym czasie wyjaśniona. Akurat znam to z własnego doświadczenia. Byłem dyrektorem marketingu w dużej firmie budowlanej. Parokrotnie organizacje proekologiczne przeszkadzały w budowie. Powiem więcej – gdy otrzymywały określone pieniądze, legalnie, na konto – wycofywały się z zarzutów. Takie przypadki są powszechnie znane w Polsce. Nie może być tak dalej. Na przykład podczas budowy supermarketu w Koninie, zresztą obiektu dobrze zaprojektowanego, z terenami rekreacyjnymi, budowanego na terenach pokopalnianych, dobrze wkomponowanego w teren, pojawiły się protesty. Pikanterii dodaje fakt, że do protestujących miejscowych organizacji dołączyło się towarzystwo ekologiczne z Pruszkowa. W Zielonej Górze, gdy budowano supermarket Auchan protestowało towarzystwo krakowskie. Takie przypadki świadczą o występowaniu patologii i wykorzystywaniu przepisów o ochronie środowiska niezgodnie z intencją prawa. Rozumiem, że bywają sprzeczności interesów inwestora i ogółu społeczeństwa. Nieraz inwestor wywiera pewien wpływ na decydentów. Nie jestem przeciwnikiem organizacji ekologicznych, ale powinny to być organizacje działające w sposób wyważony, mające podstawy merytoryczne do wnoszenia protestów. Te organizacje nie powinny być z założenia antyrządowe. Rząd też jest elementem społeczeństwa. Nazwa – „organizacje pozarządowe” tłumaczona z języka angielskiego nie najlepiej oddaje ich charakter. Lepsza jest nazwa „organizacje obywatelskie”. Podobno władza uderza do głowy, deprawuje, stąd taka organizacja obywatelska ma głęboki sens. Ale nie może organizacja z Krakowa protestować w Poznaniu czy z Pruszkowa w Koninie. Na pewno w miarę rozwoju społeczeństw nie tylko rozbieżności, ale konflikty będą narastały. Z tym się trzeba liczyć. Dlatego sprawne powinno być prawo. Urzędnicy nie powinni decydować w sposób dowolny, gdyż będą narażeni na kuszenie. Wpływ na władzę publiczną powinny mieć organizacje obywatelskie, które w imię sentymentu do ziemi, na której mieszkają, dbałyby o to racjonalne kształtowanie krajobrazu kulturowego.
Uznaje się, że fundusze proekologiczne w Polsce sprzyjają ochronie środowiska. Ale nie wszyscy dostają pomoc, dotacje i preferencyjne kredyty na inwestycje proekologiczne. Bardziej przebojowi, z lepszymi „dojściami” otrzymują wsparcie, inni muszą angażować własne środki. Powoduje to nierówność konkurencji…
To jest problem. Najbardziej ubolewam nad tym, że nie można założyć, że ludzie są uczciwi. Prawo musi być konstruowane z założeniem nieuczciwości ludzi. Winno istnieć takie rozwiązanie, żeby fabryki otrzymywały równą pomoc. A czy w ogóle mają dostawać? Tu największą rolę mają do spełnienia właśnie organizacje obywatelskie, które będą pilnowały, aby było uchwalane w miarę rygorystyczne prawo. Myślę jednak, że bez zachęt finansowych nie byłoby postępu technicznego. Popatrzmy na proszki do prania. Pierwsza generacja detergentów była bardzo szkodliwa dla środowiska. Gdyby pozwolono na produkcję bez ograniczeń to zapewne rzeki byłyby już całkowicie zatrute. Teraz mamy biodegradowalne środki chemiczne, o określonym czasie działania. Ale kontrola musi być, bo ich produkcja jest droższa. Wiele poglądów zmienia się pod wpływem rozwoju nauki. Kiedyś ze stonką walczono stosując DDT, uważając, że to dobry i skuteczny sposób. Potem okazało się jak bardzo DDT jest szkodliwy. Człowiek musi na takie rzeczy przystać, ale jednocześnie dążyć do tego, aby stosowane środki nie były szkodliwe dla przyrody.
