Zbyt mała rewolucja w ZSEE
Dla branży elektrorecyklingu kluczowe są zarówno nowe zapisy w ustawie o elektroodpadach, jak i zmiany systemowe w zakresie zbierania ZSEE.
Od pierwszego lipca br. w Polsce zaczął obowiązywać nowy system zagospodarowania odpadów. Nieco w cieniu tego wydarzenia toczą się prace nad implementacją zapisów znowelizowanej dyrektywy dotyczącej zużytego sprzętu elektrycznego i elektronicznego, tzw. dyrektywy WEEE2.
Zmiany w prawie
Zgodnie z zapisami znowelizowanej dyrektywy w sprawie zużytego sprzętu elektrycznego i elektronicznego, do 14 lutego 2014 r. kraje członkowskie powinny wprowadzić zmiany w przepisach krajowych, regulujących branżę zagospodarowania zużytego sprzętu elektrycznego i elektrycznego. W Polsce trwają obecnie prace nad nowelizacją ustawy o ZSEE i wszystko wskazuje na to, że uda nam się wprowadzić nowe regulacje w terminie. Wśród najważniejszych kwestii, które zostaną zapisane w nowej dyrektywie, znajdzie się otwarty zakres zastosowania, czyli nowe przepisy będą odnosić się do każdego rodzaju sprzętu elektrycznego i elektronicznego, nieograniczonego listą grup i rodzajów. Ponadto zmienią się poziomy zbierania. Od 2019 r. (w Polsce od 2021 r.) obowiązuje poziom zbierania 65% masy wprowadzonej na rynek w ostatnich trzech latach lub 85% masy zużytego ZSEE powstałego w gospodarstwach domowych. W okresie przejściowym, tj. od 2016 r., w Polsce powinno gromadzić się 40% sprzętu w stosunku do masy wprowadzonej na rynek (obecnie średnio 35%). Kolejne zmiany zakładają wzrost poziomów odzysku i recyklingu o 5 punktów procentowych od 2015 r. Dojdzie też do przekształcenia dziesięciu grup produktowych na sześć. Zamiast klasyfikacji z uwagi na przeznaczenie lub sprzęt, wprowadzona będzie klasyfikacja pod kątem zagospodarowania i recyklingu zużytych urządzeń, np. wydzielona zostanie osobna grupa dla sprzętu chłodniczego lub telewizorów i monitorów. Zmieni się też tzw. harmonizacja rejestrów. W różnych krajach UE funkcjonują rejestry o rozmaitym kształcie i zakresie danych, zatem istnieje potrzeba ujednolicenia ich w ramach Wspólnoty. Dyrektywa wprowadza także minimalne standardy odnośnie przetwarzania elektroodpadów, dążąc do unifikacji kosztów przetwarzania we wszystkich państwach UE.
Potrzeba monitoringu
Niektóre z wprowadzonych przez dyrektywę WEEE2 reguł są kluczowe dla normalizacji i poprawy sytuacji na rynku ZSEE w Polsce. Najistotniejszy problem stanowi jednak to, że zmiany te mają charakter ewolucyjny, a nie rewolucyjny. Z uwagi na wynegocjowane okresy przejściowe i derogacje, m.in. dla Polski, wiele z nich zostanie wprowadzonych w naszym kraju dopiero za kilka, a nawet za 10 lat. W ciągu tego czasu sporo firm działających zgodnie z obowiązującymi przepisami, inwestujących w ochronę środowiska i budujących system zbierania oraz zagospodarowania ZSEE o określonym standardzie, może zwyczajnie nie wytrzymać konkurencji ze strony tych uczestników rynku, którzy funkcjonują poza prawem. Jeśli nawet przedsiębiorstwa nie wycofają się z inwestowania w Polsce, to z pewnością z uwagi na nieprecyzyjne prawo ucierpi cały rynek ZSEE w naszym kraju.
