Od redaktora
Na Ustawę o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzaniu ścieków uczestnicy i odwiedzający tegoroczne targi WODKAN w Bydgoszczy czekali z niemałymi nadziejami. Jak często bywa, także w tym przypadku największą zaletą ustawy przyjętej 11 kwietnia jest to, że w ogóle została uchwalona. Tuż przed głosowaniem zarówno poseł sprawozdawca, jak i inni posłowie zadający ostatnie pytania nie kryli, że mimo długich dyskusji nie do końca wiedzą, co tak naprawdę ten nowy akt zmienia.
Nie ma w ramach istniejących uwarunkowań prawnych przepisów, które zabraniałyby gminom lub przedsiębiorstwom wodociągowo-kanalizacyjnym postępować zgodnie ze zdecydowaną większością zapisów ustawy przekazanej do Senatu. Są w niej natomiast, wprowadzone w ostatniej chwili, zapisy czyniące z niej bardziej kulę u nogi niż impuls dla efektywnych działań. To, że przedsiębiorstwa, których przychody i dochody kształtują uchwały rad gminnych przypominają bardziej organizacje polityczne niż gospodarcze wiedzą wszyscy. Nie tylko na tych łamach przytaczano szeroką listę argumentów, z którymi nikt nie polemizował. W uchwalonej przez Sejm ustawie, radom gmin przypisuje się nie tylko prawo do ustalania poziomu opłat, ale także uchwalania wieloletnich planów, w ramach których mają być określane: planowany zakres usług i przedsięwzięcia rozwojowo-modernizacyjne racjonalizujące, czyli inaczej zmniejszające zużycie wody. Rady mają też ustalać nakłady inwestycyjne w poszczególnych latach a także sposoby ich finansowania. Rozumiem lewicę, działającą zgodnie z leninowską zasadą – cała władza w ręce rad. Nie wiem natomiast dlaczego odebrało podczas głosowania jasność umysłu posłom z innych partii, zwłaszcza prawicowych. Niedyspozycję posłowie sygnalizowali już wcześniej, głosując nad poprawkami do projektu ustawy. Uchwalili wtedy, że hydranty nie są urządzeniami wodociągowymi (396 posłów za), zaś urządzenia do przeróbki osadów ściekowych nie są urządzeniami kanalizacyjnymi (400 posłów za). Na szczęście nie wprowadzili sankcji dla tych, którzy uważają inaczej. Z doświadczeń wiadomo, że zaćmienia takie znacznie częściej niż posłów dotykają radnych, niezależnie od ich politycznych poglądów. Zdarza się to szczególnie w czasie debat o opłatach za wodę i ścieki. Bywało już, że wtedy gdy zarząd gminy proponował podwyżkę, radni uchwalali obniżkę opłat. Stąd w wielu gminach co bardziej światłe rady same z tego przywileju zrezygnowały. Mając to na uwadze, a także szereg innych, merytorycznych argumentów przeciwko poddawaniu decyzji gospodarczych pod głosowania rad gmin mam nadzieję, że mądrość Senatu a potem otrzeźwienie światłych posłów, zaowocuje rezygnacją z dwóch fatalnych poprawek, dewaluujących znacząco wartość ustawy. Oby tak się stało, czego życzę całej branży, której problemom tradycyjnie w majowym numerze “Przegląd Komunalny” poświęca zdecydowanie więcej miejsca.
Henryk Bylka
Redaktor prowadzący
Nie ma w ramach istniejących uwarunkowań prawnych przepisów, które zabraniałyby gminom lub przedsiębiorstwom wodociągowo-kanalizacyjnym postępować zgodnie ze zdecydowaną większością zapisów ustawy przekazanej do Senatu. Są w niej natomiast, wprowadzone w ostatniej chwili, zapisy czyniące z niej bardziej kulę u nogi niż impuls dla efektywnych działań. To, że przedsiębiorstwa, których przychody i dochody kształtują uchwały rad gminnych przypominają bardziej organizacje polityczne niż gospodarcze wiedzą wszyscy. Nie tylko na tych łamach przytaczano szeroką listę argumentów, z którymi nikt nie polemizował. W uchwalonej przez Sejm ustawie, radom gmin przypisuje się nie tylko prawo do ustalania poziomu opłat, ale także uchwalania wieloletnich planów, w ramach których mają być określane: planowany zakres usług i przedsięwzięcia rozwojowo-modernizacyjne racjonalizujące, czyli inaczej zmniejszające zużycie wody. Rady mają też ustalać nakłady inwestycyjne w poszczególnych latach a także sposoby ich finansowania. Rozumiem lewicę, działającą zgodnie z leninowską zasadą – cała władza w ręce rad. Nie wiem natomiast dlaczego odebrało podczas głosowania jasność umysłu posłom z innych partii, zwłaszcza prawicowych. Niedyspozycję posłowie sygnalizowali już wcześniej, głosując nad poprawkami do projektu ustawy. Uchwalili wtedy, że hydranty nie są urządzeniami wodociągowymi (396 posłów za), zaś urządzenia do przeróbki osadów ściekowych nie są urządzeniami kanalizacyjnymi (400 posłów za). Na szczęście nie wprowadzili sankcji dla tych, którzy uważają inaczej. Z doświadczeń wiadomo, że zaćmienia takie znacznie częściej niż posłów dotykają radnych, niezależnie od ich politycznych poglądów. Zdarza się to szczególnie w czasie debat o opłatach za wodę i ścieki. Bywało już, że wtedy gdy zarząd gminy proponował podwyżkę, radni uchwalali obniżkę opłat. Stąd w wielu gminach co bardziej światłe rady same z tego przywileju zrezygnowały. Mając to na uwadze, a także szereg innych, merytorycznych argumentów przeciwko poddawaniu decyzji gospodarczych pod głosowania rad gmin mam nadzieję, że mądrość Senatu a potem otrzeźwienie światłych posłów, zaowocuje rezygnacją z dwóch fatalnych poprawek, dewaluujących znacząco wartość ustawy. Oby tak się stało, czego życzę całej branży, której problemom tradycyjnie w majowym numerze “Przegląd Komunalny” poświęca zdecydowanie więcej miejsca.
Henryk Bylka
Redaktor prowadzący