Nowy Rok. Upłynął rok od starego roku, który wówczas był nowy. Upłynął czas zupełnie niezależnie od tego, czy chcemy tego, czy nie. Czas czyni nas starszymi. Bywa również, że mądrzejszymi, chociaż dość często mam w związku z tym istotne obawy. Miarą naszej mądrości będzie więc ilość osób z naszego otoczenia, które są w stanie nam powiedzieć o takich niepokojących zmianach w stanie naszego umysłu, jak na przykład proces głupienia, o którym pisałem ostatnio. Istnieje jednak dość wyraźnie zarysowujący się problem wyższej (przeważnie) kadry kierowniczej. Otóż po cichutku, nikomu nic nie mówiąc, sam „pan nadkierownik” postanawia, że jego ta zasada nie obowiązuje. Oczywiste jest, że po pierwsze równie dobrze mógłby ogłosić, że nie będzie obowiązywała go grawitacja, a po drugie – to już jest symptom rozpoczęcia „procesu” (oczywiście głupienia). Czas płynie, a nasz bohater tego nie zauważa. Nie dostrzega, że świat wokół niego zmienia się. Bo on stoi w miejscu, często zasłaniając się podstawowymi zasadami czegoś tam, co już dawno przestało obowiązywać. Stoi w miejscu, czyli się cofa. Cofa się, czyli głupieje. Czasem wykrzyknie jeszcze O tempora! O mores! i stanie na szczycie dawno już opuszczonej przez wszystkich barykady. Wówczas wygląda śmiesznie, ale sam o tym nie wie, bo nie ma mu kto tego powiedzieć.

Dokąd płyniemy?
Przerwę na chwilę nasze rozważania o „mądrych inaczej”, żeby powrócić do tekstu sprzed jakiegoś czasu. Pisałem tam wówczas o tym, że im wyższego rzędu kierownik, tym bardziej powinien służyć swoim podwładnym i firmie, w której jest zatrudniony. Ta myśl nie jest mojego autorstwa (aż tak mądry to nie jestem), ale chętnie się do niej stosuję. Nie przypominam sobie dokładnie, ale słowo minister tłumaczy się coś jakby służący. Premier w takim razie – jako pierwszy służący. Per analogiam (oczywiście do tłumaczenia, a nie rzeczywistości) można by przyjąć, że szef firmy winien być pierwszym służącym w swej firmie. Istnieje oczywiście w tym wszystkim pewien drobny problem – jak zarządzać ludźmi, równocześnie im służąc. Moim zdaniem odpowiedź jest stosunkowo prosta. Trzeba wszystkim wyłuszczyć reguły gry i powiedzieć, dokąd płyniemy. I tu znowu napotykamy na problem – nadkierownika. Po pierwsze nadkierownik uważa, że reguły, i owszem, dotyczą wszystkich, ale nie jego. Wszyscy w firmie powinni pisać zwykłymi długopisami, ale on, w końcu nadkierownik, ma prawo wymagać, by firma specjalnie dla niego kupiła specjalne „naddługopisy”. Oczywiście nadkierownik zapomniał już (albo nigdy się tego nie dowiedział), że przychodzi tu tylko do pracy – tak, jak wszyscy inni. Odbije mu się to czkawką za kilka lat albo i kilka miesięcy. Ale odbije się. Drugim problemem nadkierownika jest „szczególna dbałość” o dobro firmy. Napisałem te dwa wyrazy w cudzysłowie, nie ma to bowiem wiele wspólnego z rzeczywistością. Ta „szczególna dbałość” nadkierownika przejawia się na przykład w tym, że sprawdzi on, czy przysłowiowa pani Jadzia (w tym miejscu przepraszam wszystkie czytające ten tekst panie Jadwigi) kupiła czajnik tańszy, czy droższy (przecież wiadomo powszechnie, że ten droższy należy się tylko nadkierownikowi). Nie omieszka też sprawdzić, czy nadkierownik z sąsiedniego biura dostał ekwiwalent za urlop z zeszłego roku, czy musiał go wykorzystać. I tak w miłym poczuciu dobrze spełnianego obowiązku, w przeświadczeniu o własnej wielkości nadkierownik marnuje pieniądze firmy, trwoniąc swój czas na błahostki, a zostawiając sprawy ważne i pilne. I tu dochodzimy do trzeciego problemu nadkierownika, którym jest wyznaczanie kierunku, w jakim mamy płynąć, a właściwie brak takiego wyznaczania. Immanentnie związana z takimi cechami osobowościowymi jest dbałość o szczegóły i chęć rozwiązania wszystkich problemów na raz (o poczuciu wszechwiedzy już wspominałem?). Zagłębiając się w te wszystkie drobne problemy dnia bieżącego, nie ma już nasz „biedaczyna” czasu, aby się zastanowić nad kierunkiem, w którym ma płynąć cała firma. I tu dopiero mamy problem. Nie żebym przeceniał rolę, jaką odgrywa w firmie strategia, ale bez niej cała nasza łódka zaczyna się kręcić w kółko. Wówczas marnujemy czas nie tylko swój, ale również (a może przede wszystkim) swoich podwładnych. Zastrzegam równocześnie, że tą łódką nie musi być wcale cała firma, a czasami jest nią tylko dział albo wydział.

Postępowa determinacja
Nad tym wszystkim góruje strach. Strach o wspaniałe oblicze najjaśniejszego nadkierownika (mam wrażenie, jakby w historii takie rzeczy już się zdarzały). Przeciwieństwem strachu jest – i tu pewnie wielu zaskoczę – determinacja w osiągania zamierzonych celów.
Determinacja ta (nie mylić z pustą i głupią odwagą) gwarantuje postęp. Wyznacza nam i naszym podwładnym cel, do którego zmierzamy. Nawet ten najbardziej odległy, byle tylko choć w zarysie realny. Jeśli firma się nie rozwija, to się cofa. Jeśli się cofa, to traci na wartości. Kto chce pracować w firmie, która traci? Czy wytyczanie odważnych celów jest przestępstwem? Czy może raczej świadome doprowadzanie do utraty wartości firmy jest niezgodne z prawem?

Obudź się!
A na koniec kilka słów do naszego drogiego nadkierownika. Mój Drogi! Obudź się wreszcie i popatrz wokół. Nie jesteś wcale lepszy ani wiele mądrzejszy od większości ludzi, którym masz służyć. Jesteś tu po to, by im i firmie było lepiej. A nie tobie! Nie marnuj swojego czasu, a tym bardziej nie marnuj czasu innych. Nie mów nam, jak ciężko pracujesz do późnej nocy, tylko zastanów się, ile własnego czasu zmarnowałeś w ciągu całego dnia. Obudź się! Daj nam szansę na to, by wszyscy mogli uznać twoją mądrość, byśmy mogli powiedzieć ci, że zaczyna się u ciebie „proces”. Jeśli nam jej nie dasz, to będzie oznaczało, że ten proces już się rozpoczął, więc… Obudź się! Twoi podwładni potrzebują, byś im powiedział „w prostych żołnierskich słowach” czego od nich oczekujesz. Na razie nie wiedzą, więc śpią. Zatem zejdź z cokołu, umyj twarz i pokaż ją swoim ludziom. Niech cię zobaczą takim, jakim naprawdę jesteś. Uwierz mi. Wcale nie jesteś głupkiem. Przynajmniej na razie.

Paweł Chudziński
prezes Aquanet, Poznań