Ludwik Węgrzyn
prezes Związku Powiatów Polskich
starosta bocheński

Gdy w połowie lat 60. ubiegłego wieku E.M. Nathanson pisał powieść pt. „Parszywa dwunastka”, a dwa lata później Robert Aldrich nakręcił film pod takim samym tytułem, nie przypuszczałem, że po 37 latach polska rzeczywistość może dopisać do tamtych beletrystycznych wydarzeń następną – mam nadzieję, że ostatnią – odsłonę o „trzynastce”, a nie „dwunastce” – choć tak samo parszywej.
W naszym kraju następna liczba porządkowa po tytułowej dwunastce nie kojarzy się bynajmniej z filmem akcji, lecz z dodatkowym rocznym wynagrodzeniem czy też premią (nagrodą) roczną. W czasach tzw. dyktatury proletariatu niektóre branże czy grupy zawodowe wywalczyły sobie nawet „czternastkę” i „piętnastkę”. Obecnie w większości zakładów pracy zlikwidowano te przywileje. Gdy przyszła pora na wzajemne „zaciskanie pasa”, trzynastki pozostały w niektórych układach zbiorowych oraz w sferze budżetowej. Absurd takiego rozwiązania polega na tym, że zamiast płacić urzędnikom uczciwie za rzetelną pracę, proponuje się im erzac w postaci ekstrarocznych wynagrodzeń. Niestety, gremiów decydenckich (np. rad jednostek samorządu terytorialnego i parlamentarzystów) nie stać na cywilną odwagę postawienia kwestii płacowych jako pierwszej przesłanki do walki o czystą etycznie i prawnie administrację publiczną, do której pierwszym stopniem jest odpowiednie wynagrodzenie. Łatwiej złamać biedniejszego urzędnika niż dobrze opłacanego, bo ten ostatni – mając więcej do stracenia – będzie bardziej kompetentny, grzeczny i otwarty na sprawy obywatela, a zwłaszcza będzie odporny na korupcję i sterowanie na tzw. telefon. Takie są przynajmniej wzorce i założenia teoretyczne. Nasi reformatorzy w swojej wielkości, dysponując receptą na wszystkie bolączki społeczne, wybrali inny kierunek i szablon ich rozwiązania. Trudna sytuacja budżetowa państwa oraz tzw. opinia publiczna domagają się zmian istniejącego stanu rzeczy. Tak więc postanowiono, aby wprowadzanie nowatorskich rozwiązań rozpocząć od dokonania wewnętrznych podziałów w samej sferze budżetowej i podzielić zatrudnionych w niej ludzi na dwie kategorie. Już bowiem starożytni Rzymianie mawiali: „dziel i rządź”. Kategoria pierwsza to większość pracowników i im przysługuje pełnia praw wynikających zarówno z ustawy o pracownikach samorządowych (DzU z 2001 r. nr 142, poz. 1593 z późn. zm.), jak i z Ustawy z 12 grudnia 1997 r. o dodatkowym wynagrodzeniu rocznym dla pracowników jednostek sfery budżetowej (DzU nr 160, poz. 1080 z późn. zm.). Drugiej kategorii pracowników dotyczy zmieniona ustawa o dodatkowym wynagrodzeniu rocznym dla pracowników sfery budżetowej oraz niektórych innych ustaw. Zmian dokonano 4 marca 2004 r. (DzU nr 116, poz. 1202). Osobom wymienionym w znowelizowanym przepisie nie przysługuje dodatkowe wynagrodzenie roczne. Kogo ustawodawca zaliczył do tej drugiej kategorii? Są to marszałkowie województw, prezydenci, burmistrzowie i wójtowie gmin i ich zastępcy, starostowie i ich zastępcy, sekretarze i skarbnicy wszystkich jednostek samorządu terytorialnego i niektórzy dyrektorzy…
Na pewno osoby te zarabiają zdecydowanie lepiej niż pozostali pracownicy w jednostkach, w których są zatrudnieni. Stanowią oni jednak ścisłą kadrę kierowniczą nie tylko tych jednostek (najczęściej budżetowych), lecz całych jednostek podziału administracyjnego kraju. Ich odpowiedzialność jest zdecydowanie inna niż pracowników im podległych w jednostkach, którymi kierują. Jest to nie tylko odpowiedzialność pracownicza, lecz najczęściej – a może przede wszystkim – odpowiedzialność polityczna za własne działania bądź ich brak. Mój powiatowy punkt widzenia jest bez wątpienia spojrzeniem subiektywnie egoistycznym, bowiem również mnie dotknęła „po kieszeni” wprowadzona nowelizacja. Jednak nie chodzi tu o kilka tysięcy osób, których to dotyczy (ok. 2720 gmin, 382 powiatów i innych jednostek), lecz o poczucie sprawiedliwości społecznej.
Kadra kierownicza w jednostkach samorządu terytorialnego dotknięta jest szeregiem ograniczeń, wiążących się z decydowaniem o wielu sprawach gospodarczych, a zwłaszcza z dysponowaniem mieniem publicznym (najczęściej komunalnym). Jest to pewien europejski standard i dobrze, że są takie ograniczenia w prowadzeniu prywatnych interesów. Osobnym tematem są ograniczenia i zakazy dotyczące działaczy samorządowych, np. radnych gminnych i powiatowych. W naszym kraju funkcjonuje tzw. sfera jednostek budżetowych. Zalicza się do nich całą administrację publiczną, placówki ochrony zdrowia, opieki społecznej i niektóre zakłady komunalne. Wyłączenie pewnej kategorii osób, które nagle w ciągu roku budżetowego pozbawiono jednego ze składników wynagrodzenia, jest wyraźnie dla tej grupy krzywdzące.
Nie chodzi o to, że ich sytuacja materialna ulegnie nagłemu, gwałtownemu pogorszeniu, lecz o to, że ludzi zatrudnionych w oparciu o jedne przepisy prawa powinny obowiązywać jednakowe zasady wynagradzania. To nie dotyczy wysokości zarobków, bowiem gdyby takie zasady przyjąć, doszlibyśmy do absurdu. Może nawet w niektórych przypadkach tak jest, bo to absurd, że lekarz stażysta zarabia mniej od początkującego pracownika sprzątającego plac przed szpitalem!
Na marginesie moich powiatowych rozważań pytam siebie, czy ta grupa osób, która w tym roku ma otrzymać połowę „trzynastki”, a w przyszłych latach ma być jej całkowicie pozbawiona, jest tak nieudolna, że nie potrafi walczyć o utrzymanie równego statusu? A gdzie jest ochrona tych obywateli, jaką winien sprawować Rzecznik Praw Obywatelskich, Państwowa Inspekcja Pracy czy też organizacje pracodawców?
Filmowa „parszywa dwunastka” za dobrą pracę i osiągnięty sukces miała dostać nagrodę w postaci wolności i zmazania win. Nasza kadra kierownicza w zamian za dobrą pracę w 2004 r. otrzyma karę w postaci pozbawienia połowy dodatkowego wynagrodzenia rocznego. Dla mnie osobiście będzie to „parszywa trzynastka”, a nawet tylko jej połowa.