Od redaktora
Tu i ówdzie pojawiają się trzeźwe przestrogi, że osiągnięcie 7,5-procentowego udziału energii pochodzącej ze źródeł odnawialnych jest w Polsce nierealne. Przyjmując Strategię rozwoju energetyki odnawialnej, nasi parlamentarzyści mieli świadomość, że o wykonaniu tego unijnego zobowiązania w największym stopniu będzie decydować biomasa. Lasy Państwowe dość wcześnie określiły, jakim potencjałem tego surowca dysponują i w jakim tempie mogą go dostarczać. Zasoby wszelkich odpadów możliwych do energetycznego wykorzystania też nie stanowiły tajemnicy. Było zatem wiadomo, że trzeba podjąć produkcję biomasy na plantacjach tzw. roślin energetycznych.
Niestety, zamiast zachęty plantatorom rzucono kłodę pod nogi, gdyż uprawy te nie uzyskały spodziewanej dopłaty. Nie mogą więc dziwić przypadki likwidowania plantacji i znacznie ostrożniejsze zakładanie nowych. I to w sytuacji, gdy energetyka gorączkowo szuka biomasy. Na Forum Czystej Energii, podczas tegorocznych Targów POLEKO, podawano przykłady coraz sprawniejszych urządzeń oraz udanych inwestycji dotyczących przetwarzania i spalania biomasy. Ale z samą jej produkcją jest już gorzej i w konsekwencji rośnie cena wytwarzanego z niej paliwa. A przecież ma to być również ekonomiczna alternatywa dla drogiego gazu i oleju.
Narastający „biopesymizm” ma dwojakie przyczyny. Po pierwsze finansowe, gdyż plantacje roślin energetycznych wymagają dużych i długoterminowych nakładów, a po drugie...