Henryk Bylka

Dlaczego w Bytomiu metr sześcienny wody kosztuje 3,83 zł/m3 i jest ponad dwa i pół razy droższy niż w pobliskich Katowicach? Dlaczego ta cena jest najwyższa spośród zestawionych cen wody w dwudziestu sześciu innych miastach, w tym niemal wszystkich wojewódzkich? Dlaczego tuż po najdroższym Bytomiu plasuje się Bielsko-Biała, Gdańsk, Legnica i Poznań? Dlaczego Koszalin, jedno z najmniejszych miast na tej liście, ma cenę 1,55 zł/m3? Czy to jest istotnie najmniejsza cena wody w polskich miastach?

Takie pytania
nasuwały mi się, gdy w jednym z największych dzienników czytałem o kolejnych zmianach w rządowym projekcie zmian ustawy o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzaniu ścieków („Za wodę jak za prąd”, Gazeta Wyborcza 2.08.04). Przedmiotem artykułu były propozycje zmian zasad rozliczania opłat za wodę w budynkach wielolokalowych. Obok wykresu stanowiącego ilustrację do artykułu napisano: „Ceny wody zależą od regionu”. Już tylko przykład Katowic i Bytomia wskazuje na to, iż nie ma wyraźnych korelacji pomiędzy położeniem miasta a ceną wody. Z innych danych od dawna wiadomo, że położenie geograficzne i wielkość miasta – jego powierzchnia, ilość mieszkańców – nie mają w Polsce istotnego wpływu na ceny wody i ścieków. W większym stopniu zależą one od polityki władz gminnych niż od uwarunkowań ekonomicznych. Z artykułu, wbrew jego tytułowi, wynikało natomiast, że nie proponuje s...