Poldery zamiast zbiorników
Są tacy, co uważają mnie za wroga ochrony przeciwpowodziowej. Jestem, według nich, zawziętym obrońcą przyrody lekceważącym dobro ludzi. Torpeduję ze wszystkich sił najbardziej rozsądne projekty regulacji rzek. Opóźniam proces ich realizacji. Niełatwo bronić się przed takimi zarzutami, kiedy coraz częściej nawiedzają nasz kraj duże powodzie i narasta potrzeba zdecydowanych działań. Odnoszę wrażenie, że mało kto orientuje się, o co dokładnie chodzi ekologom, kiedy krytykują techniczne projekty regulacji rzek. Z pewnością nie o to, żeby ratować nadwodne ptactwo kosztem ludzkiego bezpieczeństwa.
Jestem zdecydowanym przeciwnikiem budowania wielkich zbiorników i stopni wodnych a także prostowania i regulacji rzek. Koszty tego typu inwestycji są ogromne. Gdyby jeszcze mieć pewność, że właśnie takie rozwiązania stanowią skuteczne zabezpieczenia przed powodziami. Otóż są dowody na to, że tak nie jest. Oddziaływanie słynnej zapory w Czorsztynie podczas powodzi w 1997 r. było niezauważalne już po 40 km biegu Dunajca. Zatem ostatnie rewelacje tygodnika “Wprost”, że zbiornik ten ochronił niektóre dzielnice Warszawy są absurdalne. Ren był rzeką świetnie uregulowaną. Okazało się, że dwie wielkie powodzie na początku lat 90-tych pokonały rozbudowany system urządzeń hydrotechnicznych tej rzeki. Inny przykład pochodzi z Ameryki. Regulacja Missisipi pochłonęła ogromną sumę 40 mld dolarów. Tam również wybudowano przy tej okazji szereg sztucznych zabezpieczeń – potężnych wałów i zbiorników. Jednak i one były niewystarczające, kiedy przyszła wielka woda w połowie lat 90-tych. Zazwyczaj nadrzędnym celem regulowania rzek było przystosowanie ich do potrzeb żeglugi. A to wyklucza pełną gotowość urządzeń hydrotechnicznych do pełnienia funkcji ochrony przeciwpowodziowej. Im bardziej spławna jest rzeka, tym mniej bezpieczna. Z tego powodu i tak już niemałe koszty regulacji rzek muszą być znacznie powiększone o koszty budowy dodatkowych zabezpieczeń przed powodziami.
Doświadczenia ostatnich lat potwierdzają tezę o zmianach klimatycznych na Ziemi. Wzrasta częstotliwość gwałtownych zjawisk atmosferycznych, a wraz z nią wzrasta ich nieprzewidywalność. Nie da się zbudować zbiornika w każdym miejscu, gdzie mógłby okazać się przydatny, nie da się przewidzieć wielkości i rozmieszczenia opadów na tyle dokładnie, żeby wybudowane urządzenia hydrotechniczne były wystarczające.
Jestem przeciwnikiem czysto technicznego podejścia do zjawisk natury. Człowiek nie przechytrzy przyrody. Powinien starać się coraz lepiej ją poznawać i z nią współdziałać.
Rzeka w stanie naturalnym ma swoje meandry i tereny zalewowe. Meandry wydłużają i spowalniają bieg rzeki. Tereny zalewowe przejmują nadmiar wód powodziowych. Jestem zwolennikiem przywracania rzekom ich naturalnego charakteru. Niemcy po doświadczeniach powodzi w 1993 r. budują na Renie system polderów zalewowych, aby zmniejszyć wzrost zagrożenia spowodowany regulacją i budową stopni wodnych. Nikomu nie przychodzi już tam do głowy, żeby budować zapory i zbiorniki. Przeciwnie, rzekom przekształconym w sztuczne systemy wodne przywraca się meandry i doliny zalewowe. Mamy przykłady pierwszych rozbiórek zapór we Francji, USA i Kanadzie.
Program ochrony przeciwpowodziowej zgodny z duchem ekologii musi rozpoczynać się od planowania przestrzennego. W tej dziedzinie popełniano poważne błędy, gdy dopuszczano do zabudowy na terenach zalewowych. Czasem najtańszym i najskuteczniejszym zabezpieczeniem przed powodzią może się okazać przeniesienie siedzib ludzi w miejsca niezagrożone. Takie rozwiązanie jest oczywiście najbardziej odpowiednie dla małych wsi. System polderów zalewowych, który uwzględnia naturalne ukształtowanie terenów nadrzecznych jest znacznie tańszy niż przegradzanie rzek w poprzek i budowanie ogromnych zbiorników wodnych. Porównywalną skuteczność polderów jako ochrony przeciwpowodziowej osiągnąć można znacznie mniejszym kosztem i bez daleko posuniętej ingerencji w przyrodę. Przy okazji odtwarza się i chroni unikalne ekosystemy, które występują na terenach okresowo zalewanych.
