Od redaktora
 
Jak co roku, Europejski Tydzień Zrównoważonego Transportu przypada we wrześniu. Póki co, swój akces do akcji zgłosiło 1120 miast ze Starego Kontynentu. W inicjatywę, która odbywa się w dniach 16-22 września, włączyły się także 83 samorządy z Polski. Będą one zwracać uwagę swoich mieszkańców na uciążliwości, jakie niesie za sobą niepohamowany pęd Polaków (i nie tylko) do użytkowania własnego samochodu. W tych dniach propagowane będzie także korzystanie z komunikacji zbiorowej oraz roweru jako środka do podróżowania na krótkich dystansach (do jazdy w mieście). Jak podaje Ministerstwo Środowiska, motto tegorocznej kampanii w Polsce brzmi: „Zostań ekojeźdźcem! Oszczędź na paliwie 1000 zł rocznie!”. A na swej stronie internetowej skrupulatnie dodaje: „Jeśli możesz, wybierz jazdę autobusem lub tramwajem”.
 
Niestety, w wielu polskich miastach komunikacja publiczna zazwyczaj nie nadąża za potrzebami coraz bardziej mobilnego społeczeństwa i w ich zaspokajaniu jest całkowicie niekonkurencyjna wobec indywidualnej jazdy samochodem. Zauważalny jest jednak silny trend wzrostowy, jeśli chodzi o korzystanie w podróżach miejskich z rowerów. Oby nie był to wyłącznie skutek drożejących paliw, choć każdy pretekst, by zmniejszyć ilość pojazdów spalinowych, przemieszczających się zatłoczonymi ulicami, jest dobry.
 
W tym kontekście ważne są zatem działania włodarzy miast, które mają ułatwiać cyklistom poruszanie się po miejskich szlakach komunikacyjnych. W ostatnim czasie jednym z bardziej dyskusyjnych pomysłów było wprowadzone w kilku punktach na drogach rowerowych w Sopocie ograniczenie prędkości jazdy do 10 km na godzinę.
Pierwsze, nieco tendencyjne pytanie, jakie się nasuwa, brzmi: czy teraz tamtejsza straż miejska będzie się ustawiać z radarami na drogach rowerowych? Kolejne: czy rowerzyści będą zmuszeni do zakupu prędkościomierzy, by móc świadomie decydować o prędkości, z którą się poruszają? Bo – jak udowodnił prezydent Sopotu podczas przejażdżki własnym bicyklem – przy takiej prędkości jeszcze się z roweru nie spada – o czym można się przekonać z informacji na trójmiejskiej gazecie.pl. Jak wynika z tego doniesienia, rower prezydenta – na szczęście dla tego ostatniego – utrzymał równowagę.
 
Niestety, nie można tego powiedzieć o spalarniowym tandemie bydgosko-toruńskim, który dotychczas, może bez zawrotnych prędkości i już z pewnymi wahaniami, ale posuwał się swoim tempem naprzód. Tym razem jednak ów bicykl przeżył ostry wstrząs, który być może połączony będzie z wyhamowaniem. Jeśli bowiem wierzyć doniesieniom medialnym (ponownie gazeta.pl), to z powodu zgłoszonych przez prezydenta Torunia obaw o osiągnięcie zakładanych efektów (czyli o dostarczenie odpowiedniego strumienia odpadów) przez dofinansowany ze środków unijnych zakład mechaniczno-biologicznego przetwarzania odpadów, obsługiwany przez toruńskie MPO, realizacja wspólnej spalarni stanęła pod znakiem zapytania. Cóż, pytań jest wiele, a najbliższy czas pokaże, jakie będą dalsze losy tego projektu.
 
Wszystkim użytkownikom dwóch kółek oraz realizatorom ważnych dla środowiska projektów infrastrukturalnych pozostaje życzyć niezachwianej jazdy we wcześniej obranym kierunku.
 
Piotr Strzyżyński
z-ca redaktor naczelnej