Z Januszem Mikułą, podsekretarzem stanu w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego, rozmawia Jolanta Czudak-Kiersz

Przyznaną Polsce w latach 2004-2006 pomoc z Funduszu Spójności na ochronę środowiska udało się w całości zakontraktować. Teraz trzeba więc szybko wykorzystać ponad 2 mld euro z poprzedniej perspektywy i blisko 5 mld euro z nowej. Czy zdołamy to zrobić w terminie?
Nie mamy innego wyjścia. W Traktacie Akcesyjnym przyjęliśmy na siebie olbrzymie zobowiązania w zakresie gospodarki ściekowej i zagospodarowania odpadów, a teraz musimy się z tego wywiązać. Z budową oczyszczalni i systemów kanalizacyjnych dajemy sobie radę znacznie lepiej niż z gospodarką odpadami. Przez ostatnie 10 lat udało nam się zaledwie o 2% ograniczyć ilość odpadów deponowanych na składowiskach. Co prawda, niektóre organizacje zachwycają się poziomem odzysku odpadów opakowaniowych, ale wynika to, niestety, tylko ze statystyk, które prowadzą producenci. W zestawieniu ze stanem faktycznym wcale nie mamy powodu do dumy. Przed nami olbrzymie inwestycje w gospodarce odpadami, czeka nas też budowa przynajmniej 10 dużych spalarni odpadów komunalnych (każda o wydajności powyżej 200 tys. ton rocznie). Koszt jednej takiej inwestycji wynosi przeciętnie 120 mln euro samego tylko dofinansowania. Do tego dochodzi przynajmniej 100 nowych, świetnie wyposażonych zakładów zajmujących się gospodarką odpadami. Szacuję, że na samą gospodarkę odpadami potrzeba ok. 5,5 mld euro, a mamy na to jedynie 900 mln euro.

Skąd wziąć resztę?
Najwyższy czas, żeby dynamicznie zaczęło rozwijać się partnerstwo publiczno-prywatne. Trzeba skończyć z nieuzasadnionym lękiem samorządów, które nadal boją się takiego ryzyka, a same nie mają szans na wygenerowanie środków pozwalających na realizację takich inwestycji. Wszyscy liczą na wielkie dotacje z Unii Europejskiej, przekraczające nawet 80% kosztów przedsięwzięcia, a przy obowiązującym współczynniku dofinansowania (który został wynegocjowany z Komisją Europejską) jest to niemożliwe. Dofinansowanie nie przekroczy 50%. W tej sytuacji mariaż z kapitałem prywatnym jest jak najbardziej wskazany, bo wtedy z tych 900 mln euro na gospodarkę odpadami zrobi się 1,8 mld euro – a to i tak będzie za mało.

Niedobór środków na ten cel to nie jedyne zmartwienie inwestorów, zwłaszcza tych, którzy porządkują gospodarkę ściekową. Znaczny wzrost kosztów inwestycji dofinansowanych ze środków Funduszu Spójności w stosunku do planowanych budżetów to zjawisko dość powszechne w całym kraju. Jak ustabilizować rynek budowlany, żeby nie zmarnować unijnych dotacji?
Staramy się wprowadzić na tym rynku równowagę, aby pomóc inwestorom – zwłaszcza teraz, kiedy na realizację projektów z okresu 2004-2006 w ochronie środowiska i w transporcie musimy wydatkować rocznie ponad miliard euro. Jeśli tak nie będzie, to zaczniemy tracić unijne dotacje. A przecież dochodzą do tego jeszcze ogromne środki z nowej perspektywy budżetowej na lata 2007-2013. Nakłada się zatem okres kończenia i rozliczania projektów z poprzedniej perspektywy i bardzo dynamicznego rozpoczęcia inwestycji finansowanych w nowym okresie, gdzie terminy rozliczeń z Komisją Europejską są o wiele krótsze. Tego czasu mamy naprawdę niewiele. W tej sytuacji przetargi nie mogą ciągnąć się w nieskończoność. Trwają prace nad kolejnymi uproszczeniami proceduralnymi w ustawie o zamówieniach publicznych, które będą nadal kontynuowane. Czasami nawet bardzo drobna zmiana może znacznie usprawnić ten proces. Podobne uproszczenia dotyczą postępowań administracyjnych. W ustawie Prawo ochrony środowiska zaproponowano m.in. skrócenie terminu na wydawanie decyzji środowiskowych, prowadzenie uzgodnień i wydłużenie czasu obowiązywania takiej decyzji. Bywa bowiem tak, że wszystko jest przygotowane do uzyskania pozwolenia na budowę, a beneficjent traci ważność decyzji środowiskowej. Te zmiany będą istotne dla usprawnienia procesu inwestycyjnego. Nie mamy natomiast wpływu na ceny usług i materiałów, ale musimy dać beneficjentom takie możliwości, żeby dobrze przygotowali symulację cenową kosztów inwestycji. Wprowadzimy też mechanizmy sprzyjające temu, aby polskie firmy mogły wzmacniać kadrę i skutecznie konkurować na rynku budowlanym. Jest już dobry program kształcenia młodych ludzi w zawodach budowlanych. To będą rozwiązania stabilne, a nie doraźne.

