Reklama

AD1A KUBOTA 04.03-04.04.24

Rzeki w Polsce są sierotami

Rzeki w  Polsce są sierotami
16.09.2013, o godz. 9:23
czas czytania: około 5 minut
0

Dalsza część tekstu znajduje się pod reklamą

Reklama

AD1B KUBOTA 04.03-04.04.24

Mimo wysiłków Beaty Tarnawy i Jacka Bożka z Klubu Gaja organizujących interesujące akcje „Zaadoptuj rzekę” i Big Jump, mimo działań podejmowanych przez WWF w celu wytropienia odpowiedzialnych za dewastację natury dolin rzek i potoków, mimo desperacji setek działaczy wędkarskich, mimo śledztwa Komisji Europejskiej (dalej: KE) – rzeki umierają płynąc.

„Zaadoptuj rzekę” to dobra akcja poszukująca organizacji, szkół, nieformalnych grup miłośników, którzy chcieliby zaadoptować w symboliczny sposób rzekę. Następnie już w bardzo realny sposób sprawują nad nią społeczną opiekę i kontrolę. Pan Ogórek miałby tu pole do popisu. Jeśli taka akcja została zapoczątkowana i znajduje poparcie, oznacza, że rzeki w Polsce są rzeczywiście sierotami. Mimo niejasnej struktury własnościowej i skomplikowanym kwestiom zarządzania rzekami, generalnie ich właścicielem jest Państwo lub bardziej enigmatyczny stwór – Skarb Państwa. Państwo, czyli nikt lub my wszyscy. Można zapytać, to znaczy kto? Próbując odpowiedź na to pytanie, zgodnie z Konstytucją i ustawami, można stwierdzić, że podmioty  zarządzające w imieniu państwa częścią większych rzek to Ministerstwo Środowiska oraz podporządkowane mu organy – Regionalne Zarządy Gospodarki Wodnej (RZGW). Pozostała część wód to tzw. rzeki rolnicze. Po trwającej ponad 20 lat niemożności ustalenia podmiotu za nie odpowiedzialnego, w końcu powierzono je wojewódzkim władzom samorządowych. Te dziś już organy samorządowe uzyskały podobną nazwę – Wojewódzkie Zarządy Melioracji i Urządzeń Wodnych (w skrócie zwane „meliorantami”). Nie rozwiązuje to jednak problemu. Pierwsza grupa rzek zarządzana jest w systemie zlewniowym przez RZGW, czyli zgodnie z naturalnymi geograficznymi granicami rzek i ich dorzeczy. Druga grupa podlega zarządowi zgodnie z podziałem administracyjnym – podziałem sztucznym i niezależnym od naturalnych granic dorzeczy. Politycy i urzędnicy w Ministerstwie Środowiska co jakiś czas podnoszą postulat przeprowadzenia reform w kwestii prawnego osierocenia rzek. Ostatnio, rok temu, w debacie przeprowadzonej w Ministerstwie Środowiska  m.in. organizacje wymienione na początku artykułu z trudem przekonywały sekretarza stanu, ambitnego polityka partii rządzącej, do poddania wszystkich rzek jednolitemu reżimowi prawnemu. Niestety nie udało się. Wił się i bronił z zapałem. Klub Gaja ma zatem dalej wiele pracy – musi szukać jeszcze wielu chętnych do adopcji osieroconych rzek i potoków.

W tym miejscu należy wyjaśnić, kim są ci wspomniani na początku odpowiedzialni za dewastację  natury dolin rzek i potoków. Są to projektanci, firmy, też „naukowcy” związani z wymienionymi instytucjami. Często nazywa się je, używając bardziej technokratycznego języka, „lobby hydrobetonowym” lub „meliorantami”. Napędem procederu są pieniądze, często z UE, „do przerobienia”. Około sto organizacji i naukowców, licząc na zmianę polityki wodnej przez Ministra Środowiska, po powodzi z 2010 r., skwitowało ich efekty działania w następujący sposób :

"Także większość unijnych środków z Sektorowego Programu Operacyjnego (SPO) oraz Zintegrowanego Programu Operacyjnego Rozwoju Regionalnego (ZPORR) skierowanych na „rolnicze gospodarowanie wodami” w latach 2004-2006 i obecnie z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich (PROW) i Regionalnych Programów Operacyjnych (RPO) 2007-2013 przeznaczono na regulowanie rzek, czytaj ich dewastację (prostowanie koryt, utwardzanie brzegów, wycinkę roślinności). W praktyce oznacza to dalsze zubożenie przyrody dolin rzecznych, co stoi w sprzeczności z celem Ramowej Dyrektywy Wodnej dotyczącym „dobrego stanu wód”, a także wzrost zagrożenia powodziowego."
 