Najważniejsze zmiany, które powinny być forsowane w nowej ustawie, to stworzenie Krajowego Centrum Monitoringu (KCM), które, dysponując systemem informatycznym, będzie w stanie we właściwy sposób weryfikować dane od wprowadzających, zakładów przetwarzania i zbierających. Posiadając takie narzędzie, można szybko wykrywać zachowania patologiczne, takie jak tzw. handel kwitami lub tworzenie wirtualnych ilości ZSEE. Do innych zadań KCM należałoby tworzenie norm i standardów dla zbierania oraz przetwarzania, a także zlecanie działań badawczych i opracowań dotyczących ZSEE, które pozwoliłyby lepiej zrozumieć rynek tych specyficznych odpadów. Rolą centrum powinno być prowadzenie audytów certyfikacyjnych dla zakładów przetwarzania oraz weryfikacja działań edukacyjnych organizacji odzysku i wprowadzających. Tajemnicą poliszynela jest bowiem fakt, że większość organizacji odzysku ustawowe 5% obrotu, które powinny przeznaczać na edukację ekologiczną, wydają w zupełnie inny sposób. Traktując pieniądze jako dodatkowy element walki o klienta, nie kierują środków na działania o charakterze edukacyjnym, lecz zwyczajnie płacą za sprzęt, jedynie pozorując zwiększanie świadomości ekologicznej społeczeństwa.
Wspomniane standardy technologiczne i jakościowe dla zakładów przetwarzania są w zasadzie kluczowe dla uporządkowania polskiego rynku. W innych krajach europejskich działalność w zakresie przetwarzania i recyklingu jest ściśle określona przepisami, a weryfikowane są zarówno możliwości technologiczne, jak i wydajnościowe instalacji. W Polsce nawet najmniejszy zakład może dostać pozwolenie na przetworzenie kilkudziesięciu tysięcy ton w skali roku, w tym na przetwarzanie odpadów niebezpiecznych, takich jak urządzenia chłodnicze, telewizory i monitory. Jest to praktyka niedopuszczalna i z tego względu utworzenie standardów, które byłyby również wytycznymi dla urzędów marszałkowskich, okazuje się kwestią absolutnie priorytetową.
Efektywność działań
Ustalanie minimalnych norm lub poziomów w branży odpadowej jest sprawą niezwykle istotną z punktu widzenia sprawności działania i kontroli systemu. W tym kontekście w branży ZSEE szczególnie interesujący był okres 2005-2009. Wprowadzający sprzęt elektryczny i elektroniczny, tj. producenci i importerzy, którzy zgodnie z wytycznymi dyrektywy mają obowiązek finansowania systemu zagospodarowania ZSEE, w pierwszej ustawie o ZSEE z lipca 2005 r. wywalczyli brak zapisów o obowiązku zbierania określonej ilości ZSEE, tzw. targetu lub celu zbiórki. Administracja rządowa uwierzyła w zapewnienia producentów, że będą oni tworzyli i finansowali system tak, aby cel wyznaczony w dyrektywie, tj. 4 kg ZSEE/mieszkańca/rok (tj. ok. 150 tys. ton w skali kraju), został osiągnięty. Ustawa została uchwalona, a producenci zaoszczędzili dzięki temu zabiegowi kilkadziesiąt milionów złotych, które powinny zasilić system zagospodarowania ZSEE w Polsce.
Organizacje odzysku działające w imieniu wprowadzających bądź nie zbierały sprzętu w ogóle, bądź pozorowały działania, finansując zbieranie ZSEE na poziomie kilkudziesięciu tys. ton rocznie. Zarządzający organizacjami zwiększali te ilości z roku na rok, chcąc pokazywać, że faktycznie dokładają starań, aby optymalizować system i zbierać więcej. Pomimo tych ?działań?, Polska była rok do roku coraz dalej od wyznaczonego w dyrektywie celu zbiórki i wspólnie z Rumunią oraz krajami nadbałtyckimi zamykała zestawienia dotyczące zgromadzonych ilości ZSEE w przeliczeniu na jednego mieszkańca. Między innymi to właśnie mała skuteczność zbierania stworzonego systemu była przyczyną nowelizacji ustawy o ZSEE, co nastąpiło w 2008 r. Od 2009 r. w Polsce zaczęła obowiązywać ustawa, która uwzględniała już konieczność zebrania przez wprowadzającego (lub organizację odzysku działającą w jego imieniu) ustalonej ilości ZSEE, określanej jako procent od wprowadzenia w roku poprzednim. Tym razem również producentom udało się wprowadzić zapisy, które przy spełnieniu pewnych warunków w okresie przejściowym pozwalały na zapłatę 10% opłaty produktowej, tj. 0,18 zł za każdy brakujący kg. Ponieważ wykonanie obowiązku przez zakłady przetwarzania kosztowało w tym czasie średnio ok. 0,35 – 0,45 zł/kg, bardziej opłacalne było zapłacenie kary, niż realizacja obowiązku. Do końca 2012 r. nie udało się w Polsce osiągnąć poziomu zbiórki 4 kg na mieszkańca. Czy go osiągniemy okaże się po przeczytaniu oficjalnego raportu GIOŚ, który już wkrótce powinien zostać opublikowany.
