To tytułowe ?trochę oddechu? odnosi się do zawartości tekstu. Oddechu od tak zwanej ?bieżączki? legislacyjnej i znęcania się nad jej efektami. Pomówmy więc może przez chwilę o tym, co nas cieszy. Cieszy oczywiście służbowo. Bo powodów do uciechy wbrew pozorom trochę jest.

Pierwszy powód to taka odrobinę ?Schadenfreude? (jestem z Poznania, więc proszę o wybaczenie, od czasu do czasu używanych germanizmów czy też, jak tutaj, wprost niemieckojęzycznych zwrotów). Wyrażenie to oznacza radość ze szkody. A w naszym kontekście to nieco radości, ale oczywiście nieprawdziwej, z tego, że oparliśmy się swego czasu manii prywatyzacji wodociągów. Pewnie narażę się trochę (chociaż może wcale nie trochę) paru kolegom i wielkim firmom, ale uważam, że całkowita prywatyzacja przedsiębiorstw wodociągowych w dzisiejszym stanie prawnym i ekonomicznym nie jest racjonalna. I to z trzech powodów, które są fundamentem prywatyzacji.

Przykład angielski

Pierwszy to dostęp do rynku. Nasze firmy ten dostęp mają i prywatyzacja nic tu nie zmieni. Drugi to dostęp do technologii. Tu analogiczne argumenty jak użyte wcześniej. Trzeci powód to jakość zarządzania. Literatura naukowa (i to ta światowa) wskazuje, że jakość zarządzania w przedsiębiorstwach prywatnych i tak zwanych publicznych jest zbliżona. Powodem mojej Schadenfreude jest sytuacja w branży wodociągowej w Wielkiej Brytanii, gdzie według doniesień prasowych jeden z inwestorów strategicznych dużego przedsiębiorstwa wodociągowego, realizował przez lata dywidendy, po czym się wycofał, zostawiając przedsiębiorstwo z wielkim długiem. To oczywiście nie jest powód, by twierdzić, że udział prywatnego kapitału jest złem, niemniej jednak pokazuje to, że organy regulacyjne (w tym przypadku OFWAT) powinny wykazywać się dalekowzrocznością i szerokimi horyzontami wiedzy, by takie sytuacje nie mogły mieć miejsca.

Polska, moim zdaniem, powinna angażować prywatny kapitał (ale mniejszościowy) w branżę wodociągową z przynajmniej dwóch powodów. Pierwszy to zapewnienie publicznej transparentności przedsiębiorstw, a drugi to utrzymanie wysokiego poziomu ładu korporacyjnego, co w wielu przedsiębiorstwach (szczególnie tych, które są jednoosobowymi spółkami) jest problemem.

Jednym głosem

Drugi powód do radości (tym razem już nie Schadenfreude) to z mojej perspektywy wzrost znaczenia Izby oraz wzrost poczucia jedności branży w obliczu zagrożenia (gdy ?Hannibal ante portas?), o którym pisałem już wcześniej. Mam silne wrażenie, jakby swary wewnątrz branży ustały i prawie wszyscy mówimy jednym głosem. To dobrze. Cieszy mnie to. Gdyby przy okazji udało się wypracować coś pozytywnego na przyszłość, to byłoby jeszcze lepiej. Myślę, że powinniśmy spojrzeć na te kraje, którym się udało i które są w jakiś sposób wzorcowe w organizacji branży wodociągowej. Tu muszę posypać trochę głowę popiołem (piszę ten tekst w Tłusty Czwartek, więc tak prawie na czasie z tym popiołem), jeśli chodzi o koncentrację branży. Okazuje się, że w Niemczech, w których jest przeszło sześć tysięcy przedsiębiorstw, branża radzi sobie całkiem dobrze, a na przykład na Węgrzech, gdzie dokonano stosunkowo niedawno konsolidacji, przedsiębiorstwa są w zapaści. Stąd też płynie wniosek, że nie w koncentracji branży należy upatrywać recepty na wzrost efektywności przedsiębiorstw, a raczej w racjonalnym systemie regulacyjnym (oszczędzę już tutaj Państwu moich przemyśleń dotyczących racjonalności systemu regulacyjnego).

Czas na inwestycje w efektywność

Kolejnym powodem do radości jest rozwijająca się nowa perspektywa dofinansowania naszych inwestycji. Pomijając zupełnie aspekty polityczne dotyczące zasadności inwestowania, jest to kwestia rozwoju cywilizacyjnego. Czasem mam takie wrażenie, że niektórzy uważają, iż jesteśmy już tak rozwinięci cywilizacyjnie w naszej branży, że bardziej nie można. Myślę, że nie jest to prawda. To, że wybudowaliśmy tysiące kilometrów sieci, nie oznacza, że możemy spocząć na laurach. Teraz przyszedł czas na wzrost efektywności naszych przedsiębiorstw właśnie poprzez inwestycje (chociaż nie tylko przez nie). Zaniechanie tego rozwoju byłoby błędem, powiem więcej, byłoby głupotą. Setki miliardów złotych od podatników UE przeznaczone na dostosowanie Polski do standardów wspólnotowych skutkuje również wzrostem zamożności. Wiem, że nie wszyscy w to wierzą, ale liczby nie kłamią. Pracę w firmach wykonujących dla nas inwestycje znajdują tysiące osób, które płacą podatki w naszym kraju.

Tyle mam dzisiaj powodów do zawodowej radości. Pewnie znalazłoby się ich znacznie więcej, ale to nie miejsce na prezentowanie katalogu radości. U progu wiosny możemy spojrzeć dookoła i powiedzieć: fajnie tu u nas, nie?