W sierpniowym wydaniu „Przeglądu Komunalnego” w rubryce „Punkt widzenia” zastanawialiśmy się, czy spór toczony wokół tzw. odpadowego władztwa gmin, w efekcie przyjętych przez Sejm rozwiązań legislacyjnych, można uznać za zakończony. O opinię na temat przyjętego prawa poprosiliśmy przedstawicieli organizacji zaangażowanych w proces legislacyjny. Jedną z osób wypowiadających się wówczas na łamach był wiceprezydent Łodzi, Włodzimierz Tomaszewski. Sformułowane przez niego stwierdzenia sprowokowały do polemiki Dariusza Matlaka, prezesa Polskiej Izby Gospodarki Odpadami. Na tym jednak nie koniec. Do redakcji wpłynął list od Jerzego Staszczyka, nawiązujący do ww. tekstów. O odpowiedź na stawiane w nim pytania poprosiliśmy prezesa PIGO.
(red.)



Troska o dobro gminy?

Szanowny Panie Prezesie!
Zaskoczył mnie styl pańskiej wypowiedzi, która negowała poglądy inne niż stanowisko PIGO (wypowiedź wiceprezydenta Łodzi w sierpniowym „Przeglądzie Komunalnym”), dotyczącej uwarunkowań prawnych związanych z gospodarką komunalną. Została ona zamieszczona w miesięczniku we wrześniu br. Pomijając argumentację merytoryczną, która przeważnie rozkłada się tak, jak chce tego argumentujący, powoływanie komisji śledczej w przypadku gospodarki odpadami mija się z celem i stanowi swoisty wyjątek. Prawdziwi „śmieciarze-komunalnicy” byli zawsze ludźmi honoru i bez takich komisji potrafią ocenić, co jest słuszne i co zrobić z problemem, za nierozwiązanie którego wkrótce przyjdzie Polsce słono płacić. Pieniądze, jak wiadomo, szczęścia nie dają i dlatego w argumentacji PIGO widać tylko troskę o ochronę środowiska, ale mało jest argumentów, jak ją zapewnić i kontynuować. O tym jednak trochę później.
Uważam, że odesłanie myślących inaczej do komisji lekarskiej jest poważnym nietaktem, nijak niepasującym do komunalnika, jakim jest Prezes PIGO.
W tym samym artykule chwali Pan te osoby z komisji sejmowej, które PIGO popierały. A gdzie w tym przypadku zakwalifikuje Pan tych, co myślą inaczej, choć daleko im do komisji śledczych?
Aby nie pominąć meritum sprawy, jakim jest ochrona środowiska i dobro społeczności gminy, chcę Panu zadać kilka pytań. Jeżeli uważa Pan, że osiągnięcie poziomów redukcji frakcji organicznej (wymagane przez dyrektywy unijne) powinno polegać na pozostawieniu rozliczania się za zbieranie odpadów w rękach prywatnych, to jak bez wykorzystania środków pomocowych PIGO zbuduje niezbędną infrastrukturę? Przecież inwestycje z tym związane przekraczają możliwości firm wywozowych, podobnie zresztą jak pojedynczych gmin. Różnica polega jednak na tym, że gminy mogą łączyć się w celowe związki i liczyć na finanse z Funduszu Spójności, dochodzące nawet do 75%.
Jeżeli jednak uważa Pan, że przedsiębiorcy prywatni są w stanie takie inwestycje zrealizować sami (i to bez podnoszenia opłat za odbiór odpadów), to proszę to zaprezentować. Znane są nam wybiegi w stylu: „najpierw zapewnijcie nam środki finansowe, a potem pokażemy, jak to się robi” – to styl argumentacji partii opozycyjnych.
Przesunięcie opłat zbieranych od mieszkańców za odpady do gminy, a stąd do firm przewozowych powoduje, że z tych pieniędzy (podobnie jak w Austrii) gmina może statutowo finansować jedynie koszty inwestycyjno-eksploatacyjne, związane z gospodarką komunalną. Są to bowiem opłaty celowe, a nie – jak PIGO sugeruje – podatek śmieciowy, z którym gmina może zrobić, co chce.
