Temat tego felietonu wywołany został zdarzeniem oraz informacjami medialnymi, które obiegły całą Polskę we wszystkich środkach przekazu: w Zakładzie Gospodarowania Odpadami Gać Oława zatruło się 30 osób, które trafiły do szpitala. Od razu uspokajam. Nikt nie został poszkodowany i u żadnej z przebadanych osób nie stwierdzono skutków zatrucia ani substancjami chemicznymi, ani substancjami biologicznymi. Po trwającej blisko trzy godziny akcji jednostek ratownictwa chemicznego straży pożarnej nie stwierdzono na terenie Zakładu niebezpiecznych dla życia i zdrowia ludzi substancji toksycznych.

Najważniejsze więc jest to, że nikomu nic się nie stało. Niestety, mogło się to wydarzyć. Mało tego, zagrożenie nadal istnieje. Dlaczego?

Wystarczy, że ktoś nieświadomie wyrzuci nieodpowiedzialnie jakieś toksyczne substancje do odpadów komunalnych i już można spodziewać się tragedii. Naprawdę niewielka ich ilość, np. litr pestycydów, może sprawić, że doniesienia o zatruciu będą już czymś więcej niż jednodniową ciekawostką dla mediów. By tragedia z tym związana dotknęła pracowników zakładu i ich rodziny.

Z przykrością muszę stwierdzić, że zagrożenie wciąż pozostaje na bardzo wysokim poziomie. Ryzyko pożaru istniało od zawsze – od momentu, gdy mieszkańcy zaczęli wrzucać do odpadów gorący popiół. Taki żar stopniowo podpala wszystko, co go otacza, i po dłuższym czasie z pozornie niewiadomych przyczyn wybucha ogień w hali lub na składowisku. Pożary w instalacjach odpadowych niosą za sobą ryzyko strat w sprzęcie i surowcach, ale również mogą być przyczyną poważnego zatrucia powietrza w okolicy zakładu.

Innym istotnym problemem są pojawiające się w zmieszanych odpadach komunalnych igły od strzykawek. Niosą one zagrożenie poważnych chorób wśród osób, które podczas sortowania odpadów mogą się nimi ukłuć. Nawet jeżeli wszystkie badania wykluczą zagrożenie infekcji, to można sobie wyobrazić, jakie zniszczenia psychiczne powoduje okres, kiedy pracownik poddawany jest licznym badaniom i szczepieniom profilaktycznym. Dla niektórych osób uraz psychiczny jest tak silny, że nie wracają już do pracy.

Dużym zagrożeniem mogą być też obecnie trafiające do odpadów pojemniki z nieznanymi substancjami. Obserwując zmianę, jaka nastąpiła po 1 lipca 2013 r., mogę sobie wyobrazić, że w tej chwili w Polsce odbywa się masowe sprzątanie strychów, garaży i piwnic. Nagromadzone przez lata, a czasami pokolenia różne „przydasie” lądują na śmietnikach. Wiele osób w trakcie sprzątania zagraconych zakamarków trafia na starą, nieopisaną butelkę z brzydko pachnącym płynem. Co z nią zrobią? Wyrzucą.

I to właśnie może być w bliższej lub dalszej przyszłości przyczyną rzeczywistego zatrucia pracowników jakiegoś zakładu zagospodarowania odpadów. Jeszcze kilka lat temu ucierpieć mogło „jedynie” środowisko, kiedy taka trująca substancja wylądowała na lepszym lub gorszym składowisku. Obecnie odpady bardzo często trafiają do nowoczesnych sortowni, gdzie liczne maszyny i urządzenia z dużą prędkością rozdzielają je na wiele strumieni surowcowych. Jeżeli taki pojemnik trafi na taśmę, istnieje duże prawdopodobieństwo, że się rozszczelni, a znajdująca się wewnątrz substancja zostanie rozpylona po całym obiekcie.

Oczywiście, zakłady gospodarki odpadami przeważnie posiadają sprawną instalację wyciągowo-odpylającą, a pracownicy zobowiązani są do pracy w maskach ochronnych. W skrajnych przypadkach może to być jednak niewystarczające zabezpieczenie.