Czy Ministerstwo Rozwoju Regionalnego ma też jakąś receptę na złagodzenie protestów społecznych przy realizacji inwestycji w ochronie środowiska?
Protesty wynikają najczęściej z tego, że społeczeństwo dowiaduje się o budowie np. drogi czy spalarni już po wydaniu konkretnych decyzji. A powinno być odwrotnie. Najpierw konsultacje i edukacja społeczna, a potem decyzje. Tam, gdzie nie przestrzega się tych zasad, są protesty. Tak m.in. dzieje się w Warszawie z rozbudową oczyszczalni Czajka, na którą nie godzi się komitet protestacyjny w Białołęce. To jest garstka ludzi, którzy manipulują lokalną społecznością. Jeśli stolica nie wykorzysta z tego powodu unijnej dotacji na to przedsięwzięcie, to prawie miliard złotych wróci do Brukseli. Na wykonanie tej inwestycji wraz ze spalarnią osadów ściekowych stołeczne władze mają tylko trzy lata. Mimo tych wszystkich kłopotów uważam, że jest jeszcze szansa na zrealizowanie do końca 2010 r. tego przedsięwzięcia. Nie mamy zresztą innego wyjścia, bo zwrot dotacji do Brukseli byłby dla stolicy wielką porażką.

Ta dotacja stanowi 10% całości unijnych środków, jakie Komisja Europejska przeznaczyła dla Polski w latach 2004-2006 na porządkowanie gospodarki wodno-ściekowej.
Jest to jedno z największych przedsięwzięć z zakresu ochrony środowiska dofinansowanych ze środków Unii Europejskiej – nie tylko w Polsce, ale także w Europie – i musimy je zrealizować. W przeciwnym razie, poza utratą wiarygodności wobec Komisji Wspólnot Europejskich, Warszawa pożegnałaby się na wiele lat z unijną pomocą na inne przedsięwzięcia w tej i być może również w następnej perspektywie. To wysokie wsparcie na rozbudowę Czajki wraz ze spalarnią osadów ściekowych jest w pełni uzasadnione. Warszawa odprowadza do Wisły w ciągu doby 500 tys. m3 ścieków, w tym połowę bez jakiegokolwiek oczyszczenia, i jest odpowiedzialna za katastrofalny stan Bałtyku. Sinice, martwe biologicznie strefy głębinowe i zamknięte przez inspekcję sanitarną nadmorskie plaże to efekt płynących ze stolicy zanieczyszczeń. Miasto produkuje 40% nieczyszczonych ścieków komunalnych całego kraju i najwyższy czas, żeby to uporządkować.

Czy można rozbudować Czajkę za pieniądze mniejsze od żądanych przez wykonawców w ostatnim przetargu?
Oczywiście, i do tego będziemy dążyli. Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji jeszcze w kwietniu ogłosi kolejny przetarg. Dwa poprzednie zostały unieważnione. Do pierwszego nikt się nie zgłosił, a w drugim obie firmy wyśrubowały ceny. Teraz, po dokonanej ponownie analizie, inwestor weźmie na siebie część ryzyka, tak żeby nie obciążać nim wykonawców. Chodzi m.in. o pozwolenie na budowę. Jeśli nie zostanie wydane na czas, odpowiedzialnością za to nie można będzie obciążyć wykonawcy. Miasto złagodzi też kary za ewentualne opóźnienie inwestycji. W grę wchodzi także pewna korekta projektu, np. zmniejszenie niektórych obiektów. Wszystko po to, żeby było taniej, ale oczywiście nie może się to odbić na jakości całej inwestycji.

A co z budową spalarni osadów ściekowych? Ta inwestycja budzi wiele emocji wśród protestujących…
Musi ona powstać tam, gdzie zaplanowano jej budowę. Sąsiedztwo oczyszczalni ścieków Czajka jest najlepszą lokalizacją. Emocje rozbudza w ludziach garstka inspiratorów, którzy mają swój interes w tym, aby nie dopuścić do budowy spalarni osadów ściekowych w tym miejscu. Opowiadają mieszkańcom różne głupstwa o szkodliwości tej inwestycji dla zdrowia i środowiska. Powołują się na technologie sprzed 20, a nawet 30 lat.

Może jednak jest jakieś zagrożenie, skoro władze miasta wstrzymują ogłoszenie przetargu na tę inwestycję?
Przy stosowanych obecnie technologiach nie ma takiego zagrożenia. Poziom emisji jest znikomy, znacznie mniejszy od dopuszczalnych norm, dlatego ta asekuracja miasta też mnie dziwi i pytam, w czyim to jest interesie: garstki protestujących czy wszystkich mieszkańców stolicy? Stanowisko Komisji Europejskiej jest w tej sprawie jednoznaczne. Unia zapewniła na to przedsięwzięcie środki i teraz żąda wykonania inwestycji zgodnie z projektem. Niezrozumiałe są zatem propozycje, które ostatnio znów się pojawiły, dotyczące transportowania osadów ściekowych do zakładu unieszkodliwiania odpadów na ul. Zabranieckiej w Warszawie. To kompletnie nierealny pomysł! Koszty takiej operacji przewyższyłyby budowę spalarni, bo zarówno odwodnienie osadów, jak i ich transport na duże odległości wymaga ogromnych nakładów. Do tego dochodzi poważne zagrożenie dla środowiska z powodu zanieczyszczeń transportowych oraz możliwości wystąpienia awarii i uciążliwości zapachowych. Jeżeli się komuś wydaje, że te osady można wozić po Mazowszu, to niech weźmie za to całkowitą odpowiedzialność (tak jak za zwrot unijnej dotacji). Najwyższy czas, żeby wreszcie skończyć z anonimowością podejmowanych decyzji, od których zależy prawidłowa i terminowa realizacja inwestycji i poprawa stanu środowiska, do czego zobowiązaliśmy się wobec Unii.