Opublikowany w drugiej połowie czerwca br. raport NIK na temat gospodarowania odpadami wskazał m.in., że wzrosły koszty dla mieszkańców za wyrzucane odpady. W komentarzach do tego dokumentu zaczęły się pojawiać stwierdzenia, że jak mieszkańcy segregują odpady, to powinno być taniej. Nic bardziej błędnego.

Dwa źródła przychodów

Najtaniej jest, jak się odpadów „nie dotyka”, tylko wywozi na składowisko. Aby składować, nie trzeba segregować, wystarczy tylko szybko wywieźć. Koszty wzrastają, kiedy zaczynamy segregować. Nasze odpady muszą wyjechać kilkoma, a nie jedną śmieciarką. Muszą trafić do sortowni, gdzie będą podzielone na frakcje oczekiwane przez recyklerów i doczyszczone. W wyniku sortowania powstają też frakcje odpadowe, które nie znajdują już zastosowania i muszą być bezpiecznie dla środowiska unieszkodliwione. To wszystko kosztuje i tylko w niewielkim stopniu jest pokrywane pieniędzmi od recyklerów za sprzedane surowce. Rynek dyktuje ceny za surowce wtórne, bo nie mogą być one droższe niż surowce pierwotne, będące niejednokrotnie łatwiejsze w przetwarzaniu.

Jak zatem jest pokrywana różnica między kosztami firm odpadowych odbierających i zagospodarowujących odpady komunalne a przychodami ze sprzedaży surowców wtórnych? Przychody te pochodzą z dwóch źródeł – opłat od mieszkańców i dopłat do recyklingu wybranych z odpadów surowców. Dopłaty te są oferowane przez organizacje odzysku i realizują zadania powierzone im przez producentów, którzy wprowadzają na rynek różne opakowania. Jest to realizacja w praktyce oczywistego założenia „zanieczyszczający płaci”. Skoro producent zarabia na sprzedaży swoich produktów, to jest zobowiązany pokryć z zysku część kosztów wprowadzonych przez niego opakowań.

Zaniżenie cen za DPR

Niestety, po kilkunastu latach działania w Polsce tego modelu finansowania gospodarki odpadami system dopłat uległ całkowitej degradacji. Bez wnikania w przyczyny tego zjawiska można stwierdzić, że nieuczciwe zachowania doprowadziły do drastycznego zaniżenia cen za DPR (Dokumenty Potwierdzające Recykling) do poziomu, w którym zakłady gospodarki odpadami dostają kwoty ledwie pokrywające koszty administrowania dokumentami. Dopłaty na poziomie 11 zł za tonę tworzyw sztucznych są skandalicznie niskie i nie są w stanie pokryć żadnych kosztów zbierania i odzyskiwania surowców wtórnych z opakowań. Aby lepiej zobrazować proporcje kosztów do dopłat, wyobraźmy sobie litrową butelkę PET po napoju. Aby ją ponownie zmienić w granulat dla przemysłu, należy ją odebrać od mieszkańca i zawieźć do sortowni. W sortowni maszyny i ludzie muszą ją oddzielić od innych odpadów. Jeżeli jeszcze posiada ona etykietę termokurczliwą, to należy ją ręcznie zdjąć z butelki. Następnie butelka jest przewożona do recyklera, gdzie jest myta i rozdrabniana, a następnie są od niej oddzielane zanieczyszczenia, np. etykiety papierowe. Przeciętnie waży ona ok. 30 gram. Aby zebrać jedną tonę takich butelek, musi być ich wysortowane ponad 30 tys. sztuk. Przy oferowanej dopłacie wynika, że producent za wszystkie koszty odzysku butelek PET płaci 0,03 grosza. No dobrze, dobrze. Przesadziłem. Producent płaci dwa razy więcej, bo przecież organizacje odzysku też mają koszty i niektóre muszą generować zyski. Tak więc za litrową butelkę PET producent płaci 0,06 grosza. Łatwo sobie wyobrazić, jak bardzo podrożałby produkt oferowany przez producenta napojów, gdyby musiał zapłacić za to samo np. 4 grosze. Z pewnością dla wielu byłby to koszt na granicy opłacalności produkcji?!