Znajomość prawa ochrony środowiska jest znikoma. Wprowadzono nowe ustawy, które są tak obszerne, że stwarzają problemy doświadczonym urzędnikom. Trudno wyobrazić sobie aby szybko przyswoili je sobie ci, którzy powinni tego prawa przestrzegać…
Nie jestem prawnikiem, ale jako „użytkownik” powiem, że prawo powinno być krótkie, sprawne i czytelne. Przyswojenie nowego prawa musi wymagać czasu. Nawet bardzo obszerne ustawy, dobrze skonstruowane, są łatwiej przyswajalne. Niestety, niektóre nasze ustawy są źle konstruowane. Na początku powinien być wstęp, określający cel wydania ustawy oraz spis treści. W ustawie powinny być rozdziały, gdyż nawet człowiek zajmujący się daną problematyką nie musi znać całości, tylko ideę ustawy i określone rozdziały. Obecnie szczegółowo zapoznaję się z problematyką prawną jako senator i sprawia mi to pewne trudności. Muszę przewertować całą ustawę aż znajdę odpowiedni artykuł. Wprowadzenie spisu treści zapewne o nikły procent zwiększyłoby objętość, ale czytający od razu mógłby znaleźć poszukiwany artykuł ustawy.
W kwestii ochrony środowiska należy postępować racjonalnie, wyważając poszczególne aspekty.
Dam przykład z projektowania obiektów budowlanych, na którym się znam. Generalną zasadą jest zachowanie trwałości budowli. Kanon pierwszy – nie wytwarzać produktów, których proces produkcji może zniszczyć budowlę. Druga zasada – jeśli trzeba produkować coś szkodliwego to należy wznosić budynek z materiałów odpornych na dane medium. Trzecia zasada – zaprojektować taki proces technologiczny, żeby był jak najmniej uciążliwy dla budowli. Dopiero czwarta zasada – stosować ochronę powierzchniową, strukturalną. Są to rozwiązania zmniejszające uciążliwość. To samo można odnieść do ochrony środowiska. Nie produkować wyrobów, które szkodzą środowisku, tak jak mówi ustawa – unikać powstawania odpadów. Ale wiadomo, że odpady będą i to trzeba uwzględnić w kosztach produkcji, aby później je usunąć lub unieszkodliwić bez szkody dla środowiska.
To dotyczy ochrony środowiska. Bardziej skomplikowanym jest zagadnienie kształtowania środowiska kulturowego. Tutaj do uwarunkowań prawnych dochodzą elementy estetyki, sztuki kształtowania krajobrazu. A to wymaga sprawnych działań decydentów nie tylko wielkiego umysłu, ale i wielkiego serca.
Ale to już nieco inny problem, godny innej rozmowy.
Dziękuję za rozmowę.
Włodzimierz Łęcki
Urodzony w 1937 r. w Poznaniu. Absolwent Wydziału Budownictwa Lądowego Politechniki Poznańskiej (1961 r.). W 1969 r. obronił pracę doktorską z zakresu trwałości budowli W latach 1961-1990 pracownik naukowy Politechniki Poznańskiej i Akademii Rolniczej. Od 1990 do 1997 r. wojewoda poznański.
Turysta, krajoznawca, działacz PTTK, m.in. od 1989 r. przewodniczący Komisji Krajoznawczej Zarządu Głównego PTTK. Członek Honorowy PTTK, odznaczony Krzyżem Oficerskim (1997 r.) i Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski (2001 r.).
Autor ponad 50 przewodników i monografii krajoznawczych dotyczących Wielkopolski oraz Pomorza Zachodniego. W 1963 r. ukazał się pierwszy przewodnik „Pojezierze Miedzychodzko-Sierakowskie”, który do 2001 r. miał 6 wydań. Autor i współautor m.in. przewodnika „Wielkopolska” (3 wydania), monografii „Województwo Pilskie”, „Poznań od A do Z”, „Słownika Krajoznawczego Wielkopolski”, „Kanonu Krajoznawczego Polski”.
Od 2001 r. Senator RP V Kadencji.