Wykonywanie programów ochrony środowiska niesie ze sobą niespodzianki. Otóż prawidłowa analiza istniejącego stanu, który będzie wszak podstawą do opracowania zamierzeń, wytycznych itp., wymaga (co jest dla mnie oczywiste) zapoznania się z wydawanymi decyzjami urzędniczymi. Są one przecież elementarnym warunkiem funkcjonowania większości budowli w inżynierii środowiskowej. Szczególnym przypadkiem są pozwolenia na wprowadzanie oczyszczonych ścieków do wód lub ziemi. Winny one być zgodne z rozporządzeniem Ministra Środowiska z 29 listopada 2002 r. (DzU nr 212, poz.1799). To wszyscy mniej więcej wiedzą. I takie decyzje są wydawane! Ale na tym koniec pięknej bajki!
Dlaczego? No cóż. Kończy się termin jednej decyzji, trzeba wydać drugą. Na przykład dobra, biologiczno-mechaniczna oczyszczalnia (czyli taka, która bez chemii redukuje ze ścieków związki azotu i fosforu, a jednocześnie na wysokim poziomie redukuje zawiesiny i BZT5) powstała po 1991 r. i otrzymała warunki zgodne z rozporządzeniem z tego właśnie roku. Nowe rozporządzenie (z 2002 r.) dla wielu takich oczyszczalni złagodziło wymogi (oczywiście pod warunkiem, że ktoś w końcu określi, co ma oznaczać zapis 5 odnośnika w zał. 1 do rozporządzenia z 2002 r.: Wartości wymagane wyłącznie w ściekach odprowadzanych do jezior i ich dopływów). Załóżmy, że ktoś uznał jezioro Dąbie pod Szczecinem za zbiornik bez dopływu Odry i jej całej zlewni. Wówczas oczyszczalnia, np. w wiosce pod Poznaniem, mogłaby mieć obniżoną wymagalność. A...