Mechanizmem kontrolnym w gminie jest opozycyjny skład rady gminy i to opozycja nie pozwoli na niekontrolowany wpływ pieniędzy na inwestycje inne niż komunalne. Chyba że PIGO w konstruktywną opozycję nie wierzy, ale skąd te obawy?
Jak – przy założeniu, że zjednoczeni w PIGO przedsiębiorcy potrafią nie tylko zbierać odpady, ale również realizować zobowiązania unijne – zapewnić mieszkańców, że w pewnym momencie to właśnie Wy nie staniecie się monopolistami i za jakie wtedy pieniądze będą świadczone usługi?
Przecież trudno sobie wyobrazić, że Waszą troską jest tylko i wyłącznie dobro gminy i to mimo że nie jesteście jej mieszkańcami!
To gmina powinna pobierać opłaty od mieszkańców (bo oni są producentami odpadów i żyją na jej terenie), organizować przetargi (bo jest odpowiedzialna za gospodarkę wolnorynkową), wykonywać dyrektywy unijne i wdrażać racjonalną ochronę środowiska. W przypadku, gdy gmina ma swoje własne służby komunalne, również one muszą stanąć do przetargu i udowodnić, że są lepsze (czyli tańsze) od prywatnej konkurencji. W innych sytuacjach następuje rozwiązanie gminnych służb komunalnych, bo i gmina nie będzie przepłacać dla ochrony środowiska. Dlaczego takiego systemu nie chcecie zaaprobować? Poza tym, czy nie uważa Pan, że przewoźnicy powinni skupić się na tym, co potrafią robić najlepiej, tzn. na zbiórce odpadów, bo za tę czynność im zapłacą i nie powinni obawiać się nieuczciwych rozliczeń ze strony gminy?
Co zrobi PIGO, jak Unia Europejska zacznie egzekwować swoje wymogi? Czy dopiero wtedy przedsiębiorcy bez oporu przekażą strumień odpadów do dyspozycji gminy? A kto będzie płatnikiem kar za niewykonanie standardów unijnych? Może dla regionów objętych działalnością członków PIGO to właśnie ta organizacja (o ile nie zdąży z wykonaniem standardów) przejmie te obciążenia finansowe? Skoro z taką determinacją przeforsowaliście obecny kształt ustawy, wedle której nie wiadomo już, kto odpowiada za unijne standardy w Polsce, to może przejmiecie również unijne sankcje?
Przecież obecnie w Polsce jest kompostowane tylko ok. 2% organiki. Cały bój idzie właśnie o selektywny zbiór organiki, czyli najbardziej problemowej frakcji na składowiskach i w środowisku naturalnym. Dlaczego tak unikany jest temat selektywnej zbiórki tej właśnie frakcji?
Austria opiera się na konkurencyjności gospodarki wolnorynkowej i to jest niepodważalne. Gminy wykonują inwestycje w oparciu o własne środki pozyskiwane od mieszkańców, środki unijne, pożyczki celowe itp. Bez względu na to, czy gmina ma własne służby komunalne, czy też nie, ogłaszane są przetargi zgodnie z ogólnie przyjętymi zasadami i może dlatego ochrona środowiska w Austrii kwitnie, podobnie jak samopoczucie mieszkańców, którzy w większości żyją z turystyki, oraz przewoźników i przedsiębiorców komunalnych. Od 2004 r. w Austrii nie ma już składowisk w ich tradycyjnym znaczeniu i wyglądzie, a jedynie deponuje się odpady o kaloryczności mniejszej niż 6,6 tys. kcal/kg suchej masy. Jeśli uważa Pan, że jest inaczej, to zapraszam do sprawdzenia!

