Maseczki i rękawiczki rozwiewane przez wiatr, latające na sklepowych parkingach to codzienność. Z ulic i trawników środki higieny osobistej trafiają do sieci kanalizacyjnych. W dużych metropoliach, przy liniach brzegowych, pojawiają się „wyspy jednorazowych śmieci”.
Obowiązkowe i najczęściej jednorazowe
Nakaz zasłaniania ust i nos wprowadzono 16 kwietnia. Trzeba ich używać w środkach komunikacji, ale też na placach, w sklepach, w zakładach pracy, w urzędach, klatkach schodowych budynków wielorodzinnych – w każdym miejscu publicznym. Za niedostosowanie się do nakazu grożą mandat (do 500 zł) lub karą administracyjna od 5 do 30 tys. zł.
Sklepy udostępniają też jednorazowe rękawiczki. I to one są zmorą. Jak w wypowiedzi dla „Gazety Wyborczej” zauważył Michał Dąbrowski, przewodniczący Rady Polskiej Izby Gospodarki Odpadami, to najczęściej wina samych użytkowników, którzy powinni wrzucać maseczki i rękawiczki do pojemników, a często tego nie robią lub robią to niedbale.
Jednak oczekiwania swoje, a rzeczywistość swoje. Bo nawet jeśli ktoś wyrzuci zużytą rękawiczkę do pojemnika, ten często nie ma pokrywy. Folia spływa też do studzienek kanalizacyjnych. Wielkie miasta już borykają się z tym problemem.
Śmieci płyną do mórz i oceanów
„Fale” jednorazówek pojawiają podczas przypływów na wodach, np. w pobliżu dużych chińskich miast. Problem zaczyna dotykać też Nowego Jorku, plaż i parków kurortów w pobliżu Miami Beach na Florydzie. Jak informuje organizacja OceansAsia, sytuacja najgorzej wygląda u wybrzeży Hongkongu liczącego 7,4 mln mieszkańców.
Aktywiści alarmują, że przez epidemię koronawirusa odpadów rozkładających się tysiące lat będzie przybywać także w przyszłości. Wiele osób uważa jednorazowe artykuły za bardziej higieniczne niż te wielorazowego użytku. Przekonywali o tym m.in. producenci plastikowych opakowań, apelując o odroczenie o rok dat obowiązujących w dyrektywie Single Use Plastics. Komisja Europejska odrzuciła ich propozycję.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Komentarze (0)