W toczącej się na łamach „Rzeczpospolitej” i mądrze wywołanej przez red. M. Szułdrzyńskiego (por. „Cała władza w ręce lokalnych sitw” – „Rzeczpospolita” z 23 maja br.) dyskusji na temat władzy lokalnej (samorządowej) w aspekcie decentralizacyjnych inicjatyw obecnego rządu wszyscy jej uczestnicy zbyt skupiają się na doraźnym kontekście tej inicjatywy albo też – co gorzej – przywołują argumenty na poziomie zbyt abstrakcyjnej antynomii: centrum (rząd) – zdecentralizowane peryferia (samorząd).

Jeden z adwersarzy słusznie wywodzi, że samorząd (na całe szczęście) wojny nie wypowie, ale za to wyręczy rząd z zadania „organizacji wywozu śmieci w każdym mieście i wiosce”.

Tu zatem mamy jak na dłoni całą niewystarczalność tej sztywnej i pozbawionej konkretu tezy – decentralizować czy zachować władzę centrum? Problemem jest bowiem nie to, która władza ma się zajmować organizacją wywozu odpadów, ale to, że żadna władza zajmować się tym nie powinna – na co akurat samorządowa ma apetyt! Chodzi więc o to, by wraz z odpaństwowianiem samorządy nie powielały wszystkich błędów centrum i nie wprowadzały gospodarki centralnie sterowanej (oczywiście w skali lokalnej) ani nie odtwarzały na...