Minęły wakacje, życie wróciło do normy, a od kilku miesięcy oczy samorządowców (nie tylko powiatowych) zwrócone są na Warszawę. Cóż takiego przykuwa ich uwagę? Czyżby ich problemy nie były tak istotne? Może przypomnieli sobie o dawnym, ostatnio coraz częściej wracającym centralizmie, tzw. demokratycznym? Niekończące się dyskusje z parlamentarzystami spowodowane są wagą problemu, nad jakim wcześniej pracowało Ministerstwo Finansów, a ostatnio także komisje i specjalnie do tego tematu powołana podkomisja sejmowa.

Temat jest fundamentalny, chodzi bowiem o projekt ustawy o dochodach jednostek samorządu terytorialnego. Funkcjonujący od blisko 5 lat przepis o podobnej nazwie miał obowiązywać w latach 1999 i 2000. Nie wiadomo, czy materia nim normowana okazała się zbyt trudna dla kolejnych rządów i ustawodawców, czy też inne, pilne prace bardziej zaabsorbowały ich uwagę. Po trzykrotnym przedłużeniu jego obowiązywania, czyli tzw. ,,rolowania”, wyrolowany jest jak na razie samorząd terytorialny, a szerzej patrząc - całe społeczeństwo, bo bez pełnego zabezpieczenia środków nikt nie jest w stanie w pełni realizować zadań publicznych. Ustawa ta wyjątkowo nie ma szczęścia: przy próbach stworzenia pierwszego projektu poległ w walce z samorządem Jerzy Miller, podsekretarz stanu odpowiedzialny za ten obszar finansów publicznych. Następny projekt przeszedł cały proces legislacyjny i został odrzucony przez Prezydenta, gdyż w tamtym czasie, zwanym ,,dziurą budżetowąR...