W wielu przedsiębiorstwach po wakacjach zaczynają się przymiarki do nowych taryf. Stąd w najbliższym czasie szczególnym zainteresowaniem będzie się cieszyć nowe rozporządzenie w sprawie określania taryf, które weszło w życie 16 sierpnia br. Pisałem już nie raz, że jedną z kardynalnych wad zarówno starej, jak i znowelizowanej ustawy była i jest kosztowa formuła ustalania taryf za wodę i ścieki. To dzięki niej branża nadal pławi się w komunalnym socjalizmie. Przedsiębiorstwom nie opłaci się nowoczesność ani oszczędzanie energii i materiałów, czyli wszystko to, co powoduje obniżanie kosztów usług wodociągowo-kanalizacyjnych. Odbiorcom usług nie opłaci się oszczędzanie wody, a tym samym przyczynianie się do ochrony zasobów wodnych. Piszę o tym od lat, ale nikogo ze stanowiących prawo to nie interesuje.
Dość pesymizmu, bo w rozporządzeniu pojawiły się optymistyczne szczegóły. Za te najważniejsze uznaję w szczególności: przyznanie przedsiębiorstwom możliwości kalkulacji, niezależnej od ilości świadczonych usług, oraz opłaty abonamentowej za utrzymanie w gotowości do świadczenia usług urządzeń wodociągowych lub kanalizacyjnych, na poziomie do 15% kosztów eksploatacji i utrzymania, a także usunięcie z rozporządzenia taryfowego zakazu różnicowania cen za wodę i ścieki (tworzenia więcej niż jednej grupy taryfowej) dla odbiorców kwalifikowanych jako gospodarstwa domowe. Optymistycznie nastraja wprowadzenie zapisu o tym, że taryfy mogą zawierać cenę za jednostkę miary powierzchni zanieczyszczonej o trwałej nawierzchni, z której odprowadzane są ścieki opadowe i roztopowe kanalizacją deszczową, oraz uwzględniać rodzaj i sposób zagospodarowania powierzchni.
Tak jak to bywa przy wielu prawnych nowościach, rozpoczną się długie dyskusje, szczególnie o tym, jak – postępując zgodnie z duchem ustawy i rozporządzenia – różnicować zależną od kosztów stałych część opłaty abonamentowej, wyodrębniać taryfowe grupy wśród odbiorców wody na cele bytowo-gospodarcze, identyfikować, uwzględniając rodzaj i sposób zagospodarowania, „powierzchnie zanieczyszczone o trwałej nawierzchni”, a także ustalać stawki za wodę deszczową odprowadzaną z powierzchni dachów, której nie można zaliczyć do „trwałej i zanieczyszczonej”.
Cieszą się kancelarie prawne oraz współpracujący z branżą prawnicy. Rozszerza się dla nich rynek pracy. Dyrektorom przedsiębiorstw radziłbym skorzystać z nowych regulacji i kalkulować opłatę abonamentową na poziomie 15% kosztów eksploatacji i utrzymania. Kłopot jednak w tym, że w aktualnych socjalistycznych uwarunkowaniach organizacyjno-prawnych wprowadzenie znaczącej opłaty stałej spowoduje niechybne i zasadne protesty oszczędzających wodę, a szczególnie emerytów. W konsekwencji zwiększy się ilość interwencji radnych w proces zatwierdzania taryf, a tym samym kłopotów zarządów przedsiębiorstw. Tych, które zgodnie z kapitalistyczną pragmatyką zechcą w realnych socjalistycznych uwarunkowaniach procesu stanowienia taryf proponować opłatę za utrzymanie urządzeń w gotowości do świadczenia usług. Rozum podpowiada – po co się wychylać, dbać o interes spółki sprzeczny z własnym interesem?
Ciekaw jestem innych poglądów w tej sprawie. Chętnym do zabrania głosu redakcja udostępni łamy.
Zachęcając do lektury, zastanawiam się, kiedy wreszcie nadejdą czasy, w których zagadnienia związane z elektronicznym obiegiem dokumentów i informacji, rozwojem metod modelowania układów rozprowadzania wody czy też zagrożeniami jakości wody powodowanymi bakteriami chorobotwórczymi będą dla zarządów przedsiębiorstw zdecydowanie ważniejsze od problemów z ustalaniem struktury taryf.

Henryk Bylka
Redaktor prowadzący