Kolejny rok za sobą i kolejny przed sobą. Przełom roku jest okresem, w którym, jakoś mimo woli dokonujemy czegoś, co, w rezultacie, jest próbą bilansu. Bilansu tego co stało się w roku, który właśnie odszedł. A może i lat wcześniejszych. Podsumowujemy sukcesy i porażki, liczymy “guzy i ordery”. W życiu i tym prywatnym i tym zawodowym.
W miastach, miasteczkach i gminach wiejskich kończy się układanie planów na kolejny rok i przystępuje do przygotowania sprawozdań budżetowych. Zwyczajnie, wydawałoby się, kadencje burmistrzów odmierzane terminami budżetowymi.
Za tabelami liczb budżetu ukrywa się jednak życie. Ciekaw jestem ilu autorów owych budżetów czy sprawozdań z ich wykonania nadchodzi refleksja co znaczą te liczby. Czy mają czas przypomnieć sobie ile wysiłku, nerwów, dyskusji, “wojen domowych”, gier politycznych czy ryzyka wymagało najpierw ustalenie każdej liczby, a potem przełożenie jej na konkretny, fizyczny wymiar kawałka drogi, rury, inwestycji czy remontu. Czy mają czas by spojrzeć za siebie, by zdać sobie sprawę z tego czego naprawdę dokonali? W ciągu roku, w czasie kadencji.
Wydaje się, że najczęściej ciesząc się z uchwalonego budżetu, czy uzyskanego absolutorium przestajemy myśleć o ukrytym sensie budżetu. Na ogół nie robi się czegoś co można by nazwać pisaniem “budżetowego pamiętnika”. Mam tu na myśli opisowe sprawozdanie z tego co działo się w danym roku. Jakie zrobiono inwestycje, jakie remonty, co działo się w mieście. Pozwala to na spojrzenie wstecz, rejestrację i obserwację zmian w przeciągu mijających lat.
Ilu z byłych czy obecnych burmistrzów ma tak naprawdę świadomość sumy dokonań swych kadencji. Tak trochę poza świadomością narastają kilometry dróg, rur wodociągowych i kanalizacyjnych, wymienia się sieć gazową, nikną trudności z telefonami, zmieniają się fasady budynków, stan taboru komunikacyjnego. Nagle okazuje się, że mieszkamy w zupełnie innym miejscu. Kamyki mozaiki układają. Powstaje obraz. Nie pamiętamy co było wcześniej.
Jak wielu z nas, mieszkańców miast, pamięta ich wygląd z początku lat dziewięćdziesiątych. Ową szarość, dymiące autobusy, zniszczone elewacje, braki w infrastrukturze. Czasami zadaję sobie pytanie: “co tu było wcześniej?”. I nie mogę sobie przypomnieć. A przecież chodziłem tą ulicą, niby ją znam.
W międzyczasie, tu i ówdzie można dolecieć samolotem, okazuje się, że nieopłacalne, zamknięte lotnisko nagle może służyć, stając się elementem rozwoju miasta. Na obrzeżu miast pojawiły się centra handlowe, obrzydliwe stacje benzynowe całkowicie zmieniły wystrój i otoczenie wokół siebie. Pojawiły się nowe banki, powstało centrum finansowe, nowy hotel…
Uważam więc, że takie “sprawozdanie”, swoista kronika miejska, powinna obejmować wszystkie dziedziny miejskiego życia. Te, które związane są z budżetem miasta i te, które związane z nim nie są. Miasto jest bowiem całością i mieszkańcom jest w sumie obojętne co do kogo należy. Chcą by miasto, w którym żyją, było dla nich przyjazne, by zaspokajało ich ambicje i pozwalało na samorealizację. I ludzie, którzy miastem zarządzają muszą o tym pamiętać. Nie mogą ograniczać się wyłącznie do zakresu swych kompetencji.
Z okazji rozpoczynającego się nowego roku składam więc wszystkim pracującym dla dobra swych miast, miasteczek i gmin wiejskich serdeczne życzenia by owe spojrzenie wstecz i refleksja nad tym co się stało wprawiło ich w zdumienie, że aż tyle dało się zrobić.

Wojciech Szczęsny Kaczmarek