Co możemy zrobić, by przeciwdziałać takiemu zagrożeniu?

Bezpośrednio w samej instalacji zdziałać można już niewiele. Kierownictwo zakładu powinno ściśle przestrzegać procedur bezpieczeństwa i pilnować właściwego stosowania ubrań ochronnych przez pracowników. Od przełożonych pracownicy mają prawo wymagać wyczulenia na potencjalne zagrożenia i szybkiej reakcji, gdy tylko pojawią się sygnały mogące świadczyć o zatruciu. Tak też stało się w naszym Zakładzie, gdzie kilka osób w niewielkim odstępie czasu wspomniało o podrażnieniu dróg oddechowych. Kierownik sortowni wraz z inspektorem BHP podjęli decyzję o wstrzymaniu pracy na sortowni oraz poinformowali o tym już po fakcie Zarząd ZGO Gać Oława, po czym skierowali profilaktycznie wszystkich pracowników na badania. Brak praktycznego doświadczenia tych młodych ludzi spowodował, że nie przewidzieli, iż jednorazowe pojawienie się 30 osób w ośrodku zdrowia uruchomi procedury kryzysowe. To z kolei obudziło zainteresowanie się mediów, które – nie mając dostępu do prawdziwych informacji – podawały daleko idące spekulacje jako fakty.

Pozostaje jednak bez odpowiedzi pytanie, gdzie szukać zabezpieczeń przed potencjalnymi zagrożeniami dla zakładów gospodarki odpadowej. Moim zdaniem, ten obowiązek oraz umożliwienie wzrostu bezpieczeństwa leży po stronie gminnego systemu gospodarowania odpadami.

Problem eliminacji zagrożeń powinien być rozwiązywany przez nieustannie trwającą, celową edukację ekologiczną i stworzenie instrumentów służących kontroli systemu odpadowego. Porównań można szukać w ruchu drogowym. Tam oprócz ustanowionego Kodeksu ruchu drogowego istnieją ośrodki szkolenia kierowców oraz policja, która ma za zadanie pilnować przestrzegania przepisów. W gospodarce odpadami powinno być podobnie. Poza uchwalaniem właściwego prawa musi istnieć profesjonalna edukacja, a na końcu musi stać „gość z suszarką”, który wyegzekwuje stosowanie się do przepisów odpadowych.

Rzecz jasna, można, a wręcz należy prowadzić działania wspomagające. Mieszkańcy muszą mieć łatwiejszy niż obecnie dostęp do PSZOK-ów, gdzie będzie można oddać podejrzane substancje. W wielu krajach Europy są specjalne samochody przygotowane do odbioru substancji niebezpiecznych, a o drogach ich przejazdu informują strony odpowiedzialnych samorządów.

Gminy powinny ściśle współpracować ze wszystkimi aptekami i przychodniami lekarskimi, gdzie mieszkańcy mogliby nieodpłatnie zostawiać przeterminowane leki, zużyte igły i strzykawki.

W regionach, gdzie do odpadów komunalnych trafia dużo popiołu z palenisk domowych, zalecałbym stworzenie skutecznego systemu selektywnej ich zbiórki. Nie tylko zwiększy to bezpieczeństwo pożarowe instalacji, ale też powinno pozytywnie wpłynąć na obniżenie łącznego kosztu gospodarowania odpadami w gminie.

Wspomniane tutaj zadania nie są jedynie dobrą wolą samorządów. To ustawowo zapisany obowiązek, o którym włodarze często zapominają, koncentrując się przede wszystkim na tym, by cena za odbiór odpadów była jak najniższa.

Może byłoby wskazane, gdyby na wzór branży filmowej nie tylko najlepsi, ale również najgorsi byli wyróżniani. Jestem przekonany, że gmina wyróżniona „malinami z odpadów” szybko starałaby się poprawić swój wizerunek.

Andrzej Sobolak

prezes Zarządu Zakładu Gospodarowania Odpadami Gać Oława