„Nie ma żadnego powodu, aby ktokolwiek posiadał w domu komputer”, to słynne zdanie wypowiedział w 1977 r. Ken Olson, wybitny specjalista komputerowy, prezes Digital Equipment Corporation. Kilka lat później, bo w 1981 r., Bill Gates kategorycznie twierdził, że „640 kilobajtów powinno wystarczyć każdemu”. Dziś oczywiście jesteśmy wręcz osaczeni laptopami, tabletami, smartfonami, GPS-ami i przywołane stwierdzenia wydają się nam śmieszne. Cytujemy je nawet jako dowody krótkowzroczności osób uważanych do dziś za największe autorytety. Szkoda jednak, że nie uczymy się na błędach i nie dostrzegamy analogii do innych dziedzin życia, w tym energetyki, która ma przecież wiele wspólnego z informatyką. Jest przede wszystkim równie – jeśli nie bardziej – powszechnie pożądana. Ken Olson miał oczywiście rację, że tak naprawdę wcale nie potrzebujemy w domu komputera, zapomniał jednak, że większość z nas go po prostu bardzo chciała mieć! Do wygody, do pracy i przede wszystkim dla rozrywki. I dlatego nastąpiła i trwa nadal rewolucja komputerowa. Bez energii elektrycznej też da się żyć, ale czy jesteśmy sobie w stanie wyobrazić dom bez dostępu do prądu? Chcemy, aby dostarczany nam prąd był dostępny praktycznie wszędzie, a przede wszystkim, aby był tani. A w idealnej sytuacji moglibyśmy jeszcze na tym zarobić. To właśnie jest sens energetyki rozproszonej, prosumenckiej. Odbiorca/producent staje się naturalnym uczestnikiem rynku i sam decyduje, kiedy, ile i gdzie chce tej energii kupić, ale także komu i za ile ją sprzedać jako jej wytwórca. Problem w tym, że dzisiejsi producenci energii (czyt. monopoliści) myślą podobnie jak dawni szefowie firm komputerowych. „Myślę, że na rynku jest miejsce na jakieś pięć komputerów” – powiedział w 1948 r. Thomas J. Watson, prezes IBM. Chodziło mu o pięć sztuk, a nie pięć rodzajów i oczywiście sądził, że wyprodukuje i świetnie na tym zarobi wyłączenie jego firma. Dziś w Polsce słyszymy dyżurnych ekspertów, którzy jak mantrę powtarzają, że jako społeczeństwo nie potrzebujemy być producentami energii, że nasz kraj węglem stoi, że rząd za 100 mld – naszych pieniędzy – wybuduje nam siłownię atomową. Polityczne i naukowe proroctwa ponad wszelką wątpliwość głoszą, że należy wstrzymać rozwój odnawialnych źródeł energii, a przede wszystkim „wyciąć” wiatraki.
Choć mam powody, aby wierzyć w skuteczność hamowania postępu w naszym kraju, to jestem przekonany, że rewolucja energetyczna w Polsce już się zaczęła i nic nie jest w stanie jej zatrzymać. Oczywiście – podobnie jak tanie rozmowy komórkowe czy szybki Internet – część rozwiązań przyjdzie do nas później i tylko na tym stracimy. Szefowie IBM i Microsoftu zrozumieli swój błąd i szybko dostosowali się do warunków rewolucji informatycznej.
Teraz czas na energetyków.
Krzysztof Prasałek, prezes PSEW