W czerwcowym wydaniu pisałam, jakim utrudnieniem dla prosumentów mogą być zawiłe obliczenia służące temu, aby uzyskać możliwie najwyższą cenę zagwarantowaną w ?widełkach? określonych w nowelizacji ustawy o OZE (ogłoszonej już tydzień po uchwaleniu tej ustawy!). Ta nowelizacja ? dotycząca głównie sprzedaży energii elektrycznej z mikroinstalacji o mocy do 10 kW ? wzbudziła kontrowersje m.in. z powodu zbiurokratyzowanego mechanizmu ubiegania się o maksymalne ceny zakupu prądu z instalacji fotowoltaicznych i biogazowych oraz właśnie z uwagi na bardzo skomplikowany wzór ?kalkulacyjny?, trudny do opanowania również dla tych, którzy maturę z matematyki zdali bez problemu.

Ustawowe wsparcie dla prosumentów, zwłaszcza tych inwestujących w instalacje fotowoltaiczne, na tyle zagroziło interesom energetycznych gigantów, że rząd ? zapewne za sprawą odpowiedniego lobbingu ? wycofał się w projekcie nowelizacji ustawy z niektórych ustaleń korzystnych dla ?maluczkich?. Tę tzw. poprawkę prosumencką (jakby na wzór słynnych i licznych już poprawek do konstytucji USA) Ministerstwo Gospodarki uzasadniło tym, że chce, aby ustawę w części dotyczącej prosumenta uczynić bardziej wykonalną. Te niby szlachetne intencje nie wszystkich jednak przekonały. Ba, nawet ci, którym daleko do snucia jakichś spiskowych teorii, traktują wspomniane zmiany jako skutek działania tych kilku wielkich przeciwko wielu małym.

Czy taka ocena sytuacji jest uzasadniona? I czy faktycznie jesteśmy skaz...