Tajemnicze przedsiębiorstwa
Czasy, gdy nasze przedsiębiorstwa były owiane mgłą tajemnicy i nie wolno było robić zdjęć stacjom wodociągowym, już minęły. Mam nadzieję, że bezpowrotnie. Ale chęć bycia tajemniczymi u niektórych z nas pozostała. Co więcej ? są i tacy, którzy lubią upiększać swoją własną rzeczywistość. Postanowiłem podzielić się z Państwem przemyśleniami związanymi z tajemnicą przedsiębiorstwa. Czym ona dzisiaj jest, kogo obowiązuje i czego może dotyczyć?
Pracownik z wodą w ustach
Postanowiłem nie pisać o sankcjach i odpowiedzialności karnej, ponieważ nie jestem prawnikiem, chociaż myślę, że pewnie przydało by się mieć taką świadomość. Otóż każdy pracownik (o członkach zarządów będących na kontraktach w niektórych przypadkach nawet nie wspominam, ponieważ uważam to za oczywistość) jest zobowiązany do przestrzegania tajemnicy przedsiębiorstwa i co ciekawe, to nie ma ograniczenia czasowego przestrzegania tej tajemnicy, chyba że pracodawca postanowi inaczej i okres ten skróci. Oznacza to mniej więcej tyle, że jeśli ktokolwiek z pracowników posiądzie wiedzę wynikającą ze stosunku pracy to jest zobowiązany zachować ją dla siebie i nie wykorzystywać do jakichkolwiek celów. Wynika z tego m.in., iż pracownik przedsiębiorstwa, który po jego opuszczeniu poszedł pracować do organu kontrolnego lub nadzorczego wobec przedsiębiorstwa, nie może tego przedsiębiorstwa kontrolować ani nadzorować. W przeciwnym razie przedsiębiorstwo może w każdym czasie wysnuć podejrzenie, iż wykorzystuje on wiedzę nabytą jako pracownik i pociągnąć go do odpowiedzialności, co wcale nie musi być miłe. Sam byłem w dość podobnej sytuacji, gdy w moim jednym z poprzednich zakładów pracy dowiedziałem się, że, mówiąc dość eufemistycznie, nie wszystkie normy związane z ochroną środowiska, w tym te związane z odprowadzaniem ścieków, są w pełni przestrzegane. Dzisiaj to przedsiębiorstwo oczywiście spełnia już stosowne normy, jednakże w tamtym czasie musiałem zapomnieć, że tam pracowałem i że czegoś się dowiedziałem, coś poczułem lub też coś widziałem. Nic i koniec. Czasem myślę, że niektórzy lekceważą sobie podejście do tajemnicy przedsiębiorstwa.
Trzeba jednak pamiętać, że gdyby z tytułu wykorzystania w sposób nieuprawniony wiedzy pozyskanej w przedsiębiorstwie poniosło one straty finansowe, wówczas będzie miało ono pełne prawo dochodzić na drodze sądownej stosownego zadośćuczynienia. Dotyczy to również nie tylko jako takiej straty zapisanej w księgach, lecz także wzrostu poniesionych przez przedsiębiorstwo kosztów lub też utraty spodziewanych przychodów. Moim zdaniem jest się czego bać.
By zmienić trochę dość poważny ton, przytoczę jeden przykład. Otóż swego czasu zwróciłem się do jednego przedsiębiorstwa z prośbą o udostępnienie danych finansowych i? otrzymałem odmowę. Całkiem zasadną, ponieważ zwracałem się o udostępnienie danych jeszcze przed zatwierdzeniem ich przez właściciela. W pełni to rozumiem i, szczerze mówiąc, trochę głupio się poczułem, że zwróciłem się do nich tak wcześnie. Sam powinienem to wiedzieć, że w tym momencie nie mogą udostępnić mi takich danych.
Równoległa rzeczywistość
Teraz druga strona medalu. Kreowanie ?ponadnormatywnie pięknego? (tak napisałem, by nikogo nie urazić) własnego przedsiębiorstwa lub też nawet całej branży. Tu też chcę nawiązać do własnego doświadczenia. Otóż klika lat temu postanowiliśmy wdrażać asset management (AM). Jeden z prezesów powiedział mi wówczas, że oni mają to już ?załatwione?. Trochę się zdziwiłem, ponieważ wiedziałem, że proces wdrażania jest niezwykle czasochłonny i wymaga też sporych nakładów finansowych, ale ufny w informacje prezesa wysłałem moich pracowników do tamtejszych wodociągów, by brali przykład i się uczyli. Jakież było ich (moich pracowników) zaskoczenie, gdy po przybyciu na miejsce okazało się, że owszem ? mają AM, tyle że w dwóch bodajże segregatorach. Nie było wówczas żadnego wdrożenia.
Trochę podobnie ma się sprawa z innym moim kolegą, który na dość dużej i znaczącej konferencji stwierdził, iż przedsiębiorstwa w Polsce są tak dobre, iż to firmy z tzw. Zachodu powinny przyjeżdżać i się od nas uczyć. Nie wiem, na czym oparł swoje przeświadczenie, bo ja nie mam takich danych, by móc takie twierdzenia głosić. A czasem mam wrażenie, że wciąż jest jednak przeciwnie. To my ciągle mamy po co tam jeździć. Przynajmniej ja jeżdżę.
Tymi dwoma przykładami chciałem zilustrować śmieszność sytuacji, gdy ktoś próbuje, mówiąc kolokwialnie: bardzo się ?nadymać?. Nie ma to zupełnie sensu, ponieważ prędzej czy później wszyscy i tak się dowiedzą, jak wygląda rzeczywistość, a niesmak pozostanie. Rozumiem czasem konieczność podkolorowania własnej rzeczywistości w relacjach z właścicielem lub przedstawicielami władz, natomiast nie rozumiem i nie akceptuję, gdy ma to miejsce wobec kolegów z branży.