Gminy skarżą się, że mają za mało środków na finansowanie odzysku i recyklingu odpadów opakowaniowych. Z kolei recyklerzy też chcieliby (i pewnie słusznie) otrzymywać pieniądze z tej samej puli, co gminy. Ponieważ gazeta dociera do obu grup, staramy się przedstawiać na łamach „Recyklingu” punkt widzenia wszystkich zainteresowanych.
W tym wydaniu publikujemy tekst, w którym spółki komunalne i gminy odnajdą podpowiedź, jak wykorzystać pieniądze z opłat produktowych, które przekazuje Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Z drugiej strony na łamach czasopisma mówi się z lekką dezaprobatą i żalem o gminach, które wykonują sprawozdania dotyczące rodzaju i ilości odpadów opakowaniowych zebranych przez gminę, czemu otrzymują dofinansowania. A przecież recyklerzy również włożyli do systemu gospodarki swój wkład, jednak pieniędzy nie mogą dostać.
O finansach, a raczej o ich braku, można długo dyskutować. Podobnie o tym, jak miasta tracą pieniądze, gdyż muszą zbierać z ulic i chodników porzucone pojazdy (wraki), przechowywać je na parkingu i po sześciomiesięcznej „kwarantannie” przekazać nowym właścicielom albo w szpony kruszarki. W dużym mieście łatwiej o anonimowość i prawdopodobnie z tego powodu obserwuje się więcej przypadków porzucania pojazdów.
W miasteczkach i wsiach zostawienie starego oraz wysłużonego samochodu nie pozostanie niezauważone. Co prawda w przeszłości zdarzały się przypadki, że gmina musiała zapłacić prywatnemu właścicielowi parkingu ok. 60 tys. zł za odholowanie i cztery lata postoju wraku skody 102. Na szczęście teraz do takich sytuacji już nie dojdzie, bo usuwanie porzuconych pojazdów jest ściśle uregulowane odpowiednimi ustawami.
Nasuwa się tylko jedno pytanie. Czy nie lepiej sprawnie informować właścicieli, że mogą oni bezpłatnie oddać stary samochód do punktu zbiórki lub stacji demontażu, zamiast pokrywać ogromne koszty związane ze zbieraniem i usuwaniem wraków? Przecież odpowiednio wyedukowany obywatel nie wygeneruje takich kosztów.
Renata Drzażdżyńska