Niedawno komentowaliśmy mijający 2011 r., a tu nagle okazało się, że jest już listopad i za chwilę przyjdzie czas na śpiewanie wigilijnych kolęd. Czas biegnie i, niestety, przez ostatnie dwanaście miesięcy niewiele się zmieniło pod względem inwestycji w energetyce.
 
Wydawało się, że 2012 r. będzie przełomowy. Miały nastąpić rozstrzygnięcia w zakresie przetargów i kontraktów, a firmy z impetem powinny wkroczyć na place budowy. Optymistyczne plany inwestycyjne pokrywały mapę Polski mozaiką ikonek elektrowni węglowych, gazowych i jądrowych (nie zapominajmy też o wiatrakach). Wydawało się, że 2012 r. przejdzie do historii jako czas rozpoczęcia przebudowy polskiej energetyki i wielkich zmian.
 
Inwestycyjna zadyszka
„Chcieliśmy dobrze, wyszło jak zawsze” – to powiedzenie popularne w Rosji, lecz tym razem trzeba dokonać jego importu. Rzeczywiście zdarzyło się wiele, ale wszystkim związanym z energetyką chyba nie do końca o taki rezultat chodziło. Z jednej strony ruszyły przetargi i co najmniej dwie wielkie inwestycje: w Opolu i Kozienicach, a z drugiej ogólne rezultaty (abstrahując od problemów przetargowych i odwołań konkurentów) są nie do końca zadowalające. Ponadto dwie inwestycje, realizowane przez firmy inwestorskie (PBG, Polimex), są bliskie stagnacji po gigantycznych stratach na rynku budowy dróg. W Opolu jest wielki problem z przepychankami sądowymi, dotyczącymi pozwolenia środowiskowego (właściwie dalej nie do końca rozstrzygnięte). Do tego dochodzą jeszcze kompletnie niezrozumiałe przetasowania w Rafako, będącym dostawcą kluczowych komponentów. O ile inwestycji w Kozienicach już nic nie stoi na przeszkodzie (choć też po mrożących krew w żyłach momentach wyczekiwania na gwarancje i podpisy), o tyle inwestycja w Opolu staje pod coraz większym znakiem zapytania – finansowo, prawnie, technicznie i konsorcjalnie. Jeśli te dwa sztandarowe przetargi mają taki problem, to już nie warto wspominać o wszystkich innych – większość z nich jest opóźniona.
 
Na dodatek sytuacja na rynku niczego nie ułatwia. Ceny energii w hurcie są niskie i praktycznie nie pomagają w realizacji inwestycji. Niejasności dotyczące pakietu klimatycznego i gwałtowne polskie weta odnośnie kolejnych prób zaostrzania regulacji stanowią dodatkowy element ryzyka dla projektów elektrowni węglowych. Przygotowanie dobrej projekcji finansowej w 2012 r. jest znacznie trudniejsze niż jeszcze rok temu.
Tak samo jest w przypadku innych źródeł energii. Nagle jawny dla opinii publicznej stał się skrywany konflikt dotyczący tego, czy inwestować w gaz łupkowy, czy w energetykę jądrową. Pomimo deklaracji rządowych, raczej jasno widać strategię próby dokopania się do polskich złóż łupkowych (duży program inwestycyjny do 2015 r.) i odłożenie wobec tego do 2015 r. decyzji o budowie bloku atomowego (a jeśli gaz się znajdzie – pewnie na jeszcze późniejszy termin). Jeśli dodać do tego OZE i nową wersję ustawy (już dyskutowaną kilka miesięcy – tysiące uwag i dziesiątki lobbystów biegających po korytarzach ministerstwa), to nie może dziwić rosnąca niepewność i wstrzymanie inwestycji w OZE.
 
Energetyczny dryf
Niewiele się buduje, a inwestycje grzęzną. Dochodzi do aktów desperacji w postaci nagłych promocji energetyki konsumenckiej (indywidualnej), co prezentuje się ładnie na obrazkach, ale nie sprawdza się w dzisiejszej rzeczywistości, a także przetargów na „negawaty” – dobrowolne obniżenia zużycia energii. Okazuje się, że przyszło nam żyć nie tylko w czasach, gdzie palimy drewnem w piecu, ale i produkujemy mikrowatogodziny w ogrodowych wiatraczkach. Do tego dochodzą zmiany dla konsumentów na zliberalizowanym rynku energii, które na dziś polegają głównie na polowaniu na staruszki przez firmy widma, które oferują atrakcyjną zmianę sprzedawcy, polegającą na podsuwaniu dokumentów do podpisu, płaceniu z prąd tyle samo, ale za to z dodatkowym ubezpieczeniem na życie za kilkadziesiąt złotych miesięcznie. Rynek zaczyna więc dryfować w obszary mielizn, jednocześnie będąc rajem dla meteorów gospodarczych i spekulantów, natomiast koszmarem dla zwykłych ludzi.
 
Rok 2012 powoli się kończy. Jak na razie obyło się bez katastrof, ale nie nastąpił też przełom. Jest to raczej rok problemów, które z impetem uderzą w nas w następnym. Dziś perspektywy na 2013 r. wydają się znacznie gorsze. Jak to wszystko poukładać? A może paradoksalnie, by coś w Polsce zbudować, potrzeba szaleńczych wyzwań i trudności nie do pokonania. W końcu w świecie jesteśmy postrzegani jako eksperci od spraw niemożliwych. Za chwilę święta, zatem więcej już nie uda się nam zrobić, a 2013 r. minie tak jak każdy – szybko. Za dwanaście miesięcy będzie można napisać, czy był to kolejny stracony, czy może wygrany rok.
 
prof. dr hab. Konrad Świrski
 
Autor od wielu lat jest związany z energetyką, zajmuje się modernizacją i zmianami w tym sektorze, optymalizacją produkcji, a także technologiami informatycznymi dla energetyki, gazownictwa i przemysłu. Jest pracownikiem naukowym Politechniki Warszawskiej, kierownikiem Zakładu Maszyn i Urządzeń Energetycznych w Instytucie Techniki Cieplnej, a także prezesem firmy Transition Technologies.