Atomowa energia!

To miał być – i będzie – wstępniak o energii atomowej. Zaplanowałam go na początku kwietnia, bo już wtedy zaczynamy prace nad kolejnym wydaniem. A po paru dniach zdarzyło się to, czego konsekwencje – mierzone nasileniem społecznych emocji, rozmaitymi spekulacjami i politycznymi perturbacjami – można porównać do wybuchu bomby atomowej. O tym wszystkim dzienniki i tygodniki napisały już tyle, że nie musimy niczego dodawać. Ale chcemy się przyłączyć do wyrazów współczucia, solidarności i przypomnieć, że non omnis moriar! Oby z tej tragedii zrodziła się również pozytywna energia, która pomoże nam w naszej pracy, w poznawaniu historii Polski, umacnianiu patriotyzmu oraz okazywaniu szacunku naszym przedstawicielom…
 
*   *   *
 
Wracając do atomu… Rząd oznajmił, że będzie intensywnie edukował w zakresie energetyki jądrowej. Na ten cel mają być przeznaczone znaczące, milionowe kwoty, a program – na razie wstępny – jest przewidziany na kilka lat. I ambitny, bo nie będą to tylko „zwykłe” plakaty, billboardy, ulotki czy radiowe spoty. Jednym z pomysłów jest jeżdżący po Polsce „nuklearny autobus”, w którym studenci wytłumaczą, jak działa reaktor atomowy i jak jest zabezpieczony. O elektrowniach jądrowych będą też gawędzić bohaterowie popularnych seriali, oswajając miliony telewidzów z ideą, której większość wciąż się boi. Zresztą o „atomie” mają się dowiedzieć nawet dzieci w przedszkolach. Rząd to wszystko sfinansuje (dzięki naszym pieniądzom), urzędnicy pomogą zorganizować, a naukowcy – przeszkoleni w bardzo „atomowej” Francji – wesprą swoim autorytetem. Słowem: sielanka!
Wprawdzie UE akurat nie obliguje nas do udziału energii jądrowej w energetycznym „mixie”, ale jest ona wytwarzana bez emisji CO2, więc pomaga wypełnić inne wymogi (czytaj: uniknąć kar). Szkoda tylko, że odnawialne źródła energii, które spełniają te same funkcje i mają dodatkowe walory, nigdy nie doczekały się takiej – wyrażonej w konkretach i kwotach – sympatii ze strony władz. My musimy sobie radzić sami (lub prawie sami) i, mimo wszystko, nieźle nam to wychodzi. A rząd wspiera nas głównie… optymizmem, zakładając, że obowiązkowe 15% udziału OZE w bilansie energetycznym przekroczymy o pół punktu. Chciałoby się krzyknąć „hurra!”, ale obawiam się, że może to być hurraoptymizm.
A o tym całym „atomie” różnie naukowcy mówią i piszą. Polecam dwa artykuły prof. Jana Popczyka. Sporo tam ciekawych wątków, szczegółów i… wątpliwości. Niestety, wygląda na to, że – abstrahując od wad i zalet obu „nurtów” – energetyka jądrowa pobije nasze OZE na jednym ważnym polu – propagandowym!
 
 
Urszula Wojciechowska
Redaktor naczelna