Gdy przebrzmią już okolicznościowe toasty i ucichną wygłaszane przemówienia, wychwalające wielkość i skuteczność działań i efektów powinien przyjść czas na próbę podsumowań – co tak naprawdę samorządy osiągnęły przez minione 15 lat?
Moim zdaniem, jubileusze bez takiego właśnie rachunku sumienia nie realizują celu, jakiemu mają służyć i stają się jeszcze jedną pustą imprezą. Dosyć często społeczeństwo, oceniające każdą władzę przez pryzmat tego, co czytają, słyszą lub widzą w prasie, telewizji i Internecie, gdy nie dostrzega wyrazistego celu organizowanych przez władzę uroczystości, mówi o tym, że władza bawi się za pieniądze podatnika i wydaje bez celu pieniądze, które można by przeznaczyć na inne, może o wiele bardziej potrzebne zadanie.
Mijająca w maju 15 rocznica działalności odrodzonego samorządu w Polsce była przyczyną wielu spotkań, konferencji i narad poświęconych jeszcze niezbyt wiekowemu jubilatowi. Podczas tych spotkań był czas na refleksję nad tym, co minęło i na spojrzenie w przyszłość w kierunku tego, co nas czeka – „nas”, bowiem każdy obywatel tego kraju jest samorządowcem, przynajmniej w znaczeniu formalnym, gdyż przypisany jest do jakiejś wspólnoty samorządowej. Można nawet stopniować tę przynależność, gdyż ustawy o samorządzie gminnym, powiatowym i wojewódzkim powielają definicję, że „mieszkańcy (gminy, powiatu, województwa) tworzą z mocy prawa wspólnotę samorządową”. Spotkania jubileuszowe, mniej lub bardziej huczne odbyły się w większości gmin, a akcentem łączącym w pewną całość ten jubileusz był 7 czerwca br. Tego dnia prezydent RP Aleksander Kwaśniewski spotkał się w ogrodach pałacu prezydenckiego z samorządowcami.
Dokonując oceny funkcjonowania samorządu w ostatnich 15 latach, prezydent RP powiedział m.in. 27 maja 1990 r. Polacy poszli do urn, by w pierwszych tego typu wolnych wyborach w powojennej historii naszego kraju oddać głos na swoich reprezentantów do samorządu gminnego. Z perspektywy minionych piętnastu lat z całym przekonaniem mogę powiedzieć, że ustanowienie samorządu zaledwie w rok po zakończeniu obrad Okrągłego Stołu było decyzją przełomową, kto wie, czy nie najważniejszą dla polskiej demokracji. (…) Choć młode samorządy nie uniknęły chorób typowych dla nieokrzepłej jeszcze demokracji, m.in. nadmiernego upartyjnienia, braku przejrzystości przy podejmowaniu decyzji, kłopotów finansowych – to trzeba powiedzieć, że bilans dorobku polskiej samorządności jest pozytywny i naprawdę godny uznania.
I chociaż nie wszędzie jeszcze samorządy działają tak, jak byśmy chcieli, to zdecydowana większość gmin i powiatów w imponujący sposób wykorzystała szansę samodzielności. Świadczą o tym tysiące kilometrów wybudowanych dróg, wodociągów i kanalizacji oraz linii telefonicznych, przedsięwzięcia służące ochronie środowiska, nowoczesne obiekty sportowe i rekreacyjne. (…) Nie ulega wątpliwości, że w Polsce powinna następować decentralizacja państwa i wzmacnianie roli samorządów, m.in. przez zwiększenie ich uprawnień, środków finansowych i zakresu podejmowania decyzji (…).

Bez względu na sympatię czy antypatię do głowy państwa cieszy taka obiektywna i bardzo dobra ocena oraz wizja samorządu w całej rozciągłości zbieżna z samorządowym punktem widzenia. Jednak, jak zawsze, diabeł tkwi w szczegółach. Taką wizję funkcjonowania segmentu władzy samorządowej jako jednego z elementów władzy publicznej przedstawił pan prezydent. Gdy o przyszłości samorządu, jego roli i znaczeniu w państwie rozmawia się z ministrami i posłami, wydaje się, że wszystko jest w porządku, wszyscy rozmówcy podchodzą do samorządu z dużym zrozumieniem i poparciem. Deklarują gotowość wsparcia samorządowców, chęć pomocy i wolę nowelizacji lub tworzenia nowych, przyjaznych samorządowi przepisów. Gdy zaś przychodzi do konkretów, to tworzy się dokument rządowy, który nie tylko nie zauważa samorządu, lecz wręcz zakłada tworzenie nowych, centralistycznych rozwiązań, całkowicie sprzecznych z ideą samorządności (o Narodowym Planie Rozwoju pisałem w wydaniu czerwcowym).
Jako prezent na jubileusz gminy i powiaty otrzymały kilka zadań, które – jak to zwykle z prezentami bywa – nie były najbardziej oczekiwane przez jubilatów. Jednym zbiorowym prezentem dla wójtów, burmistrzów, prezydentów i starostów było uczynienie z nich zbiorowych „nieodpowiedzialnych ojców” w ramach ustawy o postępowaniu wobec dłużników alimentacyjnych oraz o zaliczce alimentacyjnej. Zadanie, z którym administracja rządowa i wymiar sprawiedliwości nie potrafili sobie poradzić przez całe lata, zostało przekazane samorządowi gminnemu i powiatowemu – oczywiście bez zabezpieczenia dodatkowych środków na jego realizację. Tak więc wójt został mocą tego przepisu zmuszony do pełnienia nadzoru nad komornikiem sądowym w zakresie jego aktywności przy egzekucji alimentów. Jest to kuriozum, bowiem nie mieści się to w konstytucyjnym porządku państwa, gdyż organ wykonawczy władzy samorządowej ma dokonywać oceny organu egzekucyjnego (czyli też wykonawczego) władzy sądowniczej. Dalsze działania tego przepisu są nie mniej dziwne, gdyż angażują gminne ośrodki pomocy społecznej do przeprowadzania wywiadów środowiskowych i oceny możliwości spełnienia obowiązków alimentacyjnych. Następnie do operacji włączony zostaje powiatowy urząd pracy, który ma zapewnić opornemu „alimenciarzowi” miejsce w ramach robót publicznych, a gdy takiej pracy nie zechce podjąć, to wójt ma ścigać zobowiązanego w ramach składanego przez siebie wniosku w postępowaniu karnym. Aby na tym nie kończyć, wójt równocześnie ma wystąpić do starosty o zatrzymanie delikwentowi prawa jazdy.
Takiego prezentu dla samorządu nie wymyśliłby nawet Sławomir Mrożek, który tak wspaniale pokazuje absurdy naszej codzienności.
Mocno wierzę, że pomimo takich prezentów samorząd szczęśliwie doczeka następnych jubileuszy w jeszcze lepszej kondycji, czego szczerze życzę wszystkim działaczom i pracownikom samorządowym.

Ludwik Węgrzyn
starosta bocheński
prezes Zarządu ZPP

Tytuł i skróty od redakcji