Z komunalnymi, ale „separowanymi” pozdrowieniami
Jerzy Staszczyk




Niepotrzebne emocje

Szanowny Panie Inżynierze!
W odpowiedzi na Pański list śpieszę już na wstępie wyjaśnić, że z zasady nie neguję odmiennych racji i poglądów na gospodarkę odpadami niż te, które prezentuje Polska Izba Gospodarki Odpadami. Powiem więcej, cieszy mnie rzeczowa dyskusja i polemika (a nawet spór), które służą zbliżaniu stanowisk i lepszemu zrozumieniu przeciwnych argumentów. Z poważaniem i należną uwagą traktuję również skrajnie odmienne poglądy i postulaty – nawet gdy się z nimi zupełnie nie zgadzam. Ochrona środowiska, zrównoważony rozwój czy liberalizacja usług publicznych we wszystkich krajach wywołują żywe spory i emocje. Nikogo również specjalnie nie dziwi, że gospodarka odpadami, jako sfera poddana silnej ingerencji i reglamentacji państwowej, wywołuje równie liczne kontrowersje, w szczególności co do form i zakresu tej reglamentacji. Osobiście wolę sprowadzać ten problem do wskazywania środków, źródeł i sposobów finansowania, stawiania zadań i określania odpowiedzialności. Stara prawda może tu zabrzmieć nieco trywialnie, ale rzeczywiście „punkt siedzenia określa punkt widzenia” – inaczej te problemy postrzegają przedsiębiorcy prywatni, inaczej firmy samorządowe, a jeszcze inaczej do sprawy podchodzą producenci techniki komunalnej. Musimy również ważyć racje przemysłu, ekologów, mieszkańców i, oczywiście, samorządów lokalnych.
W tym kontekście wszelkie Pańskie uwagi i opinie, a w szczególności te fachowe, dotyczące sortowania frakcji organicznej, należy poważnie rozważyć i poddać wnikliwej analizie. Być może za bardzo koncentrowaliśmy dotąd uwagę na innych frakcjach komunalnych (opakowania, odpady niebezpieczne) i wprowadzaniu nowych przepisów ustawowych (e-szrot i autozłom). Podzielam również wiele Pańskich obaw, bo rzeczywiście niełatwo jest osiągnąć w stosunkowo krótkim czasie takie efekty w gospodarce odpadami, na które znacznie bogatsze kraje musiały poświęcić całe dziesięciolecia. Proszę wybaczyć, że nie odniosę się do wszystkich – jakże ważnych – pytań stawianych w Pańskim liście. Większość z nich dotyczy bowiem kwestii bardzo szczegółowych, wykraczających poza ramy niniejszej publikacji.
Chciałbym jednak wyraźnie zaznaczyć, że moja polemika z Panem Wiceprezydentem, wbrew pozorom, nie dotyczyła bynajmniej zagadnień fachowych. Chodziło mi raczej o sprawy natury zasadniczej, tzn. elementarny szacunek wobec prawa i zasad demokracji, co powinno cechować każdego urzędnika. Nie przystoi mu bowiem negowanie prawa uchwalonego ogromną większością przez Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, tym bardziej że opinie wielu równie wybitnych i doświadczonych samorządowców są zupełnie odmienne. Zarówno ocena Pana Wiceprezydenta, opublikowana w „Przeglądzie Komunalnym”, jak i postulat powołania komisji śledczej były bardzo krzywdzące dla naszych członków i przedstawicieli uczestniczących w pracach legislacyjnych. Z całą bowiem odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że PIGO uczestniczyło w tych pracach w sposób odpowiedzialny, kompetentny, a zarazem transparentny. Do dzisiaj zresztą można zapoznać się ze wszystkimi naszymi stanowiskami, publikowanymi na bieżąco w Internecie. Nie można nam chyba robić zarzutu z tego, że wygrały nasze argumenty, a nie naszych przeciwników, mających zresztą większe wpływy wśród parlamentarzystów. Raz jeszcze podkreślam: za ustawą opowiedziały się wszystkie kluby parlamentarne w Sejmie (oprócz SDPL). Chociaż trzeba tutaj przyznać, że ówczesny Senat (w znakomitej większości SLD i SDPL) podzielił stanowisko naszych adwersarzy z KIGO (naszym przedstawicielom odmówiono udziału w posiedzeniu komisji senackiej).
Myślę, że ta niełatwa konfrontacja była bardzo rzeczowa i merytoryczna, a zarazem dość emocjonująca. Stąd też – jak sądzę – przy jej końcu wkradły się niepotrzebne emocje, zarówno w publikacji Pana Wiceprezydenta, jak i w mojej ripoście. Pana Prezydenta oraz wszystkich, którzy poczuli się tym dotknięci, ze swej strony przepraszam.
Apeluję na koniec, abyśmy dobrze „wczytali” się w nowe przepisy i wykorzystali możliwości i szanse „uszczelniania systemu”, ograniczania składowania i eliminowania z rynku prymitywnych lub niezgodnych z prawem sposobów gospodarowania odpadami, jakie nam daje nowe prawo.

Z poważaniem
Dariusz Matlak


Skróty i tytuły od redakcji