Programy poprawy bezpieczeństwa powodziowego musi poprzedzać budowa systemu prognozowania i ostrzegania ludności. W tym zakresie nie ma raczej kontrowersji pomiędzy zwolennikami “hydrotechnicznej” i “ekologicznej” koncepcji ochrony przeciwpowodziowej. Zasadniczy spór jednak pozostaje. Nie da się go złagodzić przy pomocy rozwiązań kompromisowych. Bowiem nie można wybudować monstrualnego zbiornika wodnego i jednocześnie go nie wybudować.
Radosław Gawlik, poseł Unii Wolności
Jestem zdecydowanym przeciwnikiem budowania wielkich zbiorników i stopni wodnych a także prostowania i regulacji rzek. Koszty tego typu inwestycji są ogromne. Gdyby jeszcze mieć pewność, że właśnie takie rozwiązania stanowią skuteczne zabezpieczenia przed powodziami. Otóż są dowody na to, że tak nie jest. Oddziaływanie słynnej zapory w Czorsztynie podczas powodzi w 1997 r. było niezauważalne już po 40 km biegu Dunajca. Zatem ostatnie rewelacje tygodnika “Wprost”, że zbiornik ten ochronił niektóre dzielnice Warszawy są absurdalne. Ren był rzeką świetnie uregulowaną. Okazało się, że dwie wielkie powodzie na początku lat 90-tych pokonały rozbudowany system urządzeń hydrotechnicznych tej rzeki. Inny przykład pochodzi z Ameryki. Regulacja Missisipi pochłonęła ogromną sumę 40 mld dolarów. Tam również wybudowano przy tej okazji szereg sztucznych zabezpieczeń – potężnych wałów i zbiorników. Jednak i one były niewystarczające, kiedy przyszła wielka woda w połowie lat 90-tych. Zazwyczaj nadrzędnym celem regulowania rzek było przystosowanie ich do potrzeb żeglugi. A to wyklucza pełną gotowość urządzeń hydrotechnicznych do pełnienia funkcji ochrony przeciwpowodziowej. Im bardziej spławna jest rzeka, tym mniej bezpieczna. Z tego powodu i tak już niemałe koszty regulacji rzek muszą być znacznie powiększone o koszty budowy dodatkowych zabezpieczeń przed powodziami.
Doświadczenia ostatnich lat potwierdzają tezę o zmianach klimatycznych na Ziemi. Wzrasta częstotliwość gwałtownych zjawisk atmosferycznych, a wraz z nią wzrasta ich nieprzewidywalność. Nie da się zbudować zbiornika w każdym miejscu, gdzie mógłby okazać się przydatny, nie da się przewidzieć wielkości i rozmieszczenia opadów na tyle dokładnie, żeby wybudowane urządzenia hydrotechniczne były wystarczające.
Jestem przeciwnikiem czysto technicznego podejścia do zjawisk natury. Człowiek nie przechytrzy przyrody. Powinien starać się coraz lepiej ją poznawać i z nią współdziałać.
Rzeka w stanie naturalnym ma swoje meandry i tereny zalewowe. Meandry wydłużają i spowalniają bieg rzeki. Tereny zalewowe przejmują nadmiar wód powodziowych. Jestem zwolennikiem przywracania rzekom ich naturalnego charakteru. Niemcy po doświadczeniach powodzi w 1993 r. budują na Renie system polderów zalewowych, aby zmniejszyć wzrost zagrożenia spowodowany regulacją i budową stopni wodnych. Nikomu nie przychodzi już tam do głowy, żeby budować zapory i zbiorniki. Przeciwnie, rzekom przekształconym w sztuczne systemy wodne przywraca się meandry i doliny zalewowe. Mamy przykłady pierwszych rozbiórek zapór we Francji, USA i Kanadzie.
Program ochrony przeciwpowodziowej zgodny z duchem ekologii musi rozpoczynać się od planowania przestrzennego. W tej dziedzinie popełniano poważne błędy, gdy dopuszczano do zabudowy na terenach zalewowych. Czasem najtańszym i najskuteczniejszym zabezpieczeniem przed powodzią może się okazać przeniesienie siedzib ludzi w miejsca niezagrożone. Takie rozwiązanie jest oczywiście najbardziej odpowiednie dla małych wsi. System polderów zalewowych, który uwzględnia naturalne ukształtowanie terenów nadrzecznych jest znacznie tańszy niż przegradzanie rzek w poprzek i budowanie ogromnych zbiorników wodnych. Porównywalną skuteczność polderów jako ochrony przeciwpowodziowej osiągnąć można znacznie mniejszym kosztem i bez daleko posuniętej ingerencji w przyrodę. Przy okazji odtwarza się i chroni unikalne ekosystemy, które występują na terenach okresowo zalewanych.
Programy poprawy bezpieczeństwa powodziowego musi poprzedzać budowa systemu prognozowania i ostrzegania ludności. W tym zakresie nie ma raczej kontrowersji pomiędzy zwolennikami “hydrotechnicznej” i “ekologicznej” koncepcji ochrony przeciwpowodziowej. Zasadniczy spór jednak pozostaje. Nie da się go złagodzić przy pomocy rozwiązań kompromisowych. Bowiem nie można wybudować monstrualnego zbiornika wodnego i jednocześnie go nie wybudować.
Radosław Gawlik, poseł Unii Wolności