List do redakcji

Sprawa „dziwnego” trybu uchwalania Ustawy czyszczącej powróciła. Przywołał ją poseł J. M. Rokita w Sejmie, pod koniec lipca, podczas głośnej debaty „antykorupcyjnej”, mówiąc: „Co żeśmy zrobili w sprawie ustawy o usuwaniu odpadów, którą rząd, nie kto inny, wniósł i która miała leżeć w interesie samorządu terytorialnego i tak naprawdę usunąć niezdrową monopolistyczną zmowę pewnej ilości firm usuwających śmieci? Jedna pani senator, członek zarządu jednej ze spółek zajmujących się tymże procederem, doprowadziła do wywrócenia ustawy. Całe SLD zmieniło zdanie w tej sprawie. Cały rząd zmienił zdanie w tej sprawie w ciągu jednego albo dwóch dni, jeśli mnie pamięć nie myli. Taka była ustawa, ustawa o usuwaniu śmieci. Kto by pomyślał, że tam się może kryć coś złego?”.
Stwierdzenie, że pani senator doprowadziła do „wywrócenia ustawy”, jest pewną przesadą. Wykonała ona po prostu zadanie, z precyzją dobrego chirurga wycinając z Ustawy ostatni z fragmentów, który wywoływał ból u szefów niektórych firm. Co z tego, że „zawaliła się” logiczna konstrukcja fundamentu, na którym miały być budowane gminne plany gospodarki odpadami. Gatunkowo, owo usunięcie bodaj 8 słów przyrównać można do znanego już zgubienia innych – tym razem tylko 2 – słów, w innej ustawie. „Po owocach ich poznacie ich” (Mt 7,16).
W większym stopniu sens wprowadzanych zmian wywróciła popra...