Według szacunkowych obliczeń do roku 2050 liczba ludności Ziemi przekroczy 10 mld, z czego ponad 80% będą stanowić mieszkańcy aglomeracji miejskich. Oznacza to m.in., że będzie zmniejszała się dostępna powierzchnia ziemi uprawnej dla rolnictwa przez zawłaszczanie tych przestrzeni przez miasta. Trend ten już teraz jest widoczny i nieustannie wzrasta, gdyż miasto przyciąga większymi możliwościami zawodowymi, socjalnymi czy społecznymi. Niestety ma to swoją cenę, ponieważ odcinamy się od przyrody.

Ostatnie trudne dwa lata ukazały, jak silnie zakorzeniona jest w naturze człowieka biofilia – potrzeba obcowania z żywym ekosystemem. Coraz gęstsza tkanka miejska wymusza powstawanie coraz wyższych budynków, jednak mimo to dostępne są całe połacie niewykorzystanej przestrzeni. Inżynierowie wyliczają, że na 1 tys. m2 można wyprodukować rocznie do 40 t warzyw. Wejście rolnictwa do miast wydaje się naturalnym, kolejnym etapem rozwoju. Sama idea miejskiego ogrodnictwa nie jest nowa; pojawiła się już w XIX w., w okresie boomu industrialnego, gdy ogrody społeczne miały pomóc w walce z biedą i głodem. Czas wojen XX w. tylko potwierdził potrzebę miejskiej produkcji żywności. Współczesność dostarcza nam dodatkowych argumentów w planowaniu kierunku rozwoju. Miejskie farmy mogą być dodatkowym narzędziem w walce z epidemią otyłości, zmianami klimatu czy pozytywni...