Mieczysław Jakubowski, właściciel firmy MIKI, obsługuje m.in. kilka podskawińskich sołectw. – Firma wprowadziła zupełnie nowe obyczaje. Uprzejmi pracownicy, niższe ceny, regularny odbiór śmieci i odpadów z segregacji… Nigdy żeśmy się na MIKI nie zawiedli – mówi o firmie MIKI Maria Sęk, sołtys Borku Szlacheckiego (za Z. Bartusiem: „Na własnych śmieciach”, Dziennik Polski 07.05.2006). Wszystko zaczęło się od tego, że burmistrzowie postanowili poróżnić firmę MIKI i jej klientelę, narzucając „prawem lokalnym” obowiązek fakturowania wg ustalonych – znacznie zawyżonych – norm, a nie wg faktycznego napełnienia pojemników. Miało to na celu wypromowanie „swojskiego” Miejskiego Zakładu Usługowego. Mimo iż UOKiK zdecydowanie zdyskredytował ten pomysł, nakładając na gminę karę pieniężną, to faktem pozostaje, że gmina chciała wykorzystać ten nakaz, aby osłabić atrakcyjność firmy – intruza. I zastąpić ją monopolem własnej jednostki, w organach której drobne diety pobierają jej funkcjonariusze. I tu jest sedno problemu. Albo gmina to latyfundium burmistrza, albo sfera działań pro publico bono. Bo jeśli o samej idei normatywów można dyskutować, to brak aktywności gminy w egzekwowaniu tych normatywów i pastwienie się nad „słabszym” w relacji z klientelą przedsiębiorcą jest aż nadto czytelną próbą wypchnięcia intruza z własnego obszaru latyfundialnego. Nie jest bowiem przypadkiem, że gdy po kil...