Czy zastanawialiście się kiedyś nad tym, że te nasze doskonale odporne na korozję rury, zarządzane systemem komputerowym, te oczyszczalnie ścieków z instalacjami do produkcji czystej energii i spalarniami osadów ściekowych, te floty pojazdów kontrolowane z kosmosu mogą być nikomu do niczego niepotrzebne? Bo po co nam to wszystko będzie, jeśli zabraknie wody? To nie jest kolejna katastroficzna powieść science fiction, to się dzieje na naszych oczach.
Doniesienia tylko z pierwszych dni lata 2019 roku. 30 czerwca. Na wyższych kondygnacjach bloków w Skierniewicach brakuje wody. Władze miasta i wodociągów nie ukrywają, że ma to związek z upalnym latem i dużym poborem wody m.in. do podlewania ogródków. Wody brakuje też w okolicznych gminach. Tamtejszy ZWiK ?wprowadza zakaz używania wody do celów innych niż potrzeby socjalno-bytowe, a w szczególności do podlewania trawy, podlewania ogródków, podlewania upraw rolnych, mycia samochodów, napełniania basenów przydomowych?. W sytuacji kryzysowej pomagają strażacy, rozwożąc wodę do mieszkańców.
Apele i zakazy
28 czerwca. Brakuje wody w Bogatyni (woj. dolnośląskie). Powód? Zwiększony pobór. Tam, gdzie woda jeszcze jest, zanotowano pogorszenie jej jakości i spółka wodociągowa przyznała, że kranówka nie nadaje się do picia. Ograniczenia w korzystaniu z wody ogłaszają gminy w wielu miejscach kraju, m.in. w pasie nizin w województwie lubuskim, na Dolnym Śląsku, Wielkopolsce i Kujawach. Jak informuje PortalKomunalny.pl, apele o oszczędzanie wody wydano m.in. w Kostrzynie, gminie Mosina, Brześciu Kujawskim, gminie Choceń, Skierniewicach, Obrzycku, Ostrogach, Szamotułach, gminie Białe Błota, Szlichtyngowa, Chojnów i Dobroszyce, w Moszczenicy i Sulejowie.
Tak zaczęło się tegoroczne lato i choć dobiegło końca, żadne to pocieszenie. Wyłączeń było jeszcze wiele, a jeśli przyjdzie sucha jesień i bezśnieżna zima, w przyszłym roku może być jeszcze gorzej. Co takiego się stało? Czy to tylko chwilowe problemy i jakoś sobie damy radę, czy raczej zapowiedź wielkiego wodnego kryzysu, jaki czeka nasz kraj? Niestety, obawiam się, że to drugie. Kryzys dotknie przede wszystkim te regiony, gdzie odpowiednio wcześnie nie dostrzeżono zagrożenia i podjęto niewystarczające kroki. Bo ludzka natura ma to do siebie, że szybko przyzwyczajamy się do dobrego. Skoro zawsze mieliśmy wodę w kranie i to stosunkowo tanią (choć zawsze będą tacy, według których woda powinna być za darmo), to myśleliśmy, że wiecznie tak będzie. Prawda jest inna. Zaniedbaliśmy jako kraj dużą i małą retencję wody, która ucieka nam do Bałtyku. A klimat się zmienia. Jest coraz mniej dni z długotrwałymi średnio intensywnymi opadami, za to więcej krótkich gwałtownych nawalnych deszczów. Woda nie zdąży wsiąknąć w grunt, a już płynie kanałami burzowymi do rzek. Obniża się poziom wód gruntowych. Najpierw więc odczują to spółki wodociągowe, które czerpią wodę z otwartych zbiorników lub przesączającą się do płytkich pokładów, którą trzeba uzdatniać. W lepszej sytuacji są przedsiębiorstwa takie jak Wodociągi Kieleckie, które całą wodę czerpią ze studni głębinowych. Jednak i ja nie mogę spać spokojnie, bo wiem, że jeśli jako kraj czegoś z tym nie zrobimy, to za kilkanaście lat zaczną się obniżać również lustra wody podziemnej. Mamy kilkadziesiąt studni o głębokości od 40 do 120 metrów. Nie wszystkie pracują cały czas, bo nie ma takiej potrzeby. Obecnie czerpiemy mniej więcej połowę tego, na co mamy pozwolenie wodnoprawne na pobór wód. Ale możemy być zmuszeni do sięgania głębiej i głębiej. Gdzie są granice głębokości i ile to może kosztować?
Woda brudna i droga?
Właśnie, skoro jesteśmy przy kosztach. Wspomniana wyżej sytuacja dotknęła również podkieleckie gminy nienależące do obszaru działania Wodociągów Kieleckich. Oprócz niedoborów wody pojawiły się problemy ze skażeniem biologicznym. Kiedy słuchałem komunikatów, od razu przypominały mi się argumenty naszych rodzimych kieleckich ?fachowców? od oszczędzania, którzy przekonywali, że opłaty za wodę i ścieki mogą być niższe, jak w tychże nieszczęsnych gminach. Teraz jakoś zamilkli. Owszem, pewnie gminy przez parę lat oszczędzały na unowocześnianiu infrastruktury i budowie nowych ujęć wody, ale teraz płacą za to podwójny haracz.
Co więc robić? Załamywać ręce i zwalać wszystko na zmiany klimatyczne, na które mamy niewielki wpływ? Nie, proszę państwa. Trzeba działać, lobbować u naszych samorządowych gospodarzy za rozsądną polityką wodno-ściekową i naciskać na polityków, aby lepiej zajęli się małą i dużą retencją. O klimat też można lepiej powalczyć. Bo jeśli tego nie zrobimy, nasze dzieci i wnuki nam tego zaniedbania nie wybaczą. Wzniosą toast szklanką drogiej brudnej wody za to, abyśmy się w piekle smażyli.