Alarmujące wiadomości dochodzą z Kapsztadu w Republice Południowej Afryki. Jeśli nie zdarzy się cud, w kwietniu w tym mieście zabraknie wody w kranach. Będzie to największa światowa metropolia pozbawiona wody. Nas to nie dotyczy? Zastanówmy się przez chwilę.

 

W Kapsztadzie już teraz obowiązują ograniczenia dostaw wody do domów. Mieszkańcy tego czteromilionowego miasta ustawiają się codziennie w kolejkach do publicznych kranów, ale i tu obowiązują limity ? 25, a w niektórych miejscach tylko 15 litrów na osobę. Punktów dystrybucji pilnują uzbrojeni strażnicy.

Ci, którzy wodę mają jeszcze w kranach, nie mogą z niej korzystać do woli. Od 1 lutego mogą zużyć dziennie maksymalnie 50 litrów na osobę, wcześniej limit ten wynosił 87 litrów. Wskazania liczników kontrolują urzędnicy, za przekroczenie limitów grożą grzywny.

Władze miasta już przygotowują się do całkowitego zamknięcia dostaw wody do domów. Dla mieszkańców ma powstać dodatkowych 200 punktów, z których będzie można pobrać maksymalnie 25 litrów wody dziennie na osobę.

Na razie w mediach można oglądać praktyczne porady, na przykład jak wziąć prysznic w 90 sekund.

Jak to się mogło stać? System wodociągowy Kapsztadu zasilany jest ze zbiorników w nieodległych górach, do których spływa woda z rzek i strumieni. Problem w tym, że od trzech lat trwa susza i poziom wody w zbiornikach obniżył się do 27 procent. Jeśli spadnie poniżej 13 proc., wodę dla miasta trzeba będzie odciąć.

 

Na drugim końcu świata

Pomyślą Państwo, ?a co nas to obchodzi?? Kapsztad jest na drugim końcu świata, w linii prostej prawie 10 tysięcy kilometrów od Warszawy. No to spójrzmy na to z innej perspektywy. Jeszcze kilka lat temu Kapsztad miał całkiem dobry, nawet nagradzany system gospodarki wodnej. Mieszkaniec Kapsztadu mógł sobie wtedy myśleć: ?Susza? A co mnie to obchodzi? Przecież mam wodę w kranie, nigdy jej nie brakowało?.

Eksperci podkreślają, że winna jest nie tylko susza, ale brak odpowiedniej reakcji władz odpowiedzialnych za gospodarkę wodną. Bo Kapsztad bardzo się rozrósł. W ciągu 15 lat liczba mieszkańców zwiększyła się o milion, czyli o jedną trzecią. Tymczasem infrastruktura wodociągowa nie została rozbudowana, nikt nie zadbał o poszukiwanie alternatywnych źródeł zaopatrzenia w wodę oprócz podatnych na susze zbiorników. Dopiero teraz miasto intensywnie przygotowuje się do uruchomienia instalacji odsalania wody. Jest to jednak olbrzymia i droga inwestycja, i do kwietnia na pewno nie ruszy.

 

Cenna woda

I tu dochodzimy do pieniędzy. Również w Polsce coraz więcej osób zauważa, że woda nie może być darmowa, a nawet bardzo tania. Ostatnim europejskim krajem, który oferował mieszkańcom darmową wodę w kranie, była Irlandia. Skutkowało to coraz większą degradacją infrastruktury wodociągowej i w końcu decyzją o wprowadzeniu opłat za wodę dla mieszkańców. W Irlandii utrzymanie tego systemu gwarantowało państwo i państwo samo z niego się musiało wycofać. W innym kierunku poszli Brytyjczycy. Za rządów Margaret Thatcher państwowe wodociągi sprywatyzowano. Teraz koło historii się obróciło ? Brytyjczycy właśnie ogłosili przygotowania do nacjonalizacji sprywatyzowanych wcześniej wodociągów. Znowu argumentem są pieniądze, niestety marnotrawione lub źle inwestowane przez prywatne wodne spółki. A potrzeby inwestycyjne tego wyspiarskiego kraju są olbrzymie. Dość powiedzieć, że Londyn, nieleżący przecież w afrykańskim klimacie, lecz bardziej polskim, musiał zbudować odsalarnię wody morskiej dla potrzeb mieszkańców, bo wody słodkiej już zaczęło brakować.

A co mamy w Polsce? Proszę Państwa, woda pitna nam ucieka do Bałtyku. W przeliczeniu na mieszkańca zasoby słodkiej wody mamy jedne z najniższych w Europie, a nie zadbaliśmy o odpowiedni stan retencji. Konieczne są olbrzymie inwestycje w wielkie zbiorniki wodne, ale i w małą retencję na poziomie miast i gmin. Moim zdaniem jest to w tej chwili najważniejsze zadanie dla nowej instytucji, Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie.

My, wodociągowcy, też mamy ważne zadanie do wykonania. Musimy mądrze inwestować i dbać o to, co mamy. Miasta takie jak Kielce, które podają mieszkańcom wyłącznie wodę ze studni głębinowych, muszą pilnować swoich stref ochrony. Jako prezes wodociągów, ale również samorządowiec (byłem radnym gminnym i powiatowym, teraz zasiadam w sejmiku) wiem, jakie to bywa trudne. Bo co jakiś czas pojawiają się inwestorzy z zewnątrz lub właściciele terenów w strefach, którzy koniecznie chcą je zagospodarować.

Większość dużych miast czerpie w całości lub dużej części wodę z rzek i zbiorników otwartych. Tutaj ważna jest dalsza dbałość o rozwój kanalizacji i odpowiednie oczyszczanie ścieków. Dobrze, że rok temu Światowy Dzień Wody odbywał się właśnie pod hasłami łączącymi dostępność do czystej wody z oczyszczaniem ścieków. Mogliśmy się m.in. dowiedzieć, że na świecie aż 80% ścieków trafia do gleby lub wód bez jakiegokolwiek oczyszczania. W Polsce sytuacja jest znacznie lepsza, ale jeszcze wciąż przed nami sporo do zrobienia. Wszystko po to, abyśmy mogli tylko czytać o Kapsztadzie, a nie żebyśmy mieli Kapsztad w Warszawie, Kielcach czy Krakowie.