Czasem aż język świerzbi. Ale zawsze zwycięża myśl: „Ci ludzie wiedzą lepiej. To oni mają do czynienia z tym problemem na co dzień”. Jednak takie samouspokojenie na dłuższą metę nie działa i później przez kilka (czasem kilkanaście) dni głowę zaprząta jedno pytanie: „o co w tym wszystkim chodzi?”. Bo że chodzi o pieniądze, można zrozumieć, ale…
W czym rzecz? W wątpliwościach i żalach zgłaszanych przez inwestorów w odniesieniu do obszarów Natura 2000. I o ile chodziłoby o „zwykłych” inwestorów, to nie byłoby w tym nic dziwnego. Jednak można odczuć pewien lekki dysonans, gdy o problemach z Naturą zaczynają mówić inwestorzy „niezwykli”. A któż to taki? To wszyscy ci, których przedsięwzięcia mają służyć temu, co nazywane bywa ochroną środowiska. Ale czy jest tu jakaś sprzeczność? Co za różnica, czy budują bloki mieszkalne, zakład przemysłowy, czy oczyszczalnię ścieków? Jest potrzeba – należy coś zbudować, są pieniądze, są chętni do ich wydania i wzięcia, a tu masz ci los – „jakieś tam motylki” stają na drodze budowy! Toż to skandal!
I rzeczywiście jest to skandal! Jak bowiem inaczej nazwać sytuację, gdy ktoś, kto chce (lub musi) zbudować sieć kanalizacyjną, oczyszczalnię ścieków czy zakład unieszkodliwiania odpadów, nie rozumie konieczności ochrony przyrody? Nawet jeśli chodzi o te „wstrętne” motylki. Oczywiście, zrozumiała jest frustracja inwestorów (nawet tych „niezwykłych”) tym, że nakaz ochrony przyrody wymusza poniesienie dodatkowych, często bardzo wysokich kosztów albo wymaga przejścia od nowa procedury wyboru lokalizacji dla inwestycji. I zgoda, czasem można odnieść wrażenie, że to aż przesada, ale…
Przecież te inwestycje służyć mają nie czemu innemu, jak ochronie środowiska. Środowiska, którego elementem jest także, a może przede wszystkim, ta część przyrody, która objęta została ochroną w ramach Programu Natura 2000. Chronimy środowisko, a zatem ze zrozumieniem dbamy o ożywione i martwe elementy przyrody, które decydują o bogactwie i jakości życia na ziemi (także naszego!). Chyba nie do przyjęcia jest następujący tok myślenia inwestora: „No, mam do wybudowania ZUO! Jak go wybuduję, to dopiero będę chronił środowisko! Zmniejszę strumień deponowanych odpadów, zwiększę recykling! Wszystko to zrobię, niech no tylko znajdę sposób na te motylki! Na to fruwające paskudztwo, które przeszkadza mi chronić środowisko!”.
I pewnie wielu pomyślało: „przesadził”, „mądrala”, „co on wie o… inwestycjach” itp. I na pewno wiele w tym będzie racji, ale dysonans pozostaje. Prawda?
Piotr Strzyżyński
z-ca redaktor naczelnej