W kwestii poziomów odzysku i recyklingu zasadniczo nie było większych problemów. Wskazane przez dyrektywę i ustalone przez ustawę poziomy są zazwyczaj uzyskiwane. W początkowym stadium rozwoju systemu znamienna była mała ilość zarejestrowanych w rejestrze GIOŚ recyklerów (firm, do których zgodnie z ustawą przetwarzający mogą przekazać wytworzone odpady i które są uprawnione do wystawiania zaświadczeń potwierdzających recykling). Jednak z roku na rok liczba ta rosła.
Najistotniejszym problemem, który dotychczas nie został rozwiązany, jest rzetelność i wiarygodność wystawianych dokumentów. Niezwykle trudne, żmudne i pracochłonne jest wykrywanie przez inspektorów ochrony środowiska wszelkich nieprawidłowości w tym zakresie. Z tego względu opisane wcześniej Krajowe Centrum Monitoringu mogłoby wspierać kontrolujących, a przede wszystkim na bardzo wczesnym etapie wykrywać potencjalne nieprawidłowości.
Między teorią a praktyką
Od pierwszego lipca br. w Polsce zaczął obowiązywać nowy system zagospodarowania odpadów. Przynajmniej w teorii, bowiem jak to niekiedy bywa, praktyka się z nią rozminęła. Przykładem może być choćby Warszawa, gdzie w terminie nie udało się wprowadzić nowego systemu i funkcjonuje tzw. prowizorka, nazwana systemem przejściowym. W zakresie zużytego sprzętu elektrycznego i elektronicznego teoretycznie nic się nie zmieniło. Nadal gmina może wskazać punkty selektywnego zbierania ZSEE, może włączyć lub wyłączyć zbieranie elektroodpadów z przetargu, a nawet stworzyć odrębny system zbierania i zagospodarowania tego typu odpadów. I słusznie, bo przecież jest to odpad bardzo specyficzny. Dotychczasowe kilkuletnie działania zbierających i przetwarzających ZSEE, a także niektórych organizacji odzysku sprawiły, że pojawiły się liczne inicjatywy, mające na celu skuteczną zbiórkę sprzętu oraz edukowanie. Dlatego nie powinno się tego niszczyć. Ale ponownie praktyka jest inna. Wiele, gmin idąc po linii najmniejszego oporu, przyjmuje model, w którym wszystko zleca jednej firmie, wygrywającej przetarg na obsługę PSZOK-u. Najlepiej, aby był to operator, który będzie zbierał i zagospodarowywał wszystkie odpady komunalne. Takie rozwiązanie wydaje się najkorzystniejsze z punktu widzenia gminy, a z pewnością wygodne. Ale czy w sytuacji, gdy jedynym kryterium w przetargu stanie się cena, operator będzie proponował gminie niestandardowe rozwiązania? Czy wprowadzi system odbioru sprzętu od mieszkańców, system zbiórki sprzętu małogabarytowego, cykliczne akcje zbiórki z nagrodami? Czy wreszcie zapewni gminie wsparcie w postaci nagród za zebrane i przekazane elektroodpady? Nie, ponieważ wszystkie te elementy generują koszty! Skoro cena jest najważniejsza, system zbiórki ZSEE zostanie zredukowany do minimum, a dodatkowo firmy inne niż wyłonione w przetargu nie będą mogły prowadzić zbierania ZSEE na terenie takiej gminy. Odpowiedź na pytanie, kto na tym ucierpi, jest zasadniczo prosta: mieszkańcy gmin.
Robert Wawrzonek, dyrektor ds. rozwoju rynku, Electro-System Organizacja Odzysku Sprzętu Elektrycznego i Elektronicznego