Sarkazm w tym przypadku jest uzasadniony, bo bardzo często słyszymy ten argument od przedstawicieli branży producenckiej. Kiedy jednak zrobimy szczegółową analizę wartości dopłaty w produkcie, to zauważymy, że nawet bardzo znacząca zwyżka jej wartości praktycznie nie zostanie zauważona przez konsumenta. Dla producentów są to jednak często niebagatelne, wielomilionowe sumy, które należałoby  zapłacić za tzw. poszerzoną odpowiedzialność producenta. Tyle że takie sumy są płacone przez często tych samych producentów w innych krajach europejskich.

Systematyczne psucie rynku

Standardowo dopłata do recyklingu tworzyw sztucznych przekracza 200 euro za tonę (np. w Portugalii jest to ok. 250 euro), co przy naszych 11 zł wydaje się kwotą astronomiczną. Konieczne jest, aby przy wsparciu władz i organizacji producenckich doszło do głębokiego samooczyszczenia się organizacji odzysku z elementów patologicznych, powodujących systematyczne psucie rynku DPR. Nieosiągnięcie wymaganych prawem poziomów recyklingu przez producentów opakowań może być obłożone bardzo wysokimi karami, których wysokość dochodzi do 1500 zł za tonę. Próby przerzucania tych kar poprzez umowy na zakłady gospodarowania odpadami powodują bardzo poważne zaniepokojenie i spore zniechęcenie do podpisywania zobowiązań recyklingowych. Prezesi sortowni myślą tak: „Jeżeli płacą mi 11 zł za tonę recyklingu, a chcą kary 1500 zł za niezrealizowanie tego zadania, to moje ryzyko nieproporcjonalnie przekracza potencjalne zyski”. W takim przypadku sprowadza się to do tego, że albo współpraca nie jest w ogóle podejmowana, albo kontraktowane ilości są tak obniżane, aby sortownia miała pewność wykonania zobowiązań. Taka sytuacja już w ciągu najbliższych 2-3 lat musi doprowadzić do tego, że poziomy recyklingu nie zostaną oficjalnie osiągnięte i producenci zaczną płacić kary. W efekcie kary do Unii Europejskiej może też zapłacić Polska za niezrealizowanie poziomów recyklingu, dlatego warto i trzeba popracować nad naprawą systemu finansowania gospodarki odpadami przez odpowiednio wysokie dopłaty do DPR. Ponadto, według zasad zdrowego rozsądku i uczciwości społecznej, to konsument, a nie statystyczny mieszkaniec powinien być obciążony kosztem zagospodarowania odpadu opakowaniowego. Tylko w takim modelu finansowania, kiedy 80-90% kosztów będzie pokrywana w połowie dopłatami do recyklingu i w połowie opłatami od mieszkańców za zagospodarowanie odpadów, możemy przyjmować, że sortowanie odpadów będzie tańsze dla gmin, a co za tym idzie – dla mieszkańców. Takie rozwiązania od lat dobrze funkcjonują w bardzo wielu krajach, co widać na przykładach Niemiec i Anglii, a także Francji czy porównywalnej gospodarczo z Polską Portugalii (rysunek).

Jak widać, zainteresowanie poprawą sytuacji w opisanym zakresie leży w interesie praktycznie wszystkich stron i najwyższy czas, aby powstała grupa robocza. Składałaby się ona z przedstawicieli producentów opakowań, organizacji odzysku, sortowni, recyklerów, samorządów i władz centralnych, a wypracowałaby drogę pokojowego dojścia do zadowalającego wszystkie strony kompromisu. W środowisku odpadowym jest kilka propozycji rozwiązania tego problemu, tylko musi powstać platforma do opracowania ostatecznego kształtu porozumienia.

Warto też zadbać, aby klient nie był nadmiernie obciążany finansowo, kiedy kolejni pośrednicy doliczają swoje marże do ceny zakupu produktów. Istnieją już dobre przykłady w Europie, kiedy opłata recyklingowa jest wyróżniona w cenie kupowanego produktu i jest wartością stałą aż do klienta końcowego, który na paragonie dowiaduje się o jej wysokości.

Andrzej Sobolak

prezes Zarządu Zakładu Gospodarowania Odpadami Gać Oława