Minister Środowiska, mimo, iż wziął udział w konferencji prasowej przeprowadzonej w Ministerstwie w 2010r. i poparł jednoznacznie nasze postulaty, nie zrobił nic, aby zmienić niewłaściwą gospodarkę rzekami polskimi. Z resztą nie on jeden. Próby zreformowania i ujednolicenie polityki w sprawie rzek polskich ponoszą klęskę od czasów Okrągłego Stołu w 1989r., gdzie uzgodniliśmy zlewniowy system zarządzania gospodarką wodną. Jednocześnie wciąż, po blisko 25 latach melioranci i „ich rzeki” podlegają bądź ministrowi rolnictwa, bądź wojewodom, marszałkom w granicach administracyjnych województw.

Z nieoczekiwaną odsieczą przyszła jednak w bieżącym roku KE, która od chwili wejścia Polski do UE bombardowana jest przez liczne skargi wędkarzy, ekologów, Zielonych i naukowców-przyrodników. Do tej pory, mimo wielu wniosków, apeli, wskazywania na liczne przypadki naruszeń Ramowej Dyrektywy Wodnej (dalej: RDW), organy zarządzające rzekami nie podejmowały wiele działań, prowadzących do dewastacji polskich rzeki. Warto tutaj dodać, że celem RDW jest osiągnięcie „dobrego stanu wód” w rzekach UE do 2015 r. „Dobry stan” rozumie się bardzo szeroko, nie tylko w sensie fizycznym i chemicznym, ale także jako uzyskanie równowagi i bogactwa całego ekosystemu w samej rzece, w jej korycie i dolinie. Sposób postępowania organów zarządzających (które czerpią wzory jeszcze z czasów stalinowsko-peerlowskich, choć trzeba dodać sprawiedliwie, że wówczas taki techniczny sposób myślenia o rzekach jak o przedmiotach, które mają być uporządkowane, wyregulowane, służyć wyłącznie człowiekowi i chodzić jak w zegarku obowiązywał też za żelazna kurtyną) polegający na wycince roślinności i drzew nad brzegami, wyrównaniu zakoli, zasypaniu starorzeczy, wyrównaniu dna, uformowaniu koryta w kształcie trapezowym od początku były i są sprzeczne z celem, duchem, literą RDW.

Postulaty zebrane m.in. w w/w  liście 100 organizacji i naukowców z 2010 r. są aktualne oraz dotyczą faktu, że w UE, z wyjątkiem Polski, w ramach wdrażania RDW rzeki się renaturyzuje, czyli robi się dokładnie odwrotnie niż u nas. Trafiają one niestety w próżnię.  Planowane i rozpoczynane są dalsze regulacje osieroconych rzek jak Bóbr, Stobrawa czy Ina.
 
Patrzymy na KE jak na strażnika, który w końcu skontroluje organy i podmioty dewastujące nasze rzeki i potoki. Niespodziewanie, po latach uśpienia wydaje się, że KE zaczyna podejmować działania. Na razie KE zawiesiła rozliczenia 2 mld euro wydane w poprzednich latach na regulację (czytaj: głównie niszczenie) rzek. Wiemy że hydrobetonu ani meliorantów nic nie skruszy poza pieniędzmi. Od dawna dziwiliśmy się i zwracaliśmy uwagę, że UE nie będzie finansować działań polskich władz niszczących naturę rzek, czyli dawać pieniędzy na cele sprzeczne z polityką wodną UE, której głównym wyrazem jest dziś RDW. KE wyciągnęła więc właściwą broń. Wydaje się, że UE tylko w ten sposób może skutecznie zmienić polską politykę. Czekamy więc z niecierpliwością na decydującą bitwę i sytuację, gdy w końcu nie będzie potrzeby przeprowadzania akcji adoptowania rzek.

Radosław Gawlik
Stowarzyszenie Ekologiczne EKO-UNIA
Partia Zieloni

Tagi:

Udostępnij ten artykuł:

Komentarze (0)

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu. Bądź pierwszą osobą, która to zrobi.

Dodaj komentarz

Możliwość komentowania dostępna jest tylko po zalogowaniu. Załóż konto lub zaloguj się aby móc pisać komentarze lub oceniać komentarze innych.

Te artykuły mogą Cię zainteresować

Przejdź do
css.php
Copyright © 2024