Ciekawy rok nam się zaczyna. Zgodnie z oczekiwaniami, dotyczy to szczególnie gospodarki odpadami. Trybunał Konstytucyjny zapowiedział, że zajmie się wnioskiem samorządu Inowrocławia o stwierdzenie niezgodności z Konstytucją obowiązków przetargowych, wynikających ze znowelizowanej ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach, a już w kolejce do sędziów Trybunału ustawia się reprezentacja spółdzielni mieszkaniowych, które niekonstytucyjność widzą w metodach ustalania opłat za odbiór odpadów, przerzucaniu na nich obowiązku zbierania opłat od mieszkańców i przekazywania ich gminie, bez refundacji kosztów tego działania, czy w braku możliwości rzetelnej weryfikacji obowiązku segregacji. Na to wszystko nakłada się przewidywany wzrost opłaty za odbiór odpadów.

Na przykład w takim Poznaniu szefostwo spółdzielni, gdzie mieszka blisko 50 tys. mieszkańców, zapowiedziało, że chce mieć prawo dalszego swobodnego zawierania umów na wywóz śmieci. bo niby dlaczego ma za to płacić więcej niż do tej pory? Aktualnie koszt odbioru odpadów od mieszkańca wynosi 6-7 zł, a według stawek proponowanych przez Miasto ma to być blisko 15 zł za odpady segregowane lub prawie 20 za zmieszane. To spora różnica. A miało być taniej – przynajmniej tak zapowiadał Andrzej Kraszewski, były minister środowiska. I jak tu jeszcze sprawdzić, kto prowadzi selekcję, a kto nie? Kogo obciążyć wtedy wyższą stawką? Całą spółdzielnię, osiedle czy mieszkańców bloku? Wszystkich czy tylko tych, co mają najbliżej do śmietnika, gdzie znaleziono zmieszane odpady? Ale wiceprezydent Poznania ma na to odpowiedź: choć opłaty za odpady segregowane i niesegregowane formalnie będą zróżnicowane, wszyscy będą płacić niższą stawkę. Tę dziwną propozycję tłumaczył właśnie tym, że Miasto nie jest w stanie weryfikować, kto rzeczywiście segreguje, a kto nie. Takie postawienie sprawy jest na pewno zastanawiające, ale uczciwie pokazuje niemoc lokalnych władz. Niestety, grozi też tym, że ci, co do tej pory segregowali, przestaną to robić, a mieszkańcy, którzy wrzucali wszystkie śmieci do jednego pojemnika, nie będą mieli motywacji, by zmienić te nawyki. Bo kto będzie gotów do wysiłku rozdzielania śmieci, jeśli nie będzie miał z tego korzyści, poza czystym sumieniem?
W przewalającej się co chwila na łamach ogólnopolskich i lokalnych mediów, forach dyskusyjnych, sesjach rad i zebraniach spółdzielczych burzy, wywołanej ustalaniem metod wyliczania oraz wysokością stawek opłat, widzę olbrzymi wymiar edukacyjny. Chyba nic w ciągu minionych 20 lat nie wywołało tak gorących dyskusji o odpadach, potrzebie ich segregacji, płaceniu za to – także na poziomie grona znajomych i rodziny – jak podpisana w lipcu 2011 r. nowelizacja ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach. Mieliśmy i mamy darmową kampanię uświadamiającą, że odpady to problem nas wszystkich, za który musimy płacić.
Tomasz Szymkowiak
dyrektor – redaktor naczelny wydawnictw