Wszystkie znaki na brukselskim niebie wskazują na to, że dyrektywy związane z pakietem klimatyczno-energetycznym są dla Polski obowiązkowe. I trudno już dziś mówić, że spadły na nas jak grom z jasnego nieba. Był wszakże czas, aby się z tym faktem oswoić, stosownie na niego zareagować i w możliwym stopniu przygotować się do tego, co nas czeka.

Tymczasem naszą najbardziej spektakularną reakcją okazały się negocjacje. Ponieważ od początku było oczywiste, że terminowe spełnienie unijnych wymogów dotyczących redukcji emisji CO2 będzie dla polskiej, mocno „węglowej” gospodarki nierealne, nasi najważniejsi politycy udali się do Brukseli, aby walczyć o jakieś ulgi, odroczenia, złagodzenia… Gdy wrócili, w mediach od razu obwieszczono „sukces”, niespecjalnie gorliwie tłumacząc słabo zorientowanym rodakom, na czym on naprawdę polega. Nieuchronne realia są w tym przypadku przecież zbyt pesymistyczne, a przynajmniej trudne i kosztowne, więc mogłoby to zaszkodzić wizerunkom polityków. A to w demokracji najgorsze.
Druga batalia na brukselskim szczycie toczyła się o pieniądze. Z unijnej kasy (do której też sporo wpłacamy) wytargowaliśmy 330 milionów, z czego trochę ponad połowa ma być przeznaczona na instalacje do wychwytywania i sekwestracji CO2 w elektrowni bełchatowskiej. Niby to dużo, a jednak za mało, bo cała ta inwestycja będzie kosztować aż 500 mln euro. Zatem skąd szybko wziąć resztę?
Tak czy owak, z negocjowaniem radzimy sobie lepiej niż z intensywną i systematyczną pracą nad tym, aby nasz bilans energetyczny był bardziej „czysty”. Pewnie, że nie uda się tu odwrócić proporcji w ciągu paru lat, ale konsekwentne działania muszą stopniowo przynosić rezultaty – ekologiczne i ekonomiczne, dla budżetu państwa i każdej polskiej rodziny. Niestety, sytuacja nie skłania do optymizmu. Widać to choćby na przykładzie energetyki wiatrowej, której w tym numerze poświęcamy szczególną uwagę. Potencjał jest tu niemały, bo wg znawców moglibyśmy zainstalować siłownie o mocy ok. 13 tys. MW. Ale poważnych inwestorów skutecznie zniechęcają przeszkody prawne i perturbacje administracyjne, a do tego kuriozalne niekiedy protesty społeczności lokalnych i organizacji ekologicznych. To wszystko sprawia, że wbrew unijnym zachętom i przymusom wiatr nie wieje w żagle naszej gospodarki. Więcej na ten temat w dwóch ciekawych artykułach.
Na szczęście wiosna (wreszcie) i święta Wielkiej Nocy nie pozwalają zakończyć smutnym akcentem. Zresztą wierzę, że będzie lepiej, a Czytelnikom życzę, aby to jak najszybciej odczuli!
 
Zdrowych i pogodnych Świąt!
Urszula Wojciechowska
Redaktor naczelna