To, co się dzieje w naszej gospodarce na styku publicznych zamawiających i prywatnych wykonawców, jest niebezpieczne dla tych drugich. Świadczą o tym choćby upadłości firm budowlanych realizujących inwestycje drogowe. Teraz istnieje niebezpieczeństwo rozszerzenia tych praktyk na firmy działające w branży gospodarki odpadami.

Uczestniczymy w przetargach publicznych tak długo, jak długo obowiązuje ustawa Prawo zamówień publicznych (P.z.p.). Mimo wielu nowelizacji wciąż jest ona tak samo uciążliwa dla obu stron: zamawiającego i wykonawcy. Jako wykonawca mogę podzielić się kilkoma uwagami wynikającymi z doświadczenia, które mogą być pomocne dla zamawiających przy przygotowywaniu następnych przetargów. Składając oferty, startowaliśmy jako wykonawca, podwykonawca, lider lub członek konsorcjum. Przyzwyczajenia zamawiających do stosowania kryteriów najniższej ceny, ogłaszania przetargów kompleksowych, wygórowanych wymagań dla wykonawców i określania w umowie ceny ryczałtowej nie zawsze wpływają dobrze na efekt przetargu, czyli na to, co zamawiający otrzymuje w zamian za cenę ryczałtową.

Motywy zamawiających można zrozumieć. Mają ograniczoną ilość środków finansowych, a chcą za nie kupić jak najwięcej, ale za określoną cenę dużo nie oznacza dużo dobrego. Konieczna jest dobra znajomość rynku producentów i wykonawców. Nie można liczyć na to, że rynek jest głodny zamówień i obniży ceny o 20%, żeby tylko zdobyć zamówienie. To się źle